Artykuły

Mazurkiewicz, et cetera

TEJ gry nie można było przegrać. "Ful" z ręki. Trzy asy: Tuwim - Sygietyński - Grzegorzewski. Pozostałe karty, to i dziewiętnastowieczne, kankanowe "retro", kiedy to "warszawsko-wiedeńską koleją" się jeździło, i niekłamany dowcip. A jeszcze cały longier najprzedniejszych aktorów wrocławskiej sceny.

O tekście najkrócej. Krajan mój, Mazurkiewicz niejaki, Saturnin, mecenas zresztą - "żelazną koleją" do stolicy się wybrał, i dziwne tam przeżył przygody. To wszystko. Filozoficznych głębi, intelektualnych prowokacji, ideowych problemów nie stwierdzono, bo stwierdzić nie było można. Chyba, że za ideowy uznać śmiech, chwilę relaksowej zabawy, ważną w naszym nerwowym, zabieganym życiu.

Sukces, jako się rzekło można więc było góry przewidywać. Interesujące było natomiast, jak potraktuje sztukę Jerzy Grzegorzewski, który twierdzi, że i w tym gatunku znaleźć można dzieła wybitne, na miano klasyki zasługujące. Zrealizował ten pogląd (wszak klasykę czytać się zwykło "na nowo"), traktując "Żołnierza królowej Madagaskaru" z dystansem, a zarazem opozycyjnie w stosunku do tzw. "scenicznej tradycji". Czasem jest to po prostu pastisz, częściej ostra parodia. A może po prostu sprowadzenie do naturalnych proporcji. Choćby ów dyskutowany w foyer "corps de ballet". Nie do takich kankanów przywykliśmy (na scenie i ekranie), ale czy bardziej sprawne oglądała publiczność ogródkowych teatrzyków? Bóg jeden, a Witold Filler drugi wiedzieć raczą. Naturalnie takie potraktowanie tekstu Dobrzańskiego-Tuwima może się podobać lub nie. Mnie się podobało. Bo koncepcję generalną wspierało szereg niezwykle zabawnych, szczegółowych pomysłów inscenizacyjnych. Rzec można pomysł goni pomysł, a każdy próby wysokiej, dowcipny i rozegrany w szaleńczym tempie. Gładkiemu przechodzeniu od sceny do sceny, od sytuacji do sytuacji, sprzyjały niezwykle funkcjonalne i oszczędne (dowcipne przy tym) dekoracje - także dzieło Grzegorzewskiego. Mniej mnie bawiły niektóre kostiumy, ale i one budowały klimat nie "starowarszawskiej przygody" może - lecz tego właśnie spektaklu.

No i oczywiście aktorzy! Kolejna wybitna rola Igora Przegrodzkiego (Mazurkiewicz). Wstyd się powtarzać, ale skala talentu tego aktora wciąż mnie zaskakuje. Bardzo dobra (a gdyby nie choroba strun głosowych, pewnie lepsza jeszcze) rola Krzesisławy Dubielówny (Kamilla). I niezwykle zabawny Tadeusz Wojtych (Kazio). I oczywiście Andrzej Polkowski, w równym stopniu znakomity Grzegorz - lokaj, jak i Aktor grający Lokaja. I finezyjnie śmieszny Erwin Nowiaszak (Mącki senior). I oczywiście Jerzy Fornal w kobiecej roli Łuczkowskiej. I jeszcze: Irena Remiszewska, Mirosława Lombardo. Ewa Lejczakówna, Ludmiła Dąbrowska-Kuzielska, Halina Śmiela, Stanisław Banasiuk, Andrzej Mrożek, Józef Onyszkiewicz, Kazimierz Herba, Mieczysław Łoza, Cezary Kussyk. Słowem wszyscy z imienia i nazwiska wymienieni.

Chwalę więc to bardzo śmieszne przedstawienie, choć styl starej farsy gdzieś się zapodział. To był dobry spektakl, będzie jeszcze lepszy, kiedy zniknie trema i "ułożą" się rytmy, kiedy orkiestra przestanie zagłuszać aktorów, a ci wypunktują wszystkie pointy.

A teraz wstaję z klęczek. Otrzepuję pył i prostuję kanty. Przyszedł czas refleksji. Przedstawienie "jest jakie jest" dzięki Grzegorzewskiemu. Ale czy nie szkoda Grzegorzewskiego na "Żołnierza"? Farsa ta zagrana "po bożemu" cieszyłaby się równym (może większym) powodzeniem. Gospodarka "siłami i środkami" nie jest sprawą recenzenta. Recenzent może się jednak zaniepokoić, jeśli na dużej (reprezentacyjnej) scenie Wrocławia ogląda kolejno oświeceniową śpiewogrę, drugorzędnego Fredrę i wysłużoną farsę, a zapowiada mu się Beckettowski monodram. Bez komentarzy. Może tylko - Mazurkiewicz et cetera...

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji