Artykuły

Kopnij w oponkę

- Jesteśmy szczęściarzami - mówią młodzi z Teatru Współczesnego. Rozmowa z aktorami Moniką Krzywkowska, Moniką Kwiatkowską, Przemysławem Kaczyńskim i Piotrem Rękawikiem

- Dzisiaj w Teatrze Współczesnym premiera "Imienia" Jana Fosse w reżyserii Agnieszki Glińskiej. Młodzi aktorzy, młoda reżyserka, współczesny dramat... Monika Krzywkowska: Dzięki temu łatwiej nam się pracuje. Mamy wspólny świat skojarzeń. Porozumiewamy się jednym kodem. Nie musimy się bawić w uprzejmości, nie mamy oporów.

Monika Kwiatkowska: Bohaterowie w naszej sztuce porozumiewają się potwornie lakonicznym językiem, utartymi zwrotami. Z nami też może się teraz trochę trudno rozmawia, bo tak już "jesteśmy w rolach", że wystarczają nam krótkie "tak, tak" albo "no", żeby wiedzieć, o co chodzi!

M.Krz.: To jest o ludziach, którym mówienie, bycie ze sobą przychodzi z wielkim trudem. Efektowność tej sztuki polega na braku efektowności. Trudno przezwyciężyć w sobie chęć "zagrania". Agnieszka Glińska mówi: "no i wiesz, wtedy poszedł za drzwi i tam się poryczał" - dopiero za kulisami.

Przemysław Kaczyński: Agnieszka powiedziała, że ta sztuka jest anty-aktorska. Ja mam cały czas poczucie, że ona jest wręcz podła. Aktor lubi, kiedy na scenie można popłakać, pokrzyczeć, a tutaj każda emocja musi być schowana. Nie ma psychoterapii, nie można się wyładować, wypluć czegoś z siebie. Dlatego mówię, że ona jest podła.

Piotr Rękawik: Agnieszka czy sztuka (śmieje się)? Bo dla mnie Agnieszka też jest podła, ale w innym sensie.

- Podła?!

P.R.: Agnieszka strasznie dużo wymaga - z jednej strony wzbudza zaufanie, jest przyjacielska, ale nie popuści - doskonale wie, czego chce i będzie tak długo pracować, dopóki tego nie wyegzekwuje. A kiedy ci nie wychodzi, mówi: "wyjdź i wyładuj się, na przykład kopnij sobie w oponkę" - oponka to jest samochód, który stoi na tyłach teatru.

K.Krz.: Często spotyka się reżyserów, którzy pracując z aktorami, w pewnym momencie mówią sobie "no tak, tego to on już po prostu nie zagra", a Agnieszka nie rezygnuje, wierzy, że można więcej uzyskać i będzie "cię męczyć" i podjudzać, dopóki tego nie osiągniesz.

P.K.: Jest genialna. Często zdarza się, że chcę coś powiedzieć i zanim zdążę to zrobić, Agnieszka mówi to za mnie. Bardzo dobrze się rozumiemy, potrafimy już niemalże porozumiewać się tak jak bohaterowie sztuki Fossa - półsłówkami.

M.K.: Jesteśmy ze sobą bardzo blisko, dobrze się poznaliśmy, pozbyliśmy się już dawno wstydu, na potrzeby spektaklu opowiadamy sobie tyle intymnych i prywatnych rzeczy, że właściwie jesteśmy przyjaciółmi. Mieliśmy na przykład próbę, na którą każdy przyniósł swoje zdjęcia z dzieciństwa. Niesamowite jest to, że wszyscy mamy na nich podobne miny - "buzie w podkówkę" - pod tytułem "a teraz maleństwo popatrz w obiektyw". Kto by przypuszczał, że będziemy patrzeć w ten obiektyw przez resztę życia i że kiedyś będzie to nam sprawiało satysfakcję!

- Jak wyglądały wasze pierwsze samodzielne kroki w zawodzie? Czy czujecie, że szkoła wystarczająco was przygotowała do pracy po studiach?

P.R.: Ja jestem po szkole krakowskiej, a reszta po warszawskiej, więc mam trochę inną perspektywę. Jesteśmy daleko od Krakowa, więc mogę być szczery (śmieje się).

K.Krz.: Myślę, że i tak, i nie. Bo przecież każdy miał swoich ulubionych profesorów, od których się czegoś nauczył, których zajęcia przedkładał ponad wszystkie inne.

M.K.: Na wydziale aktorskim praca zajmuje ci większość czasu. Pracuje się praktycznie od rana do wieczora - i zawsze jest co zagrać. A potem jest dyplom i nagle... wychodzisz z inkubatora. Szkoła jest bezpieczna, pomaga. Odpowiedzialność za twoje postępy bierze tam tak naprawdę kilka osób. A tutaj, w teatrze, jesteś odpowiedzialny sam za siebie, nikt nie zwali winy na reżysera.

P.K.: Jeżeli chodzi o warsztat - dykcję, głos itd. - to szkoła tego uczy, a jeżeli ma się jeszcze iskrę talentu, to można się rozwijać. To wszystko kwestia pracy.

- Czy młodym aktorom prosto po studiach trudno o pracę? Czy czujecie się szczęściarzami?

P.R: O pracę w teatrze jest bardzo trudno, to, co szkole rzeczywiście zawdzięczamy, to kontakty. Ale liczy się też szczęście. A my jesteśmy szczęściarzami.

P.K.: Trzeba pomagać szczęściu. Nie można ciągle narzekać. Znam takich, którzy nie starali się o angaż w teatrze - nie chodzili, nie umawiali się, nie prosili, tylko narzekali, że praca sama nie przyszła do nich...

M.K.: Nasz dyrektor umawia się na spotkanie z każdym, kto o to poprosi, ale w innych teatrach tak nie jest. Swego czasu dzwoniłam do warszawskich teatrów i zanim zdążyłam jeszcze powiedzieć, jak się nazywam i o co mi chodzi, w słuchawce słyszałam "dyrektor nie prowadzi rozmów". W Teatrze Współczesnym pojawiło się ostatnio dużo młodych artystów, czy myślicie, że to zmiana wizerunku teatru, który do tej pory opierał się głównie na nazwiskach wielkich gwiazd?

P.R.: Mamy taką nadzieję. Scena "W Baraku" ma taki charakter. Na głównej scenie gra się klasykę, z największymi gwiazdami - tam zawsze jest pełna widownia, a "Barak" to miejsce na eksperymenty.

- Czy chcecie też pracować dla kina czy telewizyjnych nowel?

P.R.: Wiadomo że żadne z nas nie chce spędzić całego życia, grając w sitcomach. Każde z nas obiecuje sobie ambitną drogę - tylko teatr, kino. Żadnych telenowel. Ale trzeba z czegoś żyć...

M.K.: Z teatru trudno jest się utrzymać. Starcza na opłaty, może na jedzenie, ale na kino to już tylko raz w miesiącu. Niezbędne minimum!

K.Krz.: Żyjemy raczej dniem dzisiejszym. Nie mamy sprecyzowanych planów. To raczej marzenia.

- Więc o czym marzycie?

K.Krz.: O głównych rolach oczywiście (śmieją się). Dla mnie - rola u Polańskiego!

M.K.: U Milosa Formana.

P.K.: A ja bym chciał u Agniechy Glińskiej zagrać główną rolę - serio. Wszystko jedno, czy w kinie, czy w teatrze, byle główną.

P.R.: A ja po prostu grać u dobrych reżyserów.

M.K.: Marzenia marzeniami, ale nie znam osoby, która mogłaby sobie pozwolić na taki luksus, by konsekwentnie budować swoją karierę. Mamy niewiele możliwości. Czasem trzeba brać, co jest.

M.K.: My nie mamy menedżerów. Jesteśmy w zbiorczych agencjach aktorskich - tzw. stajniach - zdjęcia, numer telefonu, czasem nawet ktoś zadzwoni...

- Czy pracujecie w tej chwili nad innymi projektami?

P.K: Nie, w tej chwili nie.

P.R: Czekamy na to, co przyjdzie, a na razie zapraszamy do "Baraku".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji