Artykuły

Utwory w poszukiwaniu reżysera

Powstaje wiele nowych polskich sztuk, ale nie cieszą się zainteresowaniem teatrów i reżyserów - pisze Tomasz Gromadka w Rzeczpospolitej.

Współczesne dramaty często kończą żywot na jednej realizacji i nie pojawiają się w repertuarach kolejnych teatrów. - Sceny rządzą się "prawem pierwszej nocy" - mówi Krzysztof Mieszkowski [na zdjęciu], dyrektor Teatru Polskiego we Wrocławiu. - Zabiegają o pierwszeństwo wystawienia, bo prapremiera ma większą siłę medialną, niż następne realizacje. Zmieniło się także myślenie o tekście - jest on tylko jednym z elementów spektaklu. W pogoni za nowością. Polska dramaturgia jest w fazie eksperymentowania - piszący próbują nowych form i tematów, a dyrektorzy i reżyserzy je sprawdzają. W Warszawie działa Laboratorium Dramatu, które testuje na publiczności nowe utwory podczas czytań. Także na innych scenach m.in. w stolicy, Wrocławiu czy Krakowie, aktorzy proponują widzom głośną lekturę tekstów z podziałem na role, bez scenografii i kostiumów.

- Są to próby przywrócenia znaczenia dramatom, wypieranym przez grafomańskie scenariusze pisane przez reżyserów - mówi Tadeusz Słobodzianek, dramatopisarz, dyrektor Laboratorium. - Publiczność tęskni za opowiadaniem historii, ciekawymi postaciami i ucieczką od dosłowności, która prowokuje do myślenia. Dlatego w głównym nurcie polskiego teatru tak popularne są sztuki angielskie, m.in. Harwooda, McDonagha czy Hare'a. Pod wpływem mody na niemiecką rozrywkę, obraz wypiera u nas słowo, a przecież język buduje tożsamość obywatelską, narodową, historyczną czy intelektualną. Kształtuje spojrzenie na świat. Krytycy i teoretycy promują reżyserów, a dramatom nie poświęcają wystarczającej uwagi.

Największym sukcesem młodej dramaturgii okazała się sztuka "Piaskownica" Michała Walczaka - wystawiono ją prawie 20 razy (od 2003 r. do 2007r.). Popularna była także jego "Podróż do wnętrza pokoju" (5 premier), porównywana do "Kartoteki" Tadeusza Różewicza. Ale już od kilku lat reżyserzy nie interesują się żadnym z tych dramatów.

Zapomniane zostały utwory Lidii Amejko, m.in. "Farrago". Na podstawie jej "Przemiany 1999" powstał słynny spektakl Teatru TV ze Zbigniewem Zamachowskim (2001 r.). Obecnie autorka pisze sztuki dla dzieci, które można oglądać we Wrocławskim Teatrze Lalek.

- Stawiamy na nowe utwory. Duża część publiczności oczekuje od nas nieznanych wcześniej tekstów - mówi Mieszkowski.

Zainteresowanie polską dramaturgią osiągnęło najwyższy poziom w 2004 r. Zbiegło się to m.in. z publikacją antologii "Pokolenie Porno i inne niesmaczne utwory teatralne" Romana Pawłowskiego. Zaczęły powstawać studyjne sceny, na których wystawiano teksty młodych dramatopisarzy, np. w Narodowym i Powszechnym w Warszawie. Pojawiło się więcej konkursów m.in. w Teatrze Polskim w Poznaniu. Karierę sceniczną i medialną zrobił tylko "Testosteron" Andrzeja Saramonowicza. Doczekał się sześciu premier w Polsce, został także sfilmowany, odnosząc komercyjny sukces. Jednak od czterech lat nikt po niego nie sięgnął.

Głośno było o innych twórcach promowanych w antologii - Marku Modzelewskim, Pawle Sali czy Pawle Jurku. Ich sztuki, poruszające bieżące społeczne tematy, zrealizowano maksimum dwa razy.

Bezpańskie dzieła

W 2009 r. powstały ciekawe realizacje dramatów dwóch autorów - Artura Pałygi i Małgorzaty Sikorskiej-Miszczuk. Sztuki Pałygi wystawiono w Teatrze Polskim w Bydgoszczy i Bielsku - Białej oraz w krakowskiej Łaźni Nowej. Jednak nawet jego najlepsze utwory - "Wszystkie rodzaje śmierci" czy "Żyd" zrealizowano tylko raz.

"Szajbę" Sikorskiej-Miszczuk zrobił Jan Klata, co zagwarantowało przedsięwzięciu medialny rozgłos. Reżyserzy z "pierwszej ligi" rzadko zajmują się nowymi sztukami.

Liczne konkursy dramatyczne nie przekładają się na popularność dzieł. "Trash story" Magdaleny Fertacz zwyciężyło w I edycji Gdyńskiej Nagrody Dramaturgicznej (2008 r.). Po prapremierze w stołecznym Ateneum dwa lata temu, nie powstały kolejne realizacje. Także jej "Kurz" z Narodowego i "Absynt" z Laboratorium Dramatu, nie weszły do repertuarów innych scen.

- Dyrektorzy teatrów pozornie tylko sprzyjają młodej dramaturgii - mówi Magdalena Fertacz. - Premiery nowych sztuk organizują na studyjnych scenach. Mniej znani reżyserzy mają trudności z przekonaniem ich do tekstów współczesnych. Teraz modne są nowoczesne interpretacje klasyki. Często jednak utwory są za słabe, żeby utrzymać się na "giełdzie" dramatów.

Niektóre teksty inscenizowane są przez samych autorów. Od kilku lat sztuk Ingmara Villqista nie wystawia nikt poza nim samym. Pojawiają się m.in. w chorzowskiej Rozrywce czy Miejskim w Gdyni, którego jest dyrektorem. Jedynie swoje dramaty realizuje Przemysław Wojcieszek. Inni twórcy nie biorą na warsztat "Made in Poland" czy "Osobistego Jezusa". Natomiast dramatopisarz Paweł Demirski często współuczestniczy w powstawaniu spektakli na podstawie swoich dzieł.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji