Artykuły

Mój manifest

Monodram "Scenariusz dla nieistniejącego, lecz możliwego aktora instrumentalnego" Jan Peszek, wybitny aktor i pedagog wykonuje od 28 lat. W czwartek aktor wystąpił z nim w olsztyńskiej filharmonii. Rozmowa z Janem Peszkiem.

- "Scenariusz..." zagrał Pan ponad półtora tysiąca razy na całym świecie. Czy jeszcze stać Pana na emocje, świeżość przy kolejnym wykonaniu?

- Mechaniczność w tym przypadku jest oczywiście i zagrożeniem. Jednak po to jestem aktorem zawodowym aby unikać tego typu niebezpieczeństw. Z tego też powodu utwór stał się dla mnie wyzwaniem. Za każdym razem walczę o świeżość. Publiczność decyduje, czy to udana walka.

- I nie zdarzył się Panu żaden kryzys? Nie chciał Pan odpocząć od Schaeffera?

- To zadziwiające, ale nie przeżyłem żadnego kryzysu. Myślę, że to sprawa wielkiego talentu Schaeffera. Ten tekst za każdym razem odsłania nowy aspekt. Zawsze liczę na to, że wniesie coś nowego. Jeśli czegoś się boję po tych 28 latach, to tego, że zapomnę tekstu. To się już zdarzyło. Jednak jeśli nawet wprowadzę jakieś własne słowa, sens nie zanika. Temat głęboko tkwi w mojej świadomości. I mogę recytować wyrwany ze snu.

- Kim jest dla Pana Schaeffer?

- Jest moim mistrzem. Przyjaźnimy się od 41 lat. On mnie edukował w sensie zawodowym. Bez doświadczenia, utworów, które dla mnie napisał, byłbym innym aktorem. "Scenariusz" to utwór mojego życia. Rzadko zdarza się, aby ktoś przez ponad ćwierć wieku wykonywał jeden tekst i nie zakrawało to na schyłek jego możliwości i kariery. To jest mój manifest osobisty i artystyczny. Zgadzam się z każdym słowem, które wypowiadam.

- Czy ten utwór odbierany jest tak samo w Meksyku i w Japonii?

- Trochę inaczej, ale zawsze jest to niezwykłe doświadczenie. Tematy poruszane w "Scenariuszu" przekraczają wszelkie bariery mentalne. Reakcje są szalenie spontaniczne, otwierają serca publiczności.

- Propaguje Pan Schaeffera wśród swoich studentów?

- Nie muszę, jest rozpoznawalny i uwielbiany przez młodych ludzi. Akceptują jego świeżość, inteligencję, poczucie humoru. Z kolei jego muzyka jest elitarna i wymaga od słuchacza pewnego wysiłku.

- Z Japończykami przerabiał Pan również Gombrowicza. Czy oni go czują?

- Raczej nie czują, ale nie różnią się pod tym względem od Polaków. Rodacy nie potrafią go zanalizować. To wynika z lęku przed samym sobą. Gombrowicz nazywa rzeczy po imieniu, a my tego nie lubimy.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji