Artykuły

Carmen zawsze zaskakujaca

"Carmen" w reż. Laco Adamika w Operze Krakowskiej. Pisze Anna Woźniakowska w miesięczniku Kraków.

Gcorges Bizet żył krótko, zaledwie 37 lat. Zdążył przez ten czas poznać smak sukcesu i gorycz klęski. Był wybitnie utalentowany i dobrze wykształcony. Naukę w Konserwatorium Paryskim rozpoczął jako dziewięciolatek, a dziesięć lat później cieszył się już największym wyróżnieniem, jakie mógł otrzymać w owym czasie wybitny talent, słynną Prix de Romę przyznawaną przez paryską Academie de Beaux Arts. Otrzymał też specjalną nagrodę ufundowaną przez Jacquesa Offenbacha. Wyróżniono nią pierwsze dzieło sceniczne Bizeta, jednoaktówkę "Doktor Miraele" prezentującą gatunek opera comique, czyli operę z dialogami. Bo Georges Bizet, choć w jego dorobku znajdujemy symfonię, suity instrumentalne, pieśni i liczne utwory fortepianowe, był przede wszystkim człowiekiem teatru, twórcą dziewięciu oper. Nie wszystkie ukończył, ale bardzo wcześnie jeden z ówczesnych krytyków pisał, że u Bizeta "pewność pióra, celność tonu, finezja instrumentacji, potoczystość partii wokalnych idą w parze z komiczną werwą i wyczuciem sceny".

Opera przyniosła mu nie tylko rozgłos, ale także zgryzotę, a największą - ostatnie z jego dzieł napisanych dla paryskiej Opera Comique, czyli "Carmen", której libretto nie bez udziału samego kompozytora opracowali według noweli Prospera Merimee wytrawni libreciści Henry Milhac i Ludovic Halevy. 3 marca 1875 roku premiera opery zamieniła się w wielki skandal. Dzieło poniosło klęskę.

To ciekawe, ile takich premierowych klęsk zamieniło się potem w trwały sukces. Na przykładzie choćby "Cyrulika sewilskiego", "Traviaty", "Madamy Butterfly" czy właśnie "Carmen" można zaryzykować twierdzenie, że odrzucenie na premierze wynikające przede wszystkim z niezrozumienia nowatorstwa dzieła (w przypadku Carmen było nim przede wszystkim wprowadzenie do opera comique wątków dramatycznych i brak happy endu) gwarantuje mu potem długie życie. Zresztą mimo skandalu Carmen nie wycofano z repertuaru teatru, ale znów nastąpiła katastrofa, która przydała spektaklowi atmosfery niesamowitości. Oto dokładnie trzy miesiące później, w nocy z 2 na 3 czerwca, po trzydziestym trzecim przedstawieniu "Carmen" Georges Bizet umiera. Podobno pierwszy atak serca przyszedł po premierze, drugiego już nie przeżył.

Czy "Carmen" rzeczywiście niesie jakieś niebezpieczeństwo? 5 marca na premierze nowej inscenizacji dzieła Bizeta w Operze Krakowskiej los znów nie oszczędził nam dramatycznych przeżyć. Nagła niewydolność krążeniowa Małgorzaty Walewskiej, gwiazdy wielkich scen operowych, na której kreację w tytułowej partii wszyscy czekaliśmy z olbrzymią ciekawością i radością, a którą karetka odwiozła (artystka nie opuściła sceny do końca I aktu) na intensywną terapię do kliniki kardiologii, napełniła wszystkich obecnych w operze smutkiem i niepokojem. Spektaklu jednak nie przerwano. Po długiej przerwie w II akcie w partii Carmen pojawiła się Monika Ledzion, młoda mezzosopranistka związana z Warszawską Operą Kameralną. Mimo podwójnego stresu - nagłego zastępstwa i debiutu w głównej partii - w pełni sprostała zadaniu. Ale po kolei...

Nowa inscenizacja jest dziełem wytrawnego znawcy sceny Laco Adamika oraz współpracujących z reżyserem Barbary Kędzierskiej, twórczyni interesującej scenografii i ładnych kostiumów oraz Katarzyny Aleksander-Kmieć, której dziełem była oszczędna, ale przyjemna dla oka choreografia. Reżyser nie szukał jakichś nowatorskich rozwiązań. Skupił się na zróżnicowaniu charakterologicznym głównych postaci, na opowieści o różnym rozumieniu pojęcia "miłość". A więc Carmen - nieznosząca żadnych ograniczeń ani kompromisów, idąca za porywem serca.

Już w pierwszej arii, słynnej habanerze, do której notabene tekst napisał sam kompozytor, bohaterka wykłada swoją filozofię: "gdy gardzisz, kocham cię nad życie, lecz gdy pokocham, to się strzeż". Dlatego uwodzi Don Josego, gdy ten nie zwraca na nią uwagi, ale odrzuca go, gdy widzi, że idąc za nią wciąż cierpi tęskniąc za utraconą stabilizacją. Jej przeciwieństwem jest słodka, niewinna Micaela gotowa dla Don Josego na największe poświęcenia. I wreszcie sam Don Jose, zagubiony, ogarnięty namiętnością, a potem pałający zazdrością. Walczący o Carmen [jej uczucie czy osobę?) ale za nic mający uczucie Micaeli. Skupiony jedynie na sobie. No i jeszcze Escamillo, idol tłumów, pogromca byków. Carmen nie ma czasu dowiedzieć się czy to prawdziwie silny czy tylko zręczny mężczyzna. Swój podziw dla niego przypłaca śmiercią.

To wszystko w spektaklu Laco Adamika jest czytelne, dobrze przeprowadzone. Na premierze wykonawcy należycie spełnili swe zadania aktorskie ciesząc jednocześnie uszy słuchaczy pięknym śpiewem. Dawno nie słyszałam na krakowskiej scenie operowej tak wyrównanego ensemblu odtwórców partii solowych. Pewna jestem po krakowskim debiucie, że Monika Ledzion będzie jedną z czołowych polskich odtwórczyń partii Carmen. Wzruszająca była Katarzyna Trylnik jako Micaela, doskonały wokalnie był Arnold Ruciński wcielający się w Don Josego. Może najmniej interesujący, bo dziwnie pozbawiony temperamentu był Escamillo Martina Babjaka ze Słowacji. Bardzo dobrze spisali się wszyscy wcielający się w pomniejsze role. Nieco zawiódł mnie tym razem chór śpiewający chwilami niepewnie i z ostrym dźwiękiem. Także orkiestrze prowadzonej przez Tadeusza Kozłowskiego, który muzycznie spektakl przygotował, zdarzały się zachwiania intonacyjne.

Czy więc wszystko mi się podobało? Wydaje mi się, że Laco Adamik, absolwent praskiej Akademii Filmowej, zbyt często patrzy na scenę okiem kamery. Dba o to, by w każdej chwili mogła ona coś innego, ciekawego pokazać. Nie zawsze ten ustawiczny ruch jest potrzebny. Inna rzecz, że nie wiem, czy powstające chwilami na scenie w I akcie zamieszanie spowodowane było zamysłem reżysera czy świadomością wykonawców, że coś złego dzieje się z główną bohaterką. Niemniej uważam, że ta inscenizacja zdobędzie odbiorców, bo wiele w niej pięknych obrazów, a muzyka niezmiennie porywa.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji