Artykuły

Rzecz o pralni z aluzjami

Przed kilkoma miesiącami, niedługo po Sierpniu, byłem na pewnej imprezie literackiej, na której wygłoszono szereg referatów na różne tematy. Referatów, jak to zazwyczaj bywa, lepszych i gorszych, napisanych odważniej lub bardziej kamuflujących poruszaną problematykę. Niektórzy autorzy tych ostatnich tłumaczyli, że ich teksty powstały jeszcze przed Sierpniem, gdy trzeba było o wielu sprawach mówić półgębkiem, używać języka ezopowego, posługiwać się metaforą i symbolem, dawać tylko do zrozumienia. W związku z tym pytano już potem wszystkich kolejnych referentów o czas powstania ich dzieł: przed czy po Sierpniu.

Przypomniało mi się to anegdotyczne zdarzenie, gdy oglądałem w warszawskim Teatrze na Woli najnowszą premierą, głośną już w stołecznym artystycznym high life komedię (ale choć śmieszną w wielu momentach, wcale ogółem niewesołą) Stanisława Tyma "Pralnia". Przypomniało mi się dlatego, że "Pralnia" jest właśnie utworem napisanym przed Sierpniem. Żeby to stwierdzić, wcale nie trzeba być dobrze poinformowanym, wiedzieć o tym, że utwór powstał kilka lat temu, ale nie mógł "przedostać się" na scenę itd. Po prostu wystarczy iść do teatru i rzecz obejrzeć. "Pralnia" jest bowiem rozpoznawalną na pierwszy rzut oka typową - żeby tak rzec - "przedsierpniową" metaforą, posiada wiele odniesień do polskich realiów, posługuje się aluzją lub robi perskie oko do widza. Śmiejemy się często i chętnie, chociaż nie wszystkie dowcipy autora są najwyższej próby, ale i tylko tyle. Bo sens głębszy utworu, metafora państwa autorytarnego przedstawionego w postaci pralni "Radosny dzwon", która posiada mocno rozbudowaną biurokratyczną strukturę, ale w której dawno przestano już... prać i robić cokolwiek właściwie, co miałoby jakiś sens, dziś wydaje się naiwnym, jakby dziecięcym mówieniem o tym, co wszyscy znają doskonale. Rzeczywistość przerosła sztukę, a my wszyscy staliśmy się dorośli, w ciągu Sierpnia i kilku następnych miesięcy dojrzeliśmy, zrzuciliśmy krótkie majtki, w których próbowano nas trzymać przez wiele lat. To, co być może poruszyłoby widzów teatralnych, gdyby dane im było obejrzeć "Pralnię" lat temu kilka, obecnie jest oczywistością. Gdy śmiejemy się więc z sytuacji przedstawionych przez Tyma, to z pewną wyższością.

Nie znaczy to oczywiście, że "Pralni" nie należało wystawiać. Wiedza, którą posiedli Polacy w ostatnich miesiącach wciąż nie ma bowiem - nazwijmy to tak - przedłużenia w sztuce. Jest sporo odwilżowej publicystyki (ale dość powierzchownej, brakuje głębszych analiz), podejmuje próby uporania się z nową sytuacją film, natomiast teatr czy literatura zmieniły się w niewielkim stopniu. Nie żądam rzeczy niemożliwych, to znaczy gotowych powieści napisanych i wydanych po Sierpniu, a proponujących już zupełnie nowe spojrzenie na społeczeństwo, ale brakuje mi wśród utworów dawniejszych tego, co w literaturze najważniejsze: intuicji, przeczucia. Wizji tego, co się w końcu stało. "Pralnia" nie stanowi tutaj wyjątku: dając pewien trafnie uchwycony obraz rzeczywistości lat siedemdziesiątych nie widzi żadnej nadziei na zmianę. Zresztą podobnie było w innych utworach drugiej połowy siódmej dekady utrzymanych również w tonacji groteskowej, np. w głośnej, wydanej w tzw. drugim obiegu "Małej Apokalipsie" Tadeusza Konwickiego.

"Pralnia" jest utworem zgrabnie napisanym, czerpiącym inspiracje z różnych źródeł. Można dopatrzyć się podobieństwa komedii do demonicznych sztuk mistrza Witkacego czy nadrealistycznego teatru Gałczyńskiego. Całość ma w sobie też coś z kabaretu i teatru absurdu.

Sztukę wyreżyserował w Teatrze na Woli sam autor. Wyraźnie zaznaczył groteskowość utworu, podkreśloną dodatkowo przez kostiumy i grę wielu aktorów czy raczej aktorek. W sztuce dominują bowiem kobiety, pracownice pralni, z czym - dodajmy na marginesie - wiąże się jeszcze jeden ton utworu, swoisty mizoginizm.

Wiele aktorek stworzyło interesujące kreacje. Przede wszystkim warto wymienić występującą gościnnie Barbarę Rachwalską, która zagrała bardziej serio niż wiele koleżanek i dała ciekawą postać starej praczki Napiórnej, wspominającej z nostalgią czasy, kiedy to jeszcze prała dla pana dziedzica. Halina Łabonarska przerysowała groteskowo postać demonicznej Przewodniczącej. Wspomnijmy też o Barbarze Horawiance, Marii Chwalibóg i Zofii Merle, a z dwóch mężczyzn, jacy pojawiają się na scenie, wymieńmy Jana Matyjaszkiewicza, który stworzył malutkie studium urzędnika świadomego potęgi pralniczego państwa kobiet "Radosny dzwon".

Naturalistyczna scenografia dająca bardzo dobre tło dla wydarzeń sztuki jest dziełem Małgorzaty Treutler.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji