Artykuły

Fatum "Damy Pikowej"

- Od "Damy pikowej" uzależniony nie jestem. Robiłem ją już kilka razy, to prawda. Ale wiele moich spektakli jest powtarzanych, choćby "Don Giovanni" czy "Madame Butterfly". W operze spektakle, zwłaszcza udane, jeżdżą po świecie - MARIUSZ TRELIŃSKI z okazji premiery w Teatrze Wielkim w Łodzi.

Joanna Rybus: Powiedział Pan kiedyś, że "to utwory nas wybierają, stając się tak gorące, że trzeba je zrobić". Czy "Dama Pikowa" wciąż parzy, skoro zrealizował ją Pan w Berlinie, Warszawie, a teraz w Łodzi?

- Lubię ten utwór z paru powodów. To najpiękniejsza opera Czajkowskiego. Bardzo dojrzała. Od lat bardzo cenię kulturę rosyjską. Począwszy od dziecięcych fascynacji Dostojewskim, przez pełniejszą i bardziej wyrafinowaną literaturę Nabokova. Przyznam, że z wielką radością wracam do Petersburga, w którym zrealizowałem już cztery produkcje. To była piękna praca i duże wyzwanie. Poza tym nauczyłem się tam raz jeszcze języka rosyjskiego, którego oczywiście, jak wszyscy Polacy, nienawidziłem w szkole, bo był to język ciemiężców. W "Damie Pikowej" jest wiele z Dostojewskiego, zwłaszcza ze "Zbrodni i kary": doprowadzony do obłędu intelektualista staje nad przepaścią i morduje staruchę nożem. To jest świat, który wydaje mi się bliski. Może dlatego, że Polska jest na tyle niedaleko Rosji, że ją rozumiemy?

O czym jest "Dama Pikowa"?

- To opowieść o człowieku owładniętym manią rozwiązania pewnej zagadki. Herman - bo tak nazywa się główny bohater - wpada w szpony hazardu. Hazard to coś, co nami włada, czemu przypisujemy cechy ponadludzkie. Wszyscy wiemy, co to znaczy być uzależnionym. Człowiek jest piękny, wykształcony i wyrafinowany, i nagle jakiś rodzaj obsesji powoduje, że zaczyna podążać zupełnie inną ścieżką. Rujnuje swoje życie, bo poddał się jednej myśli. Hermanowi nie chodzi o to, żeby zagrać i być bogatym. On chce za wszelką cenę rozwiązać zagadkę trzech kart. Te magiczne cyfry są dla niego kodem do szczęścia, który ma mu otworzyć wrota do innego wymiaru. To dużo więcej niż pieniądze. To kamień alchemiczny. Postacią, która podobno znała wcześniej tę tajemnicę, jest Hrabina, tytułowa Dama Pikowa. Pik to kolor czarny, któremu przypisuje się cechy diabelskie. Każdy może w "Damę Pikową" wpisać swoją historię. Jedni zobaczą tu opowieść o demonie, a inni świadectwo realistycznego uzależnienia. Cały czas mówimy tu o obsesji, ciemności, o tym wszystkim, co nie pozwala się oderwać od stołu gry i co całkowicie włada naszym istnieniem. Historia mroczna, mająca w sobie ogromną tajemnicę. Stąd może to nieszczęście, które towarzyszy temu utworowi.

Nieszczęście?

- Nie jestem przesądny, ale są sztuki, które dotykają ciemności i których się obawiamy. Przez żarty i anegdoty otrzymują aurę spektakli fatalistycznych. Podobnie jest z "Damą Pikową". Legenda głosi, że ta opera, podobnie jak "Makbet" w teatrze dramatycznym, przynosi nieszczęście zarówno budynkowi, w którym jest realizowana, jak i jego twórcom. Mieliśmy już całą serię wypadków przy tworzeniu w Łodzi tej opery. Choroba jednego śpiewaka, złamana noga drugiego. A u mnie w domu pękło w tym czasie akwarium.

(...)

Odtwórcę głównej roli, Krzysztofa Bednarka, zaprosił Pan do współpracy w Izraelu.

- Partia Hermana jest niezwykle wymagająca. W Polsce może dwie osoby są w stanie jej podołać. Na świecie szuka się takich talentów. Ta rola musi być świetnie wyśpiewana, ale i doskonale wygrana. To bardzo trudna psychologicznie postać. Herman jest nieustannie rozdygotany emocjonalnie. Wokół niego są dwie kobiety: z jednej strony demoniczna i tajemnicza Dama Pikowa, o której mówi się, że zaślubiła szatana, z drugiej anielska i przepiękna Liza, kobieta, która jest dla niego szansą na czystość i odkupienie. Krzysztof Bednarek, z którym już współpracowałem i który jest śpiewakiem najwyższej klasy, potrafi oddać te emocje.

Skończył Pan łódzką "Filmówkę", ale po raz pierwszy będzie Pan reżyserował spektakl w Łodzi.

- Od czasu, kiedy odniosłem poważniejszy sukces, czyli od 2000 r., agenci zapełniają mój kalendarz na wiele lat do przodu, wedle zasad panujących na Zachodzie. W Polsce planuje się spektakle na pół roku wcześniej, a ja już teraz mam zapełniony kalendarz do 2015 r. Dlatego kiedy pojawiła się okazja, a "Damę Pikową" chciała zrealizować również Opera z Izraela, doszło do koprodukcji z Łodzią.

***

Cały artykuł w Gazecie Wyborczej - Łódź.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji