Artykuły

Paradoks

Teatr Nowy zaczął sezon wznowieniem "Tanga" Mrożka. Sztuka, napisana przed kilkunastu laty, zrobiła karierę błyskawiczna. Grano ją wszędzie, przedłużyła byt jednego z teatrów paryskich. Ale nie historia "Tanga" nas obchodzi, tylko jego brzmienie obecne.

Na premierze część widzów reagowała gromkim śmiechem. To wróży sukces. Mniej zainteresowań obudziła myślowa struktura "Tanga". Chodzi o desperacki paradoks. Młody student buntuje się przeciw nadmiernej swobodzie panującej w jego rodzinie i we współczesnych obyczajach. Razi go prymitywna euforia i drażniący nieporządek. Lecz przede wszystkim buntuje się przeciw temu, że jego życiowa energia i młodzieńcza buntowniczość nie znajdują żadnego oporu. Przeciw czemu walczyć skoro wszystko jest dozwolone? Potencjalny buntownik próbuje więc zrazu - przywrócić dawne formy obyczajowe. Ale dochodzi niebawem do wniosku, że to nie wystarcza. Trzeba idei. Jakiej? Tej, która najbardziej odpowiada naturom despotycznym i egotycznym. Przemocy, a więc i prawa do mordu. Tylko, że taka ideologia staje się narzędziem nie w rękach tego, który ją głosi ale fizycznie najsilniejszego. Zwolennik gwałtu - sam pada ofiarą.

"Tango" jest znakomicie pisane. Ma błyskotliwe dialogi, fascynuje zaskoczeniami. Ale filozofia tej sztuki wydaje się powierzchowna. Wystarczyło kilkanaście lat od napisania, by rozwój wydarzeń jej myśli zaprzeczył. Mrożek osiąga najpełniejsze sukcesy, gdy operuje wymową, swej dialektyki dramatycznej, nie siląc się na uogólnienia. Przykłady: "Garbus" czy jednoaktówki z "lisiego" cyklu.

Teatr Nowy starannie przygotował przedstawienie. Reżyseria Bohdana Cybulskiego analityczna i dokładna. Rytm i tempo pokonują pewne dłużyzny tekstu. Kilka ról mnie zainteresowało. Józef Pieracki delikatnym rysunkiem ukazuje postać tradycjonalisty, Jerzy Bończak, grając "ciemne indywiduum", nie wpada w pułapki łatwizn, a np. czytając z notesu swe "zasady" osiąga pyszny efekt. Małgorzata Drozdówna daje popis cieniowania i bogatego różnicowania jednym, bardzo dziewczęcym, słówkiem "dalej!" Jestem wdzięczny reżyserowi i wykonawcy roli Artura, Januszowi Cichockiemu mimo niedoświadczenia aktorskiego za to, że nie próbowali da6 apoteozy postaci, której pewni krytycy chcieli widzieć... biografię autora. Emil Karewicz przyjął zapewne jako wytyczną w budowaniu roli Stomila wzmiankę o nagrodzie zastrzelanie w pułku. Dał więc postać jowialnego rezerwisty, a ciekawsze byłoby podkreślenie cech artysty - kabotyna. Irena Kwiatkowska w kilku momentach daje miarę swej siły aktorskiej: np. "błogosławieństwa" i przygotowań do śmierci. Niewdzięczny był materiał, który otrzymała Ewa Wiśniewska, jako frywolna Eleonora.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji