Artykuły

Aktor od Różewicza, który kocha zegary

Choć urodził się w Chorzowie, to jest wrocławianinem z serca, krwi i kości. Na wrocławskich scenach teatralnych, plenerach filmowych i w halach Wytwórni Filmów Fabularnych spędził prawie pół wieku - sylwetka BOLESŁAWA ABARTA.

O pracy nad "Pułapką" i przejmującą rolą Ojca Franza mówi skromnie: - Chwała reżyserowi Gabrielowi Gietzky'emu, któremu chodziło o coś więcej niż pokazanie rysu biograficznego Franza Kafki. Wydobył uniwersalne treści dramatu Tadeusza Różewicza - podkreśla aktor.

Przy Rzeźniczej Bolesław Abart pracuje od września 1974 roku. Spektakle Różewiczowskie są dla niego chlebem powszednim. To tu wystąpił w "Białym małżeństwie" w reżyserii Kazimierza Brauna (zagrał Ojca). W przedstawieniu "Świadkowie albo nasza mała stabilizacja" zagrał Trzeciego, a ten spektakl reżyserował w 1998 roku Jan Różewicz. W "Odejściu Głodomora", które na deskach Współczesnego w 1977 roku wystawił Helmut Kajzar, Bolesław Abart wystąpił jako jeden z Panów. Najnowsza "Pułapka" nie jest pierwszą realizacją tego dramatu Różewicza, w którym wystąpił. Dwadzieścia sześć lat temu w przedstawieniu Kazimierza Brauna zagrał Ojca Felice. - "Białe małżeństwo" we Wrocławiu szło 640 razy - uśmiecha się z dumą i uznaniem dla pracy nie tylko własnej, ale także swoich kolegów.

Zapytany o teatralny debiut, nie powstrzymuje śmiechu. Nic dziwnego, pierwsze kroki w szacownym krakowskim Teatrze Słowackiego kojarzą mu się do dziś z legendarną już anegdotą. Sam fakt angażu do Słowackiego tuż po studiach w szkole teatralnej był na owe czasy ewenementem.

Bolesław Abart dostał takowy, bo już na czwartym roku studiów dostał artystyczne stypendium. Młodych aktorów nie angażowano do teatrów warszawskich i krakowskich, bo po wojnie władze chciały, by jechali na prowincję i tam pomagali organizować kulturalne ośrodki. Ale Bolesław Abart angaż dostał. Teatrowi dyrektorował wówczas Bronisław Dąbrowski, który z racji obowiązujących wielu rocznic (np. rewolucji październikowej) wystawiał radziecką sztukę "Ocean". Kolega grający w sztuce Narratora nie mógł wystąpić, więc zastąpił go Abart. Rzecz działa się na wojennym okręcie, Narrator na początku miał wyjść, powiedzieć "Ocean", przedstawić bohaterów stojących na mostku i wygłosić długie wprowadzenie. Bolesława Abarta tak zaskoczył widok oświetlonej widowni, że zapomniał tekstu. Widownia była oświetlona nowocześnie. Właśnie wprowadzono lampy ultrafioletowe, w świetle których biel aż się iskrzyła.

- Zobaczyłem przed sobą milion pingwinów, bo tak wyglądali panowie w białych koszulach i czarnych marynarkach - śmieje się dziś aktor. - Powiedziałem dwa razy "Ocean", przedstawiłem bohaterów i wyszedłem - dodaje. W garderobie Ludwika Solskiego, wybitnego artysty, czekał na niego roz-wścieczony dyrektor. Abart pokornie wysłuchał krzyków i powiedział: "Czy ja to zrobiłem umyślnie? Po prostu przytłoczył mnie Teatr Słowackiego, zdałem sobie sprawę, tu Wyspiański...". Dąbrowski popatrzył i powiedział: "A wiesz, synu, masz rację". Wziął młodego aktora pod ramię i osobiście odprowadził go do garderoby, pocieszając: "Nie martw się, każde początki są trudne". Potem było już coraz lepiej. Bolesław Abart dostawał przyzwoite role: Albina w "Ślubach panieńskich", Jana w "Fantazym", zagrał też w "Krakowiakach i góralach" w cepeliowskiej oprawie scenograficznej, a spektakl grano przez kilka lat.

Niespokojny duch pchnął go do Wrocławia, do Teatrów Dramatycznych (dziś Polski). Był Kirkorem w "Balladynie" w reż. Marii Straszewskiej, Karolem w "Jak wam się podoba" reżyserowanym przez Krystynę Skuszankę. Grał wiele ról, także w filmach. Wśród nich warto przypomnieć Sosnowskiego w "Potopie" Hoffmana czy Hegemana w "Matce królów" Zaorskiego. Oglądamy go także w serialach, występował np. w "Królowej Bonie". Pamięta plan filmowy w katedrze i zakrystię, w której siedzieli aktorzy.

Prywatnie pan Bolesław jest ojcem dwóch córek: Katarzyny i Ewy oraz dziadkiem wnuczki Zosieńki. Córki odwiódł od marzeń o aktorstwie, jedna studiowała politologię, druga prawo. Żonę Elżbietę, lekarkę, poznał także we Wrocławiu. Pani Elżbieta gości na premierach męża i nigdy nie musiała się wstydzić. Czas wolny zajmuje mu hobby.

- Naprawiam stare zegary. To daje odprężenie i mnóstwo satysfakcji, bo coś przeznaczonego do śmieci wciąż pokazuje czas - uśmiecha się.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji