Artykuły

Obok Fredry

ZNOWU w Teatrze Narodowym przedstawienie, które jednych oburza, innych zachwyca. I jak zwykle u mistrza Adama z PI. Teatralnego, przedmiotem sporu staje się klasyka. Chociaż tym razem nie romantyczna, lecz Fredro. Teatr Narodowy zatem, wystawiając "Męża i żonę", wszedł w drugi ważny krąg polskiej tradycji teatralnej, dodatkowo ożywiony niedawną rocznicą 100-lecia śmierci najwybitniejszego naszego komediopisarza.

I znowu, jak w przypadku Wieszczów, Hanuszkiewicz potraf ii wycisnąć swoje własne niezaprzeczalne piętno, dając materiał do rozważań nad stylem fredrowskim. Lecz z drugiej strony wystawienie "Męża i żony" jest dalszym ciągiem krystalizacji stylu hanuszkiewiczowskiego. Okazja do zastanowienia tym bardziej interesująca, że wystawienie komedii Fredry pozwoliło zaprezentować w pełni walory komediowe zespołu Teatru Narodowego.

Ta druga możliwość jest bardziej konkretna, mniej stwarza niebezpieczeństw utonięcia w mało sprawdzalnych u uogólnieniach.

W wystawieniu ,,Męża i żony" nie sposób nie zauważyć kilku elementów kluczowych, określających jego odrębność. Jednym z nich jest wzbogacanie widowiska o partie spoza sztuki Fredry. Scena ze ,,Ślubów panieńskich" w prologu świadczy o zgodności z sądami Brucknera czy Boya, którzy widzieli w "Mężu i żonie" ciąg dalszy losów" tym razem już w małżeńskim stadle, Gustawa i Anieli. Ciąg dalszy - w cudzysłowie, bo przecież sztuka "Mąż i żona" jest wcześniejsza o kilka lat od "Ślubów..." Wpleciono leż zręcznie fragment opery Kamieńskiego "Słowik", wykorzystując uroki starego chwytu "teatr w teatrze".

Czy świadczy to, że Hanuszkiewicz nie ufał jakości tekstu komedii, tzn., że tekst ten do nas przemówi, będzie bliski, co jest sprawą kluczową w jego koncepcja "teatru żywego"?

Może. Bardziej jednak wydaje mi się prawdopodobne dążenie do uzyskania pełni obrazu z punktu widzenia twórczości "Fredry - fragment "Ślubów..." - a także pod względem kulturowym - partie opery z r. 1790, wnoszące podobną w kolorycie obyczajowość, muzykę, pieśń i taniec. Wszak skłonność do kolażu pokazał Hanuszkiewicz wcześniej w scenicznym eseju "Mackiewicz cz. I" to w pełni.

Innowacje te nie zawsze były w udane. Fragment "Ślubów..", mimo informacji w programie, trochę dezorientuje publiczność. Poza tym aktorzy nie rozegrani (Daniel Olbrychski - Gustaw i Wacław, i Jankowska-Ćieślak - Aniela i Elwira) wypadają, zbyt blado. Co jest tym bardziej niekorzystne, że mamy w pamięci perfekcyjne i dynamiczne "Śluby panieńskie" Świderskiego w Teatrze Ateneum. Z kolei fragmenty opery Kamieńskiego dodają kolorytu i urozmaicają widowisko lecz zarazem rozbijają zwartość fredrowskiej komedii. Jednym słowem - coś kosztem czegoś.

Przejaw stylu Teatru Narodowego kryje się też w samej obsadzie, nie w pełni zresztą zgodnej z dyspozycjami zawartymi w tekście. Hanuszkiewicz jest chyba największym wśród naszych twórców teatralnych wielbicielem młodości na scenie. Dlatego można podejrzewać, że jego koncepcja "Męża i żony" została niejako ukształtowana przez możliwości aktorów, których chciał pokazać, a nie na odwrót.

"Mąż i żona" jest jedną z bardziej refleksyjnych komedii Fredry, a przy tym utworem o dużej ostrości i dosadności; autora pomawiano nawet o cynizm. Tymczasem pełną sex appealu Elwirę, hojnie szafującą swoimi wdziękami, gra aktorka o twarzy dziecka. Scyniczniałym, znudzonym mężem jest żywiołowy Olbrychski. Sprytną subretką, żonglującą między panem domu a jego przyjacielem - Halina Rowicka, która w ogóle nie gra subretki, ubrana przez Zofię de Ines Lewczuk - autorkę wysmakowanej scenografii - w suknię stawiającą ją na różnym poziomie z pańską trójką. Justysia Rowickiej to po prostu pełnoprawna członkini miłosnego kwartetu. Krzysztof Kolberger jako Alfred najbardziej przylega do roli fredrowskiego kochanka.

Dlatego wszyscy czworo grają trochę innego Fredrę. Zamiast wyrafinowania - żywiołowość, brawura, ostre tempo; cechy tak charakterystyczne dla zespołu Teatru Narodowego. Zamiast satyry obyczajowej proponuje się nam świetną zabawę. Można podziwiać wielką precyzję reżyserską, kara pozwala każdą kwestię o walorach komediowych podeprzeć komizmem sytuacji, a nawet najdrobniejszego gustu.

Publiczność - byłem na zwyczajnym przedstawieniu, nie na premierze prasowej - daje się porwać charakterystycznej dla Hanuszkiewicza i jego zespołu propozycji. Znakomitej zabawie bardzo dobrych młodych aktorów, prowadzonych wytrawną ręką, którzy sami się doskonale bawią, przymierzając do sytuacji obyczajowych z początku XIX w. Ich talent komediowy, a szczególnie Jankowskiej-Cieślak, pozwala wybaczyć pewne odstępstwa od Fredry.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji