Artykuły

Czarodziejski flet gra współcześnie

"Czarodziejski flet" w reż. Marka Weissa w Operze Bałtyckiej w Gdańsku. Pisze Katarzyna Chmura w Gazecie Wyborczej - Trójmiasto.

Inscenizacja Mozartowskiego "Czarodziejskiego Fletu" Marka Weissa to przewrotna, odważna i dowcipna interpretacja tegoż historycznego dzieła. Towarzyszy temu solidny poziom warstwy muzycznej, firmowany przez Jose Maria Florencio.

Rzecz dzieje się nie w baśniowej krainie Królowej Nocy i Sarastra, lecz w uniwersalnym, magicznym miejscu. Stanowi je ascetyczna, utrzymana w bieli scenograficzna przestrzeń, stanowiąca podłoże projekcyjne dla symbolicznych wizualizacji. Znajdziemy wśród nich m.in. emblematy masońskie, ukazany przestrzennie świetlisty trójkąt, a także symbole rozmaitych prób, jakie musi przejść wolnomularz, jak ogień i woda.

Opera Bałtycka wykorzystuje po raz pierwszy w tym spektaklu specjalne, wbudowane w podstawę sceny i utrzymane pod kątem opadającym w kierunku do widowni podest oraz dźwignię. Uatrakcyjniają one znacznie skromną scenę gdańskiego teatru.

W oryginale operę rozpoczyna obraz, w którym książę Tamino trafia do baśniowej krainy Królowej Nocy, gdzie zostaje zaatakowany przez nieprawdopodobnych rozmiarów węża, mając złudzenie, że grozi mu pożarcie przez bestię. W przedstawieniu Marka Weissa koszmar ten zostaje urealniony. Mamy w zamian scenę, w której Tamino leży na szpitalnym łóżku. Okazuje się być on mężczyzną odczuwającym freudowski lęk do kobiet. Węża bowiem zastępują zaś dziesiątki kobiet, które próbują go osaczyć.

(...)

Inscenizator oczyścił "Czarodziejski Flet" niemal całkowicie ze sztafażu dziecięcej baśni. Interpretacja bazuje na przedstawianych na płaszczyźnie metaforycznej wielopłaszczyznowych i przewrotnych antagonizmach. Męski racjonalizm przeciwstawiany jest tu kobiecej inklinacji do irracjonalizmu i emocjonalności, pogoń za szczęściem - wierze w przeznaczenie, życiowa mądrość - konserwatyzmowi, miłość i proste chwile ulotnego szczęścia - spekulatywnemu oświeceniu, które ukazywane jest głównie jako poddanie się kolejnym rygorom.

W spektaklu tym znajdziemy nie tylko metaforę, lecz także realizm, na przykład w zabawnej scenie Papagena i Papageny, w której świetnie wypadli wokalnie i aktorsko Mikołaj Zalasiński i Julia Iwaszkiewicz. Zalasiński stworzył w spektaklu przekonującą postać człowieka, który przechodzi metamorfozę, funkcjonując początkowo poza społecznymi strukturami, a potem dając się w nie wciągnąć pod wpływem miłości do Paminy.

W partii Królowej Nocy usłyszeliśmy Edytę Piasecką, która zelektryzowała widzów wykonaniem dwóch słynnych i niezwykle trudnych arii "O zittre nicht, mein lieber Sohn" i "Der Hölle Rache kocht in meinem Herzen". Jej kryształowy i przenikliwy sopran oraz przepełnione nastrojem grozy interpretacje stanowiły znakomitą przeciwwagę dla partii Sarastra, realizowanej przez Daniela Borowskiego. Jego ciepły i roznoszący się na całą salę bas oddziaływał kojąco. Podobny kontrast w barwie głosów cechował kolejną parę wykonawców - sopran Anny Mikołajczyk, jako Paminy, oraz ciepłej barwy tenor Adama Zdunikowskiego jako Tamina. Dyrygent logicznie operował tempem i dynamiką, za czym podążyła orkiestra i chór. Podczas premiery nie obyło się bez drobnych wykonawczych wpadek (np. parę niedoskonałości intonacyjnych w uwerturze), jednak przedstawienie od strony muzycznej stało na solidnym poziomie.

Całość w Gazecie Wyborczej - Trójmiasto.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji