Artykuły

Psychoanalityczna nieuchwytność

W wilii na wyspie Rosvannoy, położonej na Morzu Nor­weskim, pod kręgiem polarnym, tuż przed nastaniem sześciomiesięcznej pory nocnej, spotykają się dwaj mężczyźni: gospodarz domu, wybitny pi­sarz, noblista - Abel Znorko i odwiedzający go dziennikarz Erik Larsen.

Kiedy odsłania się kurtyna, ciemność przeszywają świecące na niebie gwiaz­dy. Po chwili, gdy oczy przyzwyczajają się do półmroku, okazuje się jednak, że scenę od góry zamykają małe lamp­ki ukształtowane na gwiezdne zbiory. Słychać jeszcze jakieś wystrzały, głu­cho brzmiące i lekko sztuczne. Wresz­cie na scenie pojawiają się mężczyźni - Abel (Tadeusz Huk) oraz Erik (Piotr Cyrwus) i zaczynają rozmowę.

"> Wariacje enlgmatyczne>, wariacje na temat melodii, której nie słychać... Ukryta melodia, której się można domyślać, która pojawia się i znika, me­lodia, którą musimy sobie wyobrazić, enigmatyczna, nieuchwytna (...) Ko­biety są właśnie jak te melodie, które sobie wyobrażamy, a których nie sły­szymy. Kogo kochamy, gdy kochamy? Nigdy tego nie wiemy" - napisał o swoim dramacie francuski dramaturg i powieściopisarz (rocznik 1960). "Sztuki Schmitta - perfekcyjnie skon­struowane, ze świetnym dialogiem, zaskakujące nagłym, przewrotnym zwro­tem sytuacji i wieloznacznością point, uniwersalne w treści - wkroczyły na scenę prestiżowych teatrów Europy i obu Ameryk (przetłumaczone na 22 języki, grane w 27 państwach)" - napisała w programie Elżbieta Bińczycka.

Scenicznie "Wariacje enigmatycz­ne" mogą stać się aktorskim duetem, obmyślonym i zapisanym przez dra­maturga na kształt duetu muzyczne­go, z solówkami-krótkimi monologa­mi, wymianami tematów-dialogami, ciągłym przekomarzaniem się, wymia­ną, rozwojem myśli. Ale by uzyskać ten efekt, trzeba z wielką dokładnością rozpisać sytuacyjne emocje i scenicz­ne rozwiązania, wyciągnąć z tekstu momenty ważne, a te przegadane (na­zwałem je sobie psychoanalitycznymi), płaskie i sentencyjnie bełkotliwe po­zbawić patosu i napuszoności.

Krakowski spektakl-koncert mo­mentami wciąga w swój świat, ale jed­nocześnie nie zachwyca. Zbyt dużo jest nieczystości (używając języka muzy­ki), braku całkowitego kontaktu pomiędzy aktorami-instrumentalistami, wyczucia na wzajemne impulsy. Tekst chwilami brzmi bardzo sucho, pusto, jakby pozbawiany tkwiących w nim napięć rodzących kolejne słowa. Bar­dziej podobał mi się Taduesz Huk, gra­jący na przecięciu intelektualnego chłodu i głębokiej potrzeby współbycia, rodzącej się z ciągłej samotności.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji