Artykuły

"Głowa" w okienku

W poniedziałek po dwudziestej w telewizyjnym okienku pojawił się Janusz Głowacki i zapowiedział premierę swojej sztuki "Antygona w Nowym Jorku" w reżyserii Kazimierza Kutza. Janusza Głowackiego pamiętamy przede wszystkim jako błyskotliwego felietonistę warszawskiego tygodnika "Kultura" i współscenarzystę m.in. "Rejsu" Marka Piwowskiego. Dzisiaj "Głowa", jak nazywali go jego dawni znajomi z Krakowskiego Przedmieścia, mieszka w Nowym Jorku. Profesor Jan Kott uważa jego "Antygonę" za jedną z trzech najważniejszych polskich sztuk ostatnich lat (dwie pozostałe zdaniem profesora to " Emigranci" Mrożka i "Do piachu" Różewicza). Od publikacji w październikowym "Dialogu" z 1992 roku miała swoją premierę w teatrach całej Polski; w ubiegłym roku przyjechał z nią do Olsztyna teatr szczeciński. Ale chyba dopiero z poniedziałkowym teatrem TV w wykonaniu o jakim Janusz Głowacki mógł tylko marzyć (z Anną Dymną, Jerzym Trelą i Janem Peszkiem) sztuka trafiła "pod strzechy".

Autor, po ludzku trochę zdenerwowany, w swoim słowie wstępnym wyjaśniał nie patrząc telewidzom w oczy, że sztuka jest o miłości. Tak jakby chciał powiedzieć: Słuchajcie, bezdomni są wszędzie. Nowy Jork nie jest w tej całej historii najważniejszy. Istotnie, to co mówi Sasza (Jerzy Trela), Pchełka (Jan Peszek) czy Anita (Anna Dymna) moglibyśmy dzisiaj równie dobrze usłyszeć na stołecznym Dworcu Centralnym. Nie wiem, gdzie są grzebani bezdomni z całej Warszawy, czy traktuje się ich tak jak w Nowym Jorku?

Anita, jak Antygona z Sofoklesa, wyprawia pogrzeb. Nie chce, by zwłoki Johna zostały wrzucone do wspólnego dołu na Potters Field, czyli Polu Garncarza. Anita twierdzi, że pole to zostało kupione za tych samych trzydzieści srebrników, za które Judasz wydał Jezusa i które potem oddał arcykapłanom. Pchełka nie zgadza się z taką interpretacją: Tamto pole jest w Izraelu. A tu jest Nowy Jork.

ANITA: A to dlaczego się nazywa Pole Garncarza?

SASZA: Właściwie to ona ma rację. To jest zawsze to samo pole. Dla kryminalistów, nędzarzy bez nazwiska, odrzutków.

Sztuka Głowackiego trafia do nas w czasie, w którym, jak przeczytałem w jednej z gazet, "nędza jakby straciła swój szlachetny nimb, nauczyliśmy się traktować ją jako nieuchronny koszt cywilizacji i odwracać obojętnie ".

"Głowa" daje nam również do zrozumienia, że w takim świecie bardziej trzeba chronić miłość.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji