Artykuły

Mówiąc o niskiej randze teatru, aktorzy uderzają też w siebie

- Bardzo często problem leży w tym, że aktorzy po wielu latach pracy w jednym teatrze występują przeciw dyrektorom, jakby z przywileju "zasiedzenia" i domagają się wielkich zmian, łącznie ze zmianą dyrektora, ale bez zmian w zespole artystycznym. To wynika z całkowitego braku odpowiedzialności - mówi Gazecie Tarnowskiej Edward Żentara, dyrektor Teatru im. Solskiego w Tarnowie.

Jerzy Reuter: Czego, Pana zdaniem, oczekiwali aktorzy, gdy pan obejmował stanowisko dyrektora. Czy te oczekiwania były na wyrost?

Edward Żentara: Oczekiwali dokładnie tego, co otrzymali. Grali w większości sztuk - mówię o aktorach z grupy protestującej - i lepiej zarabiali. Teatr, pomimo remontu, oddawał widzom kolejne premiery i nie było przez półtora roku żadnego niezadowolenia. Mówienie dzisiaj o narastającym konflikcie jest czystą retoryką i niczym niepopartą próbą dyskredytacji osiągnięć całego teatru.

A może środowiska artystyczne mają kłopoty z zaakceptowaniem autorytetów?

- Myślę, że spór ma źródła w odmiennych koncepcjach prowadzenia teatru. Jedna z nich, to teatr zarządzany wspólnie przez dyrektora i radę artystyczną. Niestety aktorzy nie zdecydowali się na powołanie rady, bo nie chcieli współodpowiedzialności i przerzucili tę decyzyjność i konsekwencje na mnie. W tarnowskim teatrze nie ma rady artystycznej i opowiadanie, że ja stworzyłem radę jednoosobową jest manipulacją i kłamstwem. Ja wziąłem na siebie całą odpowiedzialność za funkcjonowanie teatru i ja podejmuję decyzje. Czy te decyzje są dobre? Proszę zerknąć na liczby - w stosunku do lat ubiegłych powiększyły się zarobki pracowników, dochody ze spektakli, ilość premier i przedstawień. Proszę też zauważyć, że ten wzrost nastąpił pomimo obniżenia przez miasto dotacji na teatr. Czy to świadczy o złym zarządzaniu?

Kto Pana zdaniem jest najbardziej uprawniony do oceniania artystycznej pracy teatru?

- W pierwszej kolejności widzowie, a dopiero potem wszelkie organa kontrolne i miejskie. Na końcu oceniamy my, pracownicy teatru. Oceniamy, czy praca jaką wykonaliśmy daje jakąkolwiek satysfakcję, a jeżeli tak, to czy jesteśmy za to odpowiednio wynagrodzeni. Ja taką satysfakcję odczuwam, a sądząc po lepszych zarobkach pracowników, myślę że cały teatr również. Tarnowski teatr był przez ostatnie dwa lata poddawany wielu kontrolom i z każdej wyszliśmy z oceną pozytywną.

Protestujący aktorzy mówią o obniżeniu rangi tarnowskiego teatru. Jaka ma być ranga prowincjonalnej sceny?

- Ten zarzut jest chyba najbardziej niezrozumiały. Teatr ma dobry i zróżnicowany repertuar, widzowie są zainteresowani i przychodzą na spektakle i gramy nie tylko w Tarnowie. Jeżeli mówimy o obniżeniu rangi, to zastanawiam się kto obniża. Przecież ci, którzy to mówią, grają w tym teatrze, więc są niebagatelną częścią tej rangi. Czy nie uderzają w siebie?

W tej chwili aktorzy rozmawiają z dziennikarzami na swojej konferencji prasowej i trochę przypomina to sytuację z posiedzenia Rady Kultury, na której Pan przedstawiał swoje racje bez drugiej strony sporu. Czy możliwy jest jakikolwiek kompromis? Co stoi na przeszkodzie żeby usiąść razem i porozmawiać?

- Musimy wyjść od pomijanej, a bardzo ważnej sprawy. Rada Kultury nie zebrała się, by omawiać tylko i wyłącznie sytuację związaną z listem otwartym aktorów. To było posiedzenie, dotyczące ogólnie pojmowanej kultury, a teatr był częścią tego zebrania. Być może dlatego na spotkanie nie zaproszono aktorów i dziennikarzy. Ja jestem dyrektorem placówki samorządowej i to ja odpowiadam przed Radą Kultury, czyli prezydentem, za teatr. Aktorzy, którzy wchodzą w spór z pracodawcą mają swoje ścieżki prawne i oczekuję, że z tego skorzystają. Jedna z gazet opisała tę sytuację bardzo ostro, a największe zarzuty były o niezaproszenie dziennikarzy. Tym samym wytworzyła się wokół tego posiedzenia dziwna teoria spiskowa, która miałaby potwierdzać racje aktorów. To jest moim zdaniem spłaszczanie problemu i działa na niekorzyść stron konfliktu. To nie miała być jakaś "komisja śledcza", mająca odkryć niegodziwości dyrektora. Ja przedstawiłem fakty i statystyki, bo to jest najlepszy miernik sytuacji w tarnowskim teatrze. Po moim wystąpieniu Rada zajęła się swoimi sprawami, a ja wyszedłem z sali. Aktorzy urządzają swoje konferencje prasowe i tam mogą bez skrępowania się wypowiadać. Czy jest miejsce na kompromis? Jako dyrektor placówki nie mogę omawiać przyszłości teatru z dwoma, może czterema aktorami, bo odpowiadam przed znakomitą większością, niezaangażowaną w ten spór.

W takich konfliktach zawsze pierwsi dopuszczani są do głosu tzw. "słabsi". Kto w tym sporze jest słabszy?

- Tutaj nie ma słabszych i mocniejszych, bo nie jest to spór na poziomie pracownicy - pracodawca, a bardziej niezadowoleni - dyrektor. Nie złamałem żadnego przepisu ustaw, kodeksów i regulaminów. Kontrole, o których mówiłem wcześniej, zażądały ode mnie uporządkowania teczek osobowych pracowników i wyszło kilka prawnych nieścisłości, między innymi sprawa podania fałszywych informacji o swoim wykształceniu przez jednego z aktorów. Aktor zgodnie z prawem został zwolniony dyscyplinarnie, więc nie rozumiem gdzie mógłby być ten kompromis i o czym mielibyśmy rozmawiać. Natomiast aktorka, z którą rozwiązałem umowę o pracę, otrzymała propozycję dalszej współpracy na nieco innych zasadach.

Protesty, podobne do tego, wybuchają w całej Polsce, czy to jest schyłek instytucjonalnej sceny wymyślonej po II wojnie?

- Tak, to jest problem ogólnopolski. Być może ten system nie przetrwa w czasach zupełnie innych - po 1990 roku. Przy tym nie wyobrażam sobie, żeby wszystkie teatry przeszły w prywatne ręce, bo to jest niemożliwe. Czas i widownia, brzydko mówiąc - rynek, wszystko zweryfikuje. Bardzo często problem leży w tym, że aktorzy po wielu latach pracy w jednym teatrze występują przeciw dyrektorom, jakby z przywileju "zasiedzenia" i domagają się wielkich zmian, łącznie ze zmianą dyrektora, ale bez zmian w zespole artystycznym. To wynika z całkowitego braku odpowiedzialności. Jest też problem finansowy, który coraz częściej powoduje zamykanie teatrów - przykładem Teatr Nowy w Krakowie. Nam tarnowscy radni obcięli dotację o 400 tysięcy złotych, ale jeszcze pracujemy. Nie możemy również pomijać skutków kryzysu światowego - oczywiście nie jest to przyczyna generalna.

Czy na otwarcie sezonu 2010/2011 tarnowski teatr wystawi swoją premierową sztukę? Czy odbywają się już próby?

- 65 lat temu Ludwik Solski otworzył tarnowską scenę sztuką A. Fredry "Zemsta". Postanowiliśmy nawiązać do tej rocznicy i pierwszą premierą w tarnowskim nowym teatrze będzie ta zacna sztuka. Chcemy zrobić ją bardzo tradycyjnie, by była również pozycją lekturową dla tarnowskiej młodzieży i nie tylko.

Zdaniem wielu tarnowian, nowy budynek nie będzie ukończony w tym roku. A jak Pan myśli? Będzie w tym roku nowy teatr? I nie chodzi mi o uroczystość otwarcia, lecz o pełne wyposażenie na zewnątrz i w środku.

- Nowy budynek teatru, to wielkie marzenie całego Tarnowa. Ja też chciałbym wejść na wyremontowaną scenę jak najszybciej. Czy budowlani zdążą na czas? Tego nie wiem, ale jeżeli nawet po ustalonym terminie pozostaną prace wykończeniowe, to i tak będzie w Tarnowie wielkie święto. Chcemy zaprosić na inaugurację "Tango" S. Mrożka w reżyserii Jerzego Jarockiego, z główną rolą tarnowskiego aktora Marcina Hycnara. Ja wierzę, że przejdziemy suchą nogą przez to wielkie morze.

Mieszkańcom Tarnowa zależy na dobrym teatrze. Czy może nam Pan to dzisiaj obiecać?

- W nowym Teatrze mogę obiecać mieszkańcom Tarnowa i województwa małopolskiego większe widowiska, większe sztuki teatralne o wyższej niż dotychczas jakości artystycznej, w związku z większą dotacją i nowymi , ciekawymi artystami, chcącymi współpracować z tarnowskim teatrem - wszystko dla zadowolenia widzów i podniesienia rangi naszego Teatru w Polsce.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji