Artykuły

Nowicjusze i recydywiści

- "Wesele" było radykalnym gestem artysty, radykalnym gestem Wyspiańskiego. To dzięki temu utworowi ktoś uznany za niezrozumiałego modernistę z dnia na dzień stał się wieszczem narodowym. "Wesele" w Teatrze Narodowym to moja trzecia próba zmierzenia się z tym dramatem. Pierwsze robiłem jako młody człowiek, w 1969 r. w Łodzi. Okrzyknięto mnie wówczas pełnym rozpaczy nihilistą. Drugie przedstawienie, które zrobiłem w 1977 r. w Starym Teatrze w Krakowie uznano za "tragiczne, smutne, rozdarte". Dziś jestem w podobnym nastroju - mówi Jerzy Grzegorzewski.

W obsadzie - cały gwiazdozbiór Teatru Narodowego. W rolach gospodarzy - Teresa Budzisz-Krzyżanowska i Mariusz Benoit, państwa młodych - Ewa Konstancja Bułhak i Wojciech Malajkat, Racheli - Dorota Segda. Wśród wykonawców znaleźli się weselni "recydywiści". Dla Teresy Budzisz-Krzyżanowskiej, Ewy Ziętek i Olgierda Łukaszewicza to już czwarte, a dla Jerzego Treli - trzecie spotkanie z arcydramatem.

A oto, co powiedzieli nam swoich "Weselach":

Teresa Budzisz-Krzyżanowska

- Do pierwszej Racheli, którą grałam w spektaklu Lidii Zamkow, jestem bardzo przywiązana, przyniosła mi nieoczekiwanie smak sukcesu. Kiedy na premierze po pierwszej scenie z Poetą rozległy się brawa, nie mogłam uwierzyć, że to dla mojej Racheli. Pamiętam to uczucie do dziś. Nigdy więcej nie przeżyłam takiej radości. Parę lat później w bardzo pięknym "Weselu" Jerzego Grzegorzewskiego zagrałam Marynę, a potem Andrzej Wajda, ku mojemu wielkiemu zdziwieniu, zaproponował mi znów Rachelę. Była to już postać znacznie dojrzalsza. Pierwsza Rachela miała ufność dla świata, druga była już bardzo sceptyczna. Teraz gram Gospodynię. To postać niosąca w sobie prawdziwe, ludzkie odczuwanie świata, czułość i troskę o dom. Nie jest przekaźnikiem żadnej ideologii. Nie do końca ufa wielkim sprawom, wie, że harmonię, ład i dobro buduje się zaczynając od rzeczy małych.

Ewa Ziętek

- Mam takie wrażenie, że całe moje aktorstwo to ustawiczne próby do "Wesela". Ten utwór wyznaczał zawsze ważny etap w moim życiu. Zaczęło się od Panny Młodej w filmowym "Weselu" Wajdy, którą uważam za swój aktorski "chrzest". Potem Kasia w Narodowym była uwieńczeniem pracy z Hanuszkiewiczem. Czepcowa w Powszechnym u Nazara przypomniała o moim istnieniu po powrocie z Niemiec. Teraz spełniło się moje marzenie i gram Kliminę. Mimo że to niewielka rola, jestem tak przejęta, że od paru dni prawie nic nie jem. Myślę, że kiedy będę już na emeryturze, stracę głos i przeminie uroda, jako sędziwa jubilatka zagram jeszcze Chochoła.

Olgierd Łukaszewicz

- "Grałem", to może zbyt wielkie słowo, raczej "byłem uczestnikiem" kilku "Wesel" jako Widmo. Zaczęło się od słynnej ekranizacji w reżyserii Andrzeja Wajdy. 20 lat później pojawiłem się w tej samej roli w Salzburgu w spektaklu powstałym na zaproszenie Petera Steina. Tamto doświadczenie pokazało, że twórczość Wyspiańskiego nie jest wcale tak hermetyczna, jak się powszechnie twierdzi. Potem jako Widmo z "Wesela" nawiedziłem przedstawienie "La Boheme" ułożone przez Jerzego Grzegorzewskiego z tekstów "Wesela" i "Wyzwolenia". Teraz Jerzy Grzegorzewski zaproponował mi Żyda, ojca Racheli, też w sumie postać niewielką.

Jerzy Trela

W życiu prywatnym miałem jedno wesele, na scenie to będzie trzecie. Po pierwszym wraz z Jerzym Grzegorzewskim otrzymaliśmy w 1977 r. Nagrody Krytyki Teatralnej im. Boya. Grzegorzewski - za reżyserię, ja za rolę Jaśka. Teraz, gdy jestem starszy, ten sam reżyser obsadził mnie jako Czepca, więc jest tu pewna konsekwencja. Kiedy spotkamy się po raz trzeci, pewnie zagram Dziada, bo to kolejna postać "weselna" wywodząca się z ludu. Między tymi Weselami była jeszcze inscenizacja Wajdy i tam grałem Poetę. Każda premiera tego dramatu to dla mnie wielkie święto.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji