Artykuły

Broadway w Narodowym

Przyzwyczailiśmy się już wszyscy, że każda nowa inscenizacja Adama Hanuszkiewicza budzi liczne protesty i oskarżenia o szarganie świętości. Często są to głosy niezbyt uzasadnione. W wielu przypadkach nowe odczytania klasycznych dramatów okazują się niezwykle konsekwentne i odświeżające. Oryginalne pomysły towarzyszą głębszej myśli reżysera, który pragnie pokazywać klasykę w sposób wywołujący zainteresowanie młodej publiczności (i to mu się udaje), a równocześnie zaskakujący trafnością innego spojrzenia. Przykładem może być słynna inscenizacja "Balladyny", która przełożona na język komiksu okazała się jakby nowym utworem, utrzymanym w stylistyce współczesnej kultury masowej.

Ostatnia jednak premiera Teatru Narodowego - inscenizacja świetnej komedii Aleksandra Fredry "Mąż i żona" - nie zdradza takiej wewnętrznej konsekwencji, a liczne pomysły wykorzystane w spektaklu istnieją sobie a muzom. Może oprócz jednego. Otóż reżyser rozpoczął przedstawienie od fragmentów "Ślubów panieńskich", komedii napisanej co prawda później niż "Mąż i żona", ale opowiadającej o wydarzeniach, które mogły dotyczyć tych samych bohaterów młodszych o lat - powiedzmy- dziesięć. Nie jest to zresztą pomysł Hanuszkiewicza, a Boya, który orzekł o "Mężu i żonie": "Albo się grubo mylę, albo to jest epilog "Ślubów panieńskich" i wart byłby napisania, gdyby... go Fredro nie był napisał sam".

Inne pomysły są już przeważnie autorstwa dyrektora Hanuszkiewicza (z wyjątkiem śniegu padającego na drugim planie, który tak pada ostatnio w co trzecim warszawskim przedstawieniu; ów wyjątkowo śnieżny sezon zawdzięczamy ciągłe aktualnemu wpływowi "Wieczoru trzech króli", który w reżyserii Ingmara Bergmana mogliśmy oglądać w czasie pamiętnego Sezonu Teatru Narodów). Wśród nich najważniejsze wydają się dwie wanny, w których biorą kąpiel Jadwiga Jankowska-Cieślak (Elwira) i Krzysztof Kolberger (Alfred). Staną się one zapewne (wanny oczywiście), jak hondy w "Balladynie", symbolem przedstawienia. Z kolei przez sztuczne wprowadzenie fragmentów opery M. Kamieńskiego "Słowik" napisanej w 1790 roku do libretta S. Witkowskiego podkreślono wodewilowy charakter spektaklu.

W rezultacie zmieszania różnych materii: dwóch komedii i jednej opery, pomysłów z farsy czy Broadwayu, muzyki i ładnych kostiumów, wreszcie dodania, jako podstawowego składnika, młodości aktorów - powstało widowisko miłe dla oka, budzące śmiech i nawet aplauz na widowni, ale zatraca-jące podstawowe walory "Męża i żony". Widzowie baczniej podpatrują miny Kolbergera, który świetnie czuje się w farsowo nastawionym przedstawieniu (grając raczej siebie - Krzysztofa Kolbergera, a nie Alfreda), niż wsłuchują w błyskotliwe dialogi Fredry. Z komedii zostaje sama intryga (kilkakrotnie przerwana operowymi intermediami) czy wręcz jej szkielet (ze sztucznym zakończeniem, ale to już wina starego Fredry), ginie zaś wdzięk sztuki.

W tym kontekście najcenniejszą zaletą widowiska są dwie role: Daniela Olbrychskiego i Jadwigi Jankowskiej-Cieślak. Olbrychski zagrał trochę wbrew reżyserowi, pogłębiając postać bardziej, niż pasuje to do farsy. Jeśli zaś idzie o Jankowską-Cieślak, to w dotychczasowych recenzjach powtarza się myśl, że aktorka ta powinna raczej zagrać pełną temperamentu, żywiołową Justysię, a nie Elwirę. Kreująca Justysię Halina Rowicka jest rzekomo zbyt spokojna i liryczna. Z tym ostatnim sądem można się zgodzić, ale nie z krytyką roli Jankowskiej-Cieślak. Jeśli bowiem odczytać "Męża i żonę" jako rzecz o grze miłosnej, w którą zaangażowana jest w rozmaitych konfiguracjach cała czwórka głównych protagonistów (a tak przecież uczynił Hanuszkiewicz), to Jankowska-Cieślak trafia w sedno widząc w Elwirze nowoczesną, niemal pozbawioną kompleksów, radosną kobietę. Aktorka podchodzi do swej postaci z dużym dystansem i ironią: świetnie to czuje się we wszystkich momentach, w których Elwira prawi o cnocie kobiecej, wygłasza moralne nauki kłócące się zresztą z jej postępowaniem.

"Mąż i żona" jest sztuką kameralną: intryga wiąże tu tylko czworo bohaterów. Hanuszkiewicz dysponuje sceną, na której można było tę komedię, i to bez dodatkowych, zbędnych upiększeń, wystawić. Mam na myśli oczywiście Teatr Mały. To, co razi w Teatrze Narodowym - tam byłoby na miejscu.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji