Artykuły

"Meteor" i teatr współczesny

Literatura zna wiele utworów pełnych rozmaitych wad artystycznych - i w tym sensie nie zaliczanych zapewne do tzw. arcydzieł - a które mimo to wycisnęły trwały ślad w naszej kulturze i uważane są za szczytowe osiągnięcia ludzkiego umysłu. Wystarczy przytoczyć klasyczny już przykład: powieści Balzaka. Znaleźć w nich można - jak wiadomo - naiwności, dochodzące niekiedy do wymiarów kiczu, a brak umiaru w stylistyce, tak samo jak w uczuciach degraduje - zdawało by się - ich rangę artystyczną. Z tym wszystkim jednak jest u Balzaka jakaś, chciałoby się powiedzieć, elementarna potęga, jakaś prawie fanatyczna bezkompromisowość, cechujące zawsze wielkich odkrywców i sprawiające, że czuje się w tych powieściach tchnienie geniuszu.

Zuchwała wielkość

Trochę podobnie przedstawia się sprawa z "Meteorem" Friedricha Durrenmatta. Nietrudno byłoby znaleźć słabości tego utworu, krytyka wymieniała je zresztą niejednokrotnie. Są tu więc zarzuty przesady, jarmarcznej jaskrawości efektów, brutalności, przemożnego działania przypadku w motywacji dramaturgicznej itd. itp. Ale nie można oprzeć się wrażeniu, że niezależnie od tego wszystkiego (a może nawet wskutek tego) jest w "Meteorze" coś zaskakującego, co czyni ową komedię jednym z najbardziej zastanawiających dzieł dramatycznych drugiej połowy XX wieku, utworem, w którym tkwi jakaś bez mała barbarzyńska, żywiołowa, zuchwała wielkość.

Na czym to polega? Durrenmatt jest pisarzem, łączącym naiwność dziecka z dialektyką intelektualisty. Opowiada on fantastyczne, nieprawdopodobne bajki, a jednocześnie wykłada filozofię. Tak przynajmniej jest w tych jego sztukach, które uważam za najlepsze, tzn. w "Wizycie starszej pani", w "Fizykach" i "Meteorze", tworzących jakby coś w rodzaju trylogii scenicznej. Otóż zarówno dziecko, jak i mędrzec zbliżają się najbardziej (choć każde w inny sposób) do tego, co nazywamy nagim, czystym bytem, egzystencją lub sensem istnienia. Dziecko czyni to w sposób niejako instynktowny, będąc ze swej istoty samą Naturą, samą Biologią, samą Egzystencją. Filozof, przeciwnie, drogą wyrafinowanych konstrukcji intelektualnych, stwarzając na nowo - lub próbując stwarzać - byt w spekulacjach.

Przypadkowość trwania

W "Meteorze" tym niejako podwójnym sposobem ujęty został zasadniczy problem współczesnej cywilizacji, problem dopasowania biologicznej egzystencji człowieka do mechanizmu funkcji społecznych, problem życia i śmierci, problem właściwego życia i właściwej śmierci. Dla przedstawienia tak skomplikowanych i trudnych zagadnień używa Durrenmatt fabuły, której motyw znają najstarsze ludowe obrzędy i baśnie. Jest to motyw zmartwychwstania. Od czasu średniowiecznych moralitetów i widowisk misteryjnych wędruje ten motyw przez literaturę światową pod najrozmaitszymi postaciami i w najrozmaitszych formach, których samo wyliczenie mogłoby zapełnić wiele tomów.

U Durrenmatta przyjmuje to kształt opowieści o wielkim pisarzu, laureacie Nobla, którego nieśmiertelność (termin używany zwykle wtedy, gdy mowa o genialnych twórcach) ujawnia się w sposób najbardziej dosłowny. Wolfgang Schwitter nie może umrzeć, mimo że dwukrotnie największy autorytet naukowy stwierdził faktyczny zgon. Jego siła, witalność, pierwotna zdobywczość przezwyciężają prawa przyrody, ale sprawiają też, że wszystko dokoła w zetknięciu z nim ginie.

Sens tej przypowieści (gdyż "Meteor", podobnie jak "Wizyta starszej pani" i "Fizycy", podobnie jak wiele nowoczesnych utworów dramatycznych, jest właśnie rodzajem przypowieści) - wydaje się jasny. Jedyną prawdą, jedyną sprawiedliwością świata jest Natura. Życie człowieka to niby odłamek meteorytu spadły na planetę zwaną ziemią i w ten przypadkowy sposób rozpoczynający swoje trwanie (stąd tytuł). Ale w tej przypadkowej żywiołowości tkwi wielkość i ostateczność, tkwi nieodwracalne Prawo, zapewniające prawdziwy porządek świata. W porównaniu z tym - prawa, które regulują mechanizm społeczeństwa, są fałszem i fikcją, gdyż są wytworem ludzkich słabości, głupoty i obłudy. Tymi cechami charakteryzują się prawie wszystkie pozostałe postacie komedii: pastor oszołomiony cudem, milioner handlujący nieruchomościami i niepewny wierności żony, wydawca i krytyk literacki, gromadzący się nad domniemanymi zwłokami pisarza, jego żona, była prostytutka, czy teściowa, babka klozetowa, stręczycielka własnych córek. Ta ostatnia właśnie (w tym mieści się szyderczy paradoks Durrenmatta, przypominający ironie Shawa, choćby z jego "Profesji pani Warren") staje się pod koniec sztuki kontrpartnerem pisarza w wielkiej dyskusji filozoficznej na temat kondycji społecznej człowieka.

Laureat Nobla i babka klozetowa - takie zestawienie bohaterów orientuje od razu w jednej z najistotniejszych cech komedii i w jednym z najistotniejszych składników jej siły. Jest nim krańcowe, złośliwe, bezwzględne szyderstwo. Śmiech Durrenmatta w "Meteorze" pozbawiony jest często smaku i umiaru, jak to bywa w najbardziej płaskich farsach, jest gruby i trywialny, jak żarty, które stroją wiejscy wesołkowie w jarmarcznych budach czy też clowni cyrkowi. Ale w tej agresywności, w przekroczeniu wszelkich granic i form, w absurdalności pomysłów - kryje się rabelesowsko-gargantuiczny rozmach, ten sam gigantyczny bezwstyd, z jakim upojone masy starożytnego Rzymu święciły swoje Saturnalia.

To zuchwałe przewrócenie do góry nogami szanującej się, tradycyjnej poetyki, to wtargnięcie w złożoną i kunsztowną problematykę nurtu pierwotnej ludowej wyobraźni - jakby na salę, w której odbywa się uroczyste posiedzenie Akademii wdarła się rozpasana gromada linoskoczków i kuglarzy - jest typowe dla nowoczesnej literatury. W tej literaturze prostota dziecka splata się (o czym była już mowa) z subtelnym intelektualizmem, a komiczne wydarzenia powszednie przechodzą niespostrzeżenie w wymiar religijnego rytuału. I nie przypadkowo absurdalna groteska kończy się uroczystym chórem i modłami Armii Zbawienia. Tyle, że jest to Armia Zbawienia podobna do tej, którą spotykamy u Shawa i Brechta. Rytuał sam w sobie również zawiera kpinę i jeszcze jedna forma określonego porządku społecznego staje się wyrazem drwiącego buntu przeciw temu obrządkowi.

Jak w soczewce

Gdyż trzeba jasno powiedzieć, że małpie grymasy w stronę istniejącego porządku mają tu wyraźny adres. Postacie i sytuacje "Meteora" związane są ściśle ze współczesną szwajcarsko-zachodmoniemiecką obyczajowością, a nawet mowa, którą sławny krytyk wygłasza nad ciałem zmarłego po raz wtóry pisarza - zawiera wiele aluzji do zarzutów, jakich nie szczędzi się samemu Durrenmattowi w jego kraju. Nic dziwnego zresztą. Durrenmatt jest "enfant terrible" literatury krajów kapitalistycznych (tak samo, jak był nim Shaw dla Anglii na przełomie XIX i XX wieku, a Brecht dla Niemiec lat 20-tych i 30-tych) i niektóre jego pomysły muszą wprawiać w osłupienie i zgrozę poczciwych mieszczan na Zachodzie (choćby takie spalenie w piecu półtora miliona szwajcarskich! franków!!!). Ale na zasadzie podobnych szoków zbudowany jest cały "Meteor", podobnie jak budowana jest w ogóle nowoczesna dramaturgia. Jej osią konstrukcyjną bywa najczęściej jakaś niezwykłość. Sytuacja, wydarzenie lub postać, wyolbrzymiona ponad przeciętną, codzienną, naturalną miarę - jest jak soczewka, skupiająca w sobie ze zwielokrotnioną siłą całość powszechnych procesów, które w dawnej dramaturgii rozwijane były bardziej okrężnie i drobnostkowe.

Z rodziny opętańców

Taką niezwykłą osobowością jest bohater "Meteora", jedna z większych kreacji literatury połowy XX wieku. Przy całym irracjonalizmie pomysłu i sytuacji tkwi w nim głęboka prawda psychologiczna, ujarzmiająca siła i żywotność, sugestywny, hipnotyzujący niemal demonizm. Schwitter należy do rodziny wielkich opętańców, owładniętych jedną potężną namiętnością czy obsesją, bez której nie ma prawdziwego dzieła sztuki. Owa monomaniakalna zawziętość, upór, pasja, z jaką bohater "Meteora" realizuje swoje cele, pozwala go porównać z Klarą Zachanassian w "Wizycie starszej pani", tak jak rozpaczliwa dążność do oderwania się od społeczności czyni go trochę podobnym do Moebiusa z "Fizyków". W ten sposób również trzy klasyczne już sztuki Durrenmatta można potraktować jako pewnego rodzaju tryptyk, złączony wspólnym tematem odpowiedzialności człowieka za swój los i los innych. Ale oryginalność Durrenmatta polega na tym, że potrafi on - tak jak to czyni właśnie w "Meteorze" - ów najważniejszy temat naszych czasów przekazać w sposób niemal rozrywkowy. Filozoficzny traktat jest tu jednocześnie "kryminałem", farsą, sensacyjnym filmem i cyrkiem. Taka jest logika i oblicze całego współczesnego teatru.

Dziś premiera

Ten rodzaj teatru zaprezentowany zostanie obecnie w Krakowie na scenie Teatru im. J. Słowackiego. W dniu dzisiejszym odbędzie się bowiem tutaj premiera "Meteora", która powinna stanowić szczególną atrakcję rozpoczynającego się nowego sezonu 1968/69 r. Atrakcję powiększa fakt, że w głównej roli powita Kraków zaangażowanego od tego sezonu na stałe w Teatrze im. Słowackiego, wracającego do Krakowa Jerzego Kaliszewskiego. Obok niego grają m. in.: A. Barczewska, T. Budzisz-Krzyżanowska, K. Królówna, M. Cebulski, E. Fulde, G. Kron, H. Krzyski, A. Szajewski, J. Szmidt, T. Szybowski. Reżyseria Ireny Babel, scenografia Barbary Stopka.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji