Artykuły

Muzyka daje mi niezależność

- Teatr to bycie w zespole, wymaga od aktora ogromnej pokory, nieprawdopodobnej wręcz dyspozycyjności. Mnie to po prostu przeszkadza i dlatego, niejako z szacunku dla koleżanek i kolegów, odszedłem z teatru i prawdopodobnie już do niego nie wrócę - mówi aktor MICHAŁ BAJOR.

O tym, co jest najważniejsze w życiu, pasji podróżowania, potrzebie tworzenia i śpiewania ponadczasowych piosenek, opowiada Michał Bajor [na zdjęciu], który wystąpił na świeckiej scenie:

CZAS ŚWIECIA: Pana droga artystyczna zaczęła się od piosenki. Debiutował pan na Festiwalu Piosenki Polskiej w Opolu w 1970 roku, trzy lata później wygrał Festiwal Piosenki Radzieckiej w Zielonej Górze, po czym został zaproszony do udziału w XIII Międzynarodowym Festiwalu Piosenki w Sopocie. Jednak ostatecznie wybrał pan studia w PWST. Czy wpływ na to miała tradycja rodzinna?

MICHAŁ BAJOR: To prawda, że od dzieciństwa związany byłem ze środowiskiem scenicznym. Cała moja rodzina jest artystyczno-pedagogiczna. Ojciec był aktorem w teatrze w Opolu. Czy to miało wpływ na to, że zdecydowałem się na studia w szkole teatralnej? Myślę, że chyba nie. Zadecydował raczej przypadek. W 1975 roku zagrałem w filmie Agnieszki Holland u boku Beaty Tyszkiewicz ["Wieczór u Abdona" - red.]. Myślę, że od zawsze marzyłem o tym, aby występować na scenie, tylko że wtedy nie wiedziałem jeszcze, czy będzie to taniec, śpiewanie, czy granie. Kiedy kończyłem szkołę teatralną, miałem już w swoim dorobku kilka ról filmowych.

W swojej karierze doskonale godzi pan aktorstwo filmowe z licznymi koncertami i nagrywaniem płyt. Jednak sam pan o sobie mówi, że jest przede wszystkim muzykiem. Więc jednak muzyka zwyciężyła, aktorstwo zeszło niejako na drugi plan?

- Tak, ma pani rację, ponieważ muzyka mnie całkowicie uniezależniła. Nikt mi nie rozkazuje. Sam sobie jestem sterem, żeglarzem, okrętem Jednocześnie staram się nie być w siebie bałwochwalczo zapatrzony, mam nadzieję, że mi się to udaje. Współpracuję z ludźmi, którym ufam - muzykami, literatami, reżyserami. Muzyka zdecydowanie wygrała, ponieważ dała mi możliwość spotykania się podczas koncertów z ogromną ilością widzów i, co jest dla mnie równie ważne, możliwość podróżowania. Teatr to bycie w zespole, wymaga od aktora ogromnej pokory, nieprawdopodobnej wręcz dyspozycyjności. Mnie to po prostu przeszkadza i dlatego, niejako z szacunku dla koleżanek i kolegów, odszedłem z teatru i prawdopodobnie już do niego nie wrócę. Oczywiście kino czasami mnie nęci, pociąga, ale cóż, filmów w Polsce kręci się mało, te zaś, które powstają, reprezentują różny poziom. Reżyserów jest wielu, aktorów zaś, którzy chcieliby grać w filmie, bardzo wielu. (...)

Ten rodzaj twórczości daje panu pewnego rodzaju swobodę artystyczną, wolność i niezależność?

- Ogromną niezależność. Nie muszę bezczynnie czekać na propozycje reżyserów, na spektakl z innymi aktorami, a ponieważ chcę występować przed publicznością, muzyka mi to umożliwia. Pozwala być niezależnym od innych.

Pana piosenki to dopracowane w każdym calu, świetne kreacje aktorskie. Nie do końca zrezygnował pan więc jednak z teatru

- Rzeczywiście, sam nazywam swoje koncerty teatrem piosenki Michała Bajora.

Ostatnia pana płyta z piosenkami Jonasza Kofty i Marka Grechuty osiągnęła status platynowej. Dlaczego zainteresował się pan twórczością tych właśnie artystów?

- Dlatego, że oni byli mądrzy i nie pisali przebojów w stylu "Tralala la Łu bu du bu l love". Ich piosenki śpiewała i do dzisiaj śpiewa cała Polska. Większość z nich to są wielkie przeboje, śpiewane nie tylko przez naszych rodziców, ale i przez młodzież. Dzięki tej płycie chciałem przypomnieć tych dwóch geniuszy, ich twórczość, a jednocześnie pokazać, że takie właśnie piosenki mogły być i niezaprzeczalnie były absolutnie topowe, masowe, a jednocześnie wcale nie były "w pstrych kolorach", jak to się dzieje obecnie, w totalnym zawirowaniu dzisiejszych czasów, które są łomotem.

(...)

Podobno wybiera się pan w podróż dookoła świata?

- Tak, wybieram się za rok. To będzie wielka, trwająca kilka miesięcy trasa koncertowa. Odwiedzę Australię, Nową Zelandię, Tasmanię, Hong Kong, Chiny, Kanadę, Amerykę Południową, a na koniec dam również kilka koncertów w Europie.

(...)

Ma pan duszę podróżnika ?

- Mam zdecydowanie duszę podróżnika. To jest zapisane w moim znaku zodiaku. Jestem spod znaku Bliźniąt, bardzo lubię podróżować. Co roku koniecznie muszę gdzieś wyjechać. Najchętniej zawsze wracam do Włoch. Nie chciałbym, aby to zabrzmiało górnolotnie, ale bardzo kocham Polskę. Cała moja twórczość wywodzi się stąd, z języka polskiego, ma tutaj swoje korzenie. A lubię podróżować, dlatego że lubię odskocznię od codzienności i lubię zatęsknić za Polską.

Jest pan artystą bardzo zapracowanym. Gra pan ponad 120 koncertów w ciągu roku, czy związku z tym znajduje pan czas na jakieś hobby, jeżeli tak, to jakie, jak lubi pan spędzać wolny czas?

- Moje hobby to właśnie podróże. Poza tym dużo czytam, i to nie tylko poważną literaturę. Bardzo lubię dobre thrillery psychologiczne. Oglądam też sporo filmów, głównie dramatów. Mniej przepadam za komediami, ale dobra komedia z Meryl Streep czy Goldie Hawn zawsze mnie bawi.

Pana muzyka zdecydowanie nie jest muzyką komercyjną, a jakiej muzyki słucha Michał Bajor?

- Słucham bardzo różnorodnej, właściwie każdej muzyki. Z racji wykonywanego zawodu żaden z gatunków muzycznych nie jest mi obcy. Jako muzyk muszę być na bieżąco, muszę wiedzieć, co się dzieje w tej dziedzinie. Myślę, że dzięki temu zachowuję w środku życia pewne siły witalne, bo nie zasklepiam się tylko w mnie rówieśnych artystach i muzyce klasycznej. Słucham wszystkiego, wiem, co się dzieje w rocku, popie, nie tylko w Polsce, ale i na świecie. (...)

Których artystów szczególnie pan ceni, którzy z nich stanowią dla pana źródło inspiracji?

- Od Francuzów przez Brytyjczyków po Amerykanów, nie sposób wszystkich wymienić. Świat jest ogromny, byłyby to dziesiątki, może nawet setki nazwisk. Jeżeli chodzi o artystów z nieco wcześniejszych czasów, to bardzo cenię twórczość Franka Sinatry i Lizy Minnelli. W obecnych czasach tych bliskich mi artystów jest znacznie więcej. Ich twórczość dzięki środkom masowego przekazu, zwłaszcza dzięki internetowi i telewizji stała się bardziej znana.

Czy ma pan już w planach kolejne przedsięwzięcie artystyczne?

- Tak. W tej chwili współpracuję z Wojciechem Borkowskim - menedżerem moich ostatnich płyt, i Wojciechem Młynarskim, który przetłumaczył wielkie przeboje francuskie z lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych. Wkrótce zacznę pracę nad nową płytą. Będzie to płyta z piosenkami francuskimi, której najważniejszym bohaterem będzie Joe Dassin.

Czy znajdą się tam również piosenki takich mistrzów jak Jacques Brel, Salvatore Adamo czy Edith Piaf?

- Tym razem nie będzie Brela, być może będzie Adamo i Piaf, ale to wszystko zależy w dużym stopniu od mistrza Młynarskiego.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji