Artykuły

Łatce łatka

Chwała Jerzemu Grzegorzewskiemu, że namówił Jana Englerta do wystawienia na scenie narodowej "Dożywocia" Aleksandra Fredry. Jego Magnificencja Rektor Akademii Teatralnej poradził sobie z tym zadaniem wybornie, proponując żywe, skrzące się humorem widowisko. Najwyraźniej jednak tak skupił się na reżyserowaniu kolegów, że zapomniał o sobie. I można by przejść nad tym do porządku, gdyby nie fakt, że właśnie przyszło mu zagrać w tym spektaklu główną rolę.

Wartka w intrydze, żywa w dialogach sztuka o nieustannej gonitwie za groszem wydaje się być ciągle aktualna. Prymitywny i chciwy, roztrzęsiony i zabiegany rodzimy kapitalista Łatka ma z pewnością wielu krewnych i wśród dzisiejszych nowobogackich. Nie brakuje też młodych Birbanckich czy Orgonów, którzy chcąc ratować majątek decydują się na wydanie córki za osobników o mocno podejrzanej reputacji.

Jan Englert obiecywał na konferencji prasowej widowisko zrealizowane "po bożemu". Dodał też, że wszyscy zaproszeni do współpracy aktorzy są, bez względu na wiek, ludźmi młodymi duchem i wnieśli w to przedsięwzięcie wiele energii i talentu. Tu słowa dotrzymał.

Świetnie poradził sobie z rolą Birbanckiego Grzegorz Małecki. W jego wykonaniu ta postać przechodziła dość głęboką metamorfozę. Od dekadenta, poprzez bohatera romantycznego, który w pełnym natchnieniu recytuje odę do rozkoszy aż po przewrotnego, wyrachowanego sowizdrzała zakochanego w smukłej Rózi (Magdalena Warzecha). Maciej Wojdyła brawurowo rozprawił się z postacią Doktora Hugo, czyniąc z niego konowała i hochsztaplera pierwszej jakości. Jan Englert (bardziej w roli reżysera niż Łatki) stał się więc w tym spektaklu "przyjacielem młodzieży". Jednak nie tylko.

Prawdziwym majstersztykiem tego "Dożywocia" jest postać Twardosza w wykonaniu Igora Przegrodzkiego. Twardosz w interpretacji Przegrodzkiego jest niczym uśpiony lew, który czujnie mruży oczy i jak przed muchą opędza się od zakusów natrętnego lichwiarza. Sposób, w jaki liczy powierzane Łatce banknoty, to jedna z najzabawniejszych scen spektaklu.

Jan Englert, decydując się na reżyserię "Dożywocia" i obsadzając samego siebie w wiodącej roli, wziął na barki wielki ciężar. Nie po raz pierwszy. W "Szkole żon" eksperyment się powiódł. W przypadku Łatki muszę przypiąć łatkę, bo ta właśnie rola pozostawiła we mnie spory niedosyt Fredro sugerował, że jego lichwiarz to człowiek pozbawiony godności i obdarzony odrażającym wyglądem. Wielu aktorów grających tę postać zmieniało się więc nie do poznania. Ale oprócz charakteryzacji czysto zewnętrznej (z której np. całkowicie zrezygnował Wojciech Pszoniak w spektaklu Andrzeja Łapickiego na scenie Teatru Polskiego) ważna była metamorfoza wewnętrzna. "Dożywocia" nie grywano jako opo wieści o dawnym obyczaju, raczej jak studium patologicznej chciwości.

W przypadku Łatki Jana Englerta; miałem wrażenie, że cała para poszła w charakteryzację. W szminkę, puder i żel. A przecież nikt nie powiedział, że dzisiejsi lichwiarze muszą wyglądać jak wampiry i strzygi z dawnych fiimowych horrorów.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji