Artykuły

Kiedyś to miasto dało mi w kość

- Przez pierwsze dwa lata pracy w Osterwie zastanawiałem się, w co ja się wpakowałem. Chciałem odświeżyć ten teatr, więc mieliśmy prapremiery, m.in. Pawła Huelle i innych autorów z najwyższej półki. A tymczasem przez pierwsze przedstawienia miałem zapełnione ledwie 40 proc. widowni. Dopiero gdy wpadłem na pomysł premier studenckich, coś zaczęło się zmieniać - dyrektor Teatru im. Osterwy w Lublinie Krzysztof Babicki w rozmowie z Pawłem Franczakiem z Kuriera Lubelskiego.

Paweł Franczak: Respondenci TNS OBOP w badaniach dla "Newsweeka" zapytali mieszkańców polskich miast, co sądzą o swoich miejscowościach. Okazało się, że lublinianie nie myślą o Lublinie zbyt dobrze. W tej samoocenie wypadliśmy najgorzej w Polsce. Mamy rzeczywiście powody do narzekań? Pytam Pana, bo mieszka Pan w Lublinie, ale ma też "ogląd z zewnątrz" - pochodzi Pan z Gdańska.

Krzysztof Babicki: W Lublinie mieszkam dokładnie od dziesięciu lat. Początkowo się dziwiłem, że rdzenni mieszkańcy tak źle wypowiadają się o swoim mieście. Mówiłem im: "dlaczego narzekacie?" Zawsze, kiedy przyjeżdżała tu moja rodzina, była zachwycona. Mnie to miasto też się podobało. Marudzenie było dla mnie niezrozumiałe.

Potem Pan zrozumiał?

- Tak.

Bo miasto dało w kość?

- Oj, tak. Ludzie narzekają z reguły na jakość dróg, władzę i oświetlenie ulic, ale mnie dotyczyły głównie sprawy teatru. Przez pierwsze dwa lata pracy w Osterwie zastanawiałem się, w co ja się wpakowałem. Chciałem odświeżyć ten teatr, więc mieliśmy prapremiery, m.in. Pawła Huelle i innych autorów z najwyższej półki. A tymczasem przez pierwsze przedstawienia miałem zapełnione ledwie 40 proc. widowni. Dopiero gdy wpadłem na pomysł premier studenckich, coś zaczęło się zmieniać. Teraz dostanie się na premierę studencką graniczy z cudem - takie te spektakle mają wzięcie, bo studenci zrozumieli, że to ich teatr. Ale na to trzeba było lat. Teraz popularność "Boga", czy "Widnokręgu" jest ogromna, ale jeszcze osiem lat temu, gdyby "Widnokrąg" miał premierę, to zszedłby po siedmiu przedstawieniach.

A wracając do narzekania: mówiło się kiedyś, że Rosjanin jest szczęśliwy najbardziej wtedy, kiedy jest nieszczęśliwy. Może i my mamy coś z tej kresowej mentalności? Proszę zobaczyć, jak ludzie z Krakowa mówią o Krakowie: że wszystko tam jest najlepsze. Podobnie jest w Poznaniu.

W Gdańsku też tak marudzą?

- Tak, tam jest już gorzej. No na przykład niesamowita okazja dla Gdańska, czyli tysiąclecie miasta w 1998 r. Zamiast pokazywać to, co najlepszego ma Gdańsk, ściągano wszystkich artystów spoza tego miasta. Mam często wrażenie, że z promocją Lublina jest podobnie.

To dziwne, bo mawia się: "zamknięte granice to zamknięte horyzonty myślowe". Czyli tam, gdzie jest dostęp do różnych kultur, jak w Gdańsku, ludzie powinni być otwarci. Lublin zaś musi być nieufny i zamknięty, bo oprócz Ukraińców nie ma styczności z innymi narodowościami.

- Fakt, ale do promocji Lublina można wykorzystać kulturę żydowską, mocno obecną w tym mieście.

Ale ona jest odbierana negatywnie...

- Wiem! Niedawno ktoś zarzucił mi po premierze spektaklu Woody Allena, że "sami Żydzi" na afiszu. Jakiś facet powiedział mi niedawno, że zostanie zorganizowana pikieta pod teatrem, bo na plakacie reklamującym "Biały Dmuchawiec" widać dwóch gołych facetów i krzyż. I że to niby pornografia. Ja mu tłumaczę: to dowcip, to dwóch pijanych górali i trzeci z krzyżem się temu przygląda... Zbieram nawet listy z protestami wysłane do naszego sekretariatu. Pamiętam, jak po "Widnokręgu" ktoś się oburzył, że na scenie młodzi ludzie piją wódkę i używają nieparlamentarnych słów. Tak jakby na co dzień nikt nie pił i nie klął. W Gdańsku rzeczywiście takich sytuacji nie miałem.

Pan też pewnie chciałby ponarzekać...

- Na pewno należałoby zrobić coś z kwestią transportu. Pamiętam dziwną sytuację związaną z zaproszeniem Toma Stopparda do Lublina, przy okazji premiery "Rock'n'Rolla". Byłoby ciekawie, bo to hollywoodzki scenarzysta, wielkie nazwisko. Wszystko już było dogadane, była zgoda samego Stopparda na przyjazd, ale w pewnym momencie zadzwonił do mnie jego menedżer i zapytał "jak się Stoppard ma tu dostać?". Bo nawet przez myśl mu nie przeszło, że Lublin nie ma lotniska. Zaproponowałem, że możemy go przywieźć z Warszawy samochodem, jednak menedżer odparł: "Proszę pana, pan Stoppard ma już swoje lata i nie ma ochoty tłuc się dwie godziny po szosach". A ja pomyślałem, że to i tak optymistyczna wersja: dwie godziny (śmiech).

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji