Artykuły

O pośladkach nie

Cherlawość organizacyjna polskiego cechu teatralnego sprzyja niestety reżyserom (i dyrektorom) mało odpowiedzialnym, którzy zawodową etykę mają w nikłym poważaniu. Skłóconemu teatrowi publiczność zapewne pośladków nie pokaże (chociaż kto wie? - to by ci dopiero było!), natomiast jak zawsze zagłosuje nogami - pisze Tadeusz Bradecki w Dialogu.

Termin felietonu nagli i w związku z tym pośladki Joanny S. niejako same cisną się na łamy, ale ja o pośladkach nie chcę, nie, o pośladkach nie zamierzam. Jak dawno już zdążyła zauważyć księżna Himalaj, dupa najbardziej nawet arystokratyczna niewiele różni się od dupy gminnej, nisko urodzonej, i dlatego temat to generalnie, jakby to rzec, mało wyrazisty, pośledni.

Z drugiej strony, zdarzenia w Teatrze - jakkolwiek by było - Dramatycznym nie sposób nie skojarzyć z wielokrotnie już cytowanym spostrzeżeniem Kazimierza Dejmka sprzed lat: "Aktor jest od grania, jak dupa od srania". "Ja grałam!" - informuje z naciskiem Joanna S., więc jeśli tylko istotnie tak było, to nad tym dramatycznym wypadkiem należałoby przejść do porządku dziennego. "A też i protestowałam" - dodaje. Kurczę, jak z widowni odróżnić pośladki z poświęceniem w danym momencie "grające", czyli rasowe, artystyczne, zawodowo wypięte poślady, od smętnej dupy prywatnej, nieprzewidzianej w scenariuszu, świecącej golizną choćby i w proteście? Pośladki to rejon zdradliwy, najeżony trudnościami; księżna Himalaj dobrze wiedziała, że najbardziej problematyczna jest, cytuję księżnę, "właśnie dupa, podkreślam, właśnie dupa! Bo, jeśli idzie o ręce, nogi, kończyny w ogóle lub twarze, to rasa bardziej jest widoczna. Ale dupa?".

Zatem nie sam warszawski przypadek jest tu interesujący, lecz głębsze jego tło. Czy aktor ma prawo do własnych poglądów? Czy też jest wyłącznie od "grania"? Czy jest w stanie grać dobrze rolę, z której reżyserskim ustawieniem się nie zgadza? Taka niezgoda zdarza się w teatrze wcale często. Zwykle tego typu konflikt ujawnia się wcześnie na próbach i rozwiązywany jest bardzo szybko: albo aktor samorzutnie rezygnuje z udziału w pracy, z której przesłaniem się nie zgadza, albo reżyser przytomnie doprowadza do ustąpienia z obsady aktora, który rozbija mu pracę.

Trudno się temu dziwić - reżyser może robić przedstawienie przeciw komuś lub czemuś (na przykład przeciw politykom lub przeciw jakimś poglądom), może nawet, prowokacyjnie, robić je przeciw publiczności (przeciw jej przyzwyczajeniom, oczekiwaniom), natomiast uprawianie teatru wbrew (przeciw) aktorom to czysty absurd. Podstawowym zadaniem każdego reżysera jest przekonanie, namówienie, zauroczenie, a najlepiej porwanie w wir wspólnej pracy zgranego, skupionego na wspólnym celu aktorskiego zespołu. Samo zgranie i poświęcenie zespołu sukcesu jeszcze nie gwarantuje - ileż daremnego aktorskiego potu spływa czasem w przedsięwzięciach kończących się rezultatem chybionym, kulawym, w spektaklach okazujących się na premierze wręcz porażką. Cóż, to jest właśnie wspólny, aktorski i reżyserski wymiar artystycznego ryzyka. Jednak bez elementarnej, zespołowej wiary w przyszłe powodzenie spektaklu, pracy nad nowym tekstem nie warto nawet zaczynać.

Jednocześnie przecież nie jest tak, że każda bez wyjątku kolejna rola jest spełnieniem marzeń aktora. Trafiają się role nie najlepiej napisane, niekoniecznie ciekawe, role z założenia epizodyczne lub nudnie konwencjonalne. Trafiają się reżyserzy raczej przeszkadzający aktorowi, niż potrafiący mu w jego pracy dopomóc. Trafiają się wreszcie partnerzy w obsadzie niezbyt sympatyczni lub wręcz denerwujący. Co w takiej sytuacji robić? Czy w każdym takim przypadku z roli należałoby rezygnować? I tutaj wkracza kategoria, bez której istnienia omawiane dylematy rozwiązania nigdy by nie znalazły: zawodowstwo. Skoro wybrało się ten właśnie (a nie inny) sposób zarabiania na życie, trzeba swoje aktualne zadanie, choćby i niekoniecznie wymarzone, wykonać najsumienniej, jak tylko jest się w stanie. Ehm (kaszlę z zakłopotania!), trzeba w tym miejscu wypowiedzieć wreszcie te dwa słowa, nieco patetyczne, rzadko wymawiane, a przecież w każdym na świecie zespołowym teatrze skrupulatnie praktykowane, i to codziennie: etyka zawodowa.

Owa etyka w teatrze zaczyna się od oczywistego: "Nie będziesz czynił innym, co tobie niemiłe". Czyli: "Nie będą aktorzy wbrew (przeciw) reżyserowi czynili, a reżyser nie będzie szkodził (działał przeciw) aktorom". W porządku, lecz jeśli się jakiś aktor, powiedzmy, albo reżyser (casus znacznie częstszy, przynajmniej w Polsce) zeźli i uparcie czynił będzie wbrew, to co z takim człowiekiem zrobić? Cóż, taką osobę, aktora, reżysera - nie ma znaczenia - zawodowy, zespołowy teatr po prostu wypluje.

Pamiętam swój szok niezrozumienia przed kilkunastu laty w dalekiej Kanadzie, kiedy wtargnąłem do garderoby Allana Graya (grał Króla w "Iwonie") na pół godziny przed premierą, by udzielić mu ostatniej, zbawiennej uwagi reżyserskiej. Zerwał się na mój widok z krzesła i uciekł do toalety. Asystent mi wytłumaczył: według ścisłych przepisów tamtejszej Actors' Equity (odpowiednika tego, czym ZASP być dzisiaj w Polsce powinien, a niestety nie jest) w dniu spektaklu mam prawo Allanowi udzielać wszelkich uwag tylko do południa, potem już nie. Equity skrupulatnie chroni skupiającego się przed spektaklem aktora przed nadgorliwym, niebezpiecznie "twórczym" reżyserem.

Najpierw długo byłem zły, ale potem to anglosaskie (tak samo jest na Wyspach Brytyjskich) rozwiązanie doceniłem. Reżyser, który przekracza założony budżet, który nie potrafi dotrzymać uzgodnionych terminów i który w dodatku miewa poznawcze olśnienia na pół godziny przed spektaklem, to przecież najzwyklejszy amator. A aktorscy zawodowcy ryzykują w końcu ich własnymi twarzami na scenie.

Cherlawość organizacyjna polskiego cechu teatralnego sprzyja niestety reżyserom (i dyrektorom) mało odpowiedzialnym, którzy zawodową etykę mają w nikłym poważaniu. Skłóconemu teatrowi publiczność zapewne pośladków nie pokaże (chociaż kto wie? - to by ci dopiero było!), natomiast jak zawsze zagłosuje nogami.

Piątek, powiedzmy: na scenie, wyobraźmy sobie, jakiś kolejny wypięty "protest w ramach grania". A tu na widowni martwy, zakurzony plusz, bezkresne rzędy beznadziejnie łysych, opustoszałych foteli...

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji