Krzyk myszy
W ubiegłą sobotę na scenie Teatru Kameralnego w Sopocie odbyła się premiera słynnej sztuki AGATHY CHRISTIE "PUŁAPKA NA MYSZY". Jak wiele razy mogliśmy czytać - "Pułapka" grana była (a może jest nadal?) przez dziesięciolecia w Londynie. Publiczność niezmiennie dopisywała i tylko zmieniano kostiumy. Czy tak będzie w Sopocie?
Usłyszałam w przerwie uwagę wielbiciela innego stylu kryminałów: "No, nie jest to Chandler!". Ano nie jest; Christie ma swój odrębny klimat, swoje metody wikłania zagadki, które niejednokrotnie zbijają z tropu czytelników. Przypomnę tylko, że została nawet usunięta z grona klubu twórców literatury kryminalnej po "Zabójstwie Rogera Ackroyda". Mordercą w tej właśnie powieści okazywał się narrator - czyli, dla czytelnika, osoba poza wszelkimi podejrzeniami. Klimat i przewrotność autorki przekazała nam na scenie BOGUSŁAWA CZOSNOWSKA, która przedstawienie wyreżyserowała. Znakomita aktorka i doświadczona reżyserka - a przy tym osoba o znakomitym poczuciu humoru - wyszła obronną ręką z tej pułapki. Aktorzy umiejętnie wprowadzają nas w błąd, wikłając zagadki, podsuwając nam fałszywe rozwiązania. Postaci ukazują swoje inne, ukryte twarze, reagują zaskakująco. I do końca nie wiemy, kto czai się w mroku - a ja tej zagadki oczywiście nie zdradzę.
Zanim jeszcze wejdziemy na widownię, dobiega nas przeraźliwy krzyk kobiety. A kiedy się sadowimy w fotelach, z radia na scenie dobiega komunikat o popełnionym morderstwie. Komunikat ten i prognoza pogody będą się powtarzać - to dwa sygnały nadciągającego niebezpieczeństwa, zaciskającego się kręgu pułapki. Sygnały te odbieramy my, dla bohaterów zdają się nie mieć żadnego znaczenia.
Wszystko zaczyna się pogodnie, w tonie komediowym. Młode małżeństwo Mollie Ralston (DOROTA KOLAK) i Giles Ralston (MIROSŁAW KRAWCZYK) zamierza debiutować w roli właścicieli pensjonatu. Dochodząca służąca właśnie odeszła, zaczyna się śnieżyca - a wraz z nią przybywają pierwsi goście. Pojawia się galeria niesamowitych typów; na dobrą sprawę każdy z nich mógłby coś ukrywać. Stary dwór angielski staje się stopniowo zamkniętą pułapką na myszy. Jego mroki i uroki wyczarował na scenie scenograf JÓZEF NAPIÓRKOWSKI, on też stworzył kostiumy, które wiele nam mówią o postaciach. Pierwszy przybysz - Christopher Wren (JACEK GODEK), to rozwichrzony artysta, ubrany z rozmyślną nonszalancją, łączącą w sobie elementy ubiorów różnych klas. Panna Casewell (GRAŻYNA JĘDRAS), która zdaje się być opancerzona nieskazitelnym męskim garniturem. Demoniczny i podejrzany cudzoziemiec Pan Paravicini (ZBIGNIEW OLSZEWSKI) lśniący czernią nie tylko ubioru, ale i wypomadowanej głowy i polakierowanych wąsikóy. Major Metcalf (ANDRZEJ NOWIŃSKI) jakby zeszedł z jakiejś starej fotografii, w swoich pumpach w kratkę - aż podejrzanie normalny i angielski.
Jedyną osobą poza podejrzeniami wydaje się Pani Boyle (ANNA CHODAKOWSKA), ale za to - co to za charakter! Bawimy się świetnie, kiedy ta nieskazitelna osoba z namysłem na twarzy wyszukuje wciąż nowe pretensje i zarzuty. To typ, który znamy również i u nas na kontynencie - wieczne pretensje i urażona godność. Pani Boyle w interpretacji Anny Chodakowskiej wprowadza element humoru. Bawi też publiczność każdym swoim ruchem Zbigniew Olszewski; jego cudzoziemiec zdaje się z euforią wcielać w życie brytyjskie wyobrażenia o tym, co niesmaczne i nie na miejscu.
A przecież "Pułapka na myszy" - podobnie jak "Dziesięciu Murzynków" - nawiązuje do win sprzed lat, za które karze samotny mściciel. Odniesienia tytułów do dziecięcych makabrycznych rymowanek potęgują tylko grozę. I w sopockiej "Pułapce", po początkowych śmiechach, rozlega się na widowni autentyczny krzyk przestrachu: Piękny dowód uznania dla kulminacyjnej sceny, której - ze zrozumiałych względów - nie będę tu opisywać. A najbardziej w stylu wydaje mi się tajemnicza pan na Casewell Grażyny Jędras, jakby zastygła i skamieniała - zapatrzona w przyszłość.
Tak więc, również sopockiej "Pułapce na myszy" wróżę powodzenie - o czym świadczyły i owacje na premierze.