Artykuły

Dla pani Stefanii

Dwa dni temu odeszła Stefania Grodzieńska, wyjątkowa osoba, satyryczka, aktorka, autorka tekstów i konferansjerka. Jej kariera rozpoczęła się jeszcze przed II wojną światową, w niezwykłym świecie warszawskich kabaretów. Tam właśnie Stefania Grodzieńska poznała nie tylko swego męża Jerzego Jurandota, lecz także mężczyznę, któremu w życiu zawodowym zawdzięczała najwięcej. Fryderyk Jarosy, bo właśnie o nim mowa, zauważył, że tego girlasa (jak mawiano w tamtych czasach o tancerkach) stać na dużo więcej niż machanie nogami - pisze dsz w Dzienniku Metro.

Recenzował jej pierwsze teksty, uczył ją ruchu scenicznego i... wciąż krytykował. Zwykł nazywać Grodzieńską "afrikanskie szarpio" albo jeszcze czulej - "kretinka". A ona była wpatrzona w swojego dyrektora jak w obrazek, bo wiedziała, że nikt inny nie nauczyłby jej aż tyle.

Po latach Stefania Grodzieńska napisała o Fryderyku Jarosym książkę "Urodził go Niebieski Ptak<<". Bardzo chciała, by ten wspaniały człowiek nie został zapomniany. I właśnie w darze dla pani Stefanii przyporriinamy dziś jej rozmowę z Beatą Kęczkowską o Jarosym.

dsz

ROZMOWA METRA. Wspomnienie o niezwykłym artyście sprzed lat

Beata Kęczkowską: W swojej książce przywołuje pani opinię Mariana Hemara, który mówił o Jarosym, że "był obdarzony przez bogów najbardziej niesprawiedliwym, niezasłużonym i najbardziej w świecie tryumfującym darem - wdziękiem osobistym". Również pani wielokrotnie wspomina ów wdzięk Fryderyka Jarosy'ego. Na czym właściwie polegał jego urok?

Stefania Grodzieńska: - Kiedy miałam 12 lat i mieszkałam w Łodzi, zaproszono mnie z mamą do Warszawy. Dostałyśmy wejściówki do Morskiego Oka, gdzie śmiertelnie zakochałam się w Aleksandrze Żabczyńskim. Nazajutrz byłyśmy w Qui Pro Quo, jak wszedł Jarosy, jednocześnie kopnęłyśmy się z mamą w kostki. Bo on takie robił wrażenie. Kiedy wychodziłyśmy z teatru, byłam w strasznej rozterce, wcześniej zakochałam się w Żabczyńskim, a tu pojawił się Jarosy Mama świetnie mnie rozumiała i wytłumaczyła, że kochać się w dwóch to nic złego. Trudno znaleźć określenie na urok Jarosego. Dziś może powiedziałoby się, że był seksowny, ale to nie do końca o to chodzi. Nie było w nim nic wyzywającego, zaczepnego. To był promień słońca. Miał piękny uśmiech, wspaniałe ciemne oczy. Był naturalny, wiało od niego wdziękiem i nic - ani film, ani zdjęcie - tego nie odda.

Zachowały się filmy, w których zagrał?

- Tak, ale w filmie wypadał potwornie sztywno. Oni w tych czasach nie mieli do czynienia z kamerą. Najlepszy dowód to Ordonka w "Szpiegu w masce". Ordonówna zawsze pięknie się ruszała, a w tym filmie macha rękami w lewo i w prawo.

Wszędzie, gdzie się pojawił, miał wielbicieli.

- Zawsze był rozpoznawany. Kiedy jeździliśmy w objazd, w każdym mieście natychmiast pojawiali się wielbiciele. Ludzie na prowincji znali go ze zdjęć i z gazet, bo on nie nagrywał płyt, w radiu pojawiał się od czasu do czasu. Jakoś się ta popularność roznosiła psim swędem. I wszędzie, gdzie był Jarosy, spotykały go serdeczność, ciepłe słowa. Zwykło się uważać, że Jarosy stworzył w międzywojennej Warszawie kabaret.

- Jarosy przyjechał do Warszawy z wielkiego świata. Nim się tu pojawił, był gwiazdą wspaniałego kabaretu rosyjskich emigrantów "Niebieski Ptak", który objeżdżał Europę.

Tymczasem Jarosy w Warszawie zakochał się w Ordonce i postanowił zostać. Był szalenie twórczy, obyty, zetknął się z najlepszymi wzorami. On nasz kabaret zeuropeizował. A te lata, kiedy on się pojawił, to był w Polsce złoty okres satyry obyczajowej i politycznej. Tworzyli Tuwim, Wit-tlin, Paczkowski, Minkiewicz, Karpiński, najlepsi muzycy, kompozytorzy Jarosy dmuchnął w to kulturę wykonania. Zwracał uwagę, aby było słychać każde słowo, a przypomnę, że bez względu na wielkość sali, grało się bez mikrofonów. Był wspaniałym reżyserem małych form. A jak to było z jego kobietami? -Lubił kobiety Powiedziałabym-ko-chał kobiety w ogóle jako takie. Jego towarzyszkami życia były kolejno: Hanka Ordonówna, Stefcia Górska i Zosia Terne. Na cały okres pobytu w Polsce to znów nie tak dużo. Kiedy następowała zmiana, stwarzał pozory, że to on został opuszczony Szkoda, że tak mało panów potrafi w ten sposób. Kiedy uciekł z gestapowskiego więzienia, poszedł do rodziców Stefci Górskiej, mimo że już dawno nie byli ze sobą. Z Zosią Terne występował w Londynie pod koniec wojny szukał dla Zosi repertuaru, pisał w tej sprawie do Jurandota. A był już wtedy mężem Janiny Wojciechowskiej . Pozostawał na zawsze bliskim, serdecznym przyjacielem swych byłych kobiet, proszę mi pokazać takich panów.

Zawsze pani podkreśla, że bardzo dużo w swej karierze zawdzięcza Jarosemu.

- Każda osoba, która była w rękach tego artysty dużo mu zawdzięcza. Posługiwał się prostym językiem. Jego reżyserskie uwagi rozumiała każda kretynka, wliczam w to siebie. Wykrywał w artystach zdolności, o których oni sami nie mieli pojęcia. Tak jak w Ordonce - gdyby nie on, pewnie całe życie śpiewałaby refreniki. Bez niego w życiu nie przyszłoby mi do głowy, że mogę coś powiedzieć na scenie. Przez wiele, wiele powojennych lat, kiedy występowałam na estradzie i prowadziłam konferansjerkę, myślałam, jak coś ugryźć, zastanawiałam się wtedy, co on by powiedział. Jarosy przez całe życie był moim wewnętrznym kierownikiem artystycznym.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji