Artykuły

Wyprać do końca

Do obejrzenia "Pralni" Stanisława Tyma zrealizowanej w Teatrze na Woli zachęcać nie trzeba. Już sam fakt, że sztuka przez kilka lat spoczywać musiała w szufladzie, ściąga tabuny widzów. Słyszy się ponadto "na mieście" opinię, że przedstawienie jest - tak to się krotko określa - ostre.

Owszem, jest. Lecz głównie tą ostrością pełną kuksańców i poszturchiwania, tzw. brzydkich słów i przejaskrawionych, obraźliwych gestów. Tą ostrością zachłanną, ekstensywną a więc zwalniającą od drążenia problemów, wyjaśniania spraw do końca, pogłębiania.

I Tym jako autor sztuki i Tym jako reżyser przedkłada penetracją wszerz nad penetrację w głąb. W głąb zresztą wtedy gdy pisał, drążyć nam nie kazano. Jest więc tych wycieczek tematycznych - mniejszych i większych - sporo.

Osnowę stanowi historia pralni "Radosny Dzwon", istniejącej od lat na kredyt, od lat nie, wykonującej żadnych usług, świecącej fałszywym blaskiem ale gwałtownie broniącej się przed zamknięciem! Nawet za ceną zbrodni - makabrycznego mordu Eugenii Koń, założycielki firmy, która - z jej obojętnej miny można to wyczytać - nie jest w stanie w pralnianej rzeczywistości dostrzec odbicia własnych ideałów, więc nie angażuje autorytetu w obronę wątpliwej sprawy.

Niemal w samodzielny, żyjący własnym życiem wątek, rozrasta się opowieść Napiórnej, wysłuchiwana przez praczki z nudów nie po raz pierwszy zresztą o dziedzicu - historycznym bankrucie i o półprawdach sztuki socrealistycznej. Tak, socrealistycznej z lat 50-tych wykpiwanej przy każdej nadarzającej się okazji, ale wymykającej się ciągle rzetelnej naukowej refleksji.

Zestawienie obu historii bankructwa ma chyba rzecz całą pogłębiać. Jak jednak ocenić finał przedstawienia? Dyskotekowo-migotliwy, nie stanowiący ani puenty myślowej, ani artystycznej. Czyżby Tym po prostu pozazdrościł "sukcesu" "...i dekameronowi" Adama Hanuszkiewicza?

Nie docenić aktorstwa nie sposób. Zwłaszcza Haliny Łabonarskiej (pani przewodnicząca), Barbary Rachwalskiej (Napiórna), Jadwigi Chojnackiej (Zbuntowana założycielka firmy) i Jana Matyjaszkiewicza (stary, "znający życie" urzędnik śledczy). Wymienionym najlepiej - choć nie zawsze zupełnie - udało się uchronić od wy jaskrawieć i naiwnej rodzajowości.

W sumie jednak nie mam złudzeń. Sztuki takie jak "Pralnia" muszą powstawać i cieszyć się powodzeniem. Dopóty, dopóki absurdów - by nie rzec brudów - w polityce kulturalnej nie da się wyprać do końca.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji