Artykuły

Dostojewski i Szukszyn

Miniony sezon teatralny zapisze się w recenzenckich kronikach nie tylko wieloma inscenizacjami sztuk rosyjskich i radzieckich, ale i liczniejszymi niż zazwyczaj kontrowersyjnymi przedstawieniami. Tydzień temu była mowa o rozbieżnych opiniach na temat "Dziesięciu portretów z Czajką w tle" w krakowskim Teatrze Starym. Chodziło tam jednak o różnice między opiniami krytyki i publiczności. Dziś o różnicach w opiniach krytyki.

Wkrótce po krakowskiej premierze sztuki Czechowa warszawski Teatr Narodowy wystąpił z przedstawieniem przygotowanym przez Adama Hanuszkiewicza pod intrygującym tytułem "Dostojewski według Braci Karamazow". Jedna z pierwszych recenzji tego przedstawienia ukazała się na łamach "Życia Warszawy". Paweł Chynowski pisał w niej:

"Dostojewski Hanuszkiewicza jest spektaklem pięknym, ale trudnym. Myśli Dostojewskiego brzmiące ze sceny czasem wręcz jak bluźnierstwa ciężkie są do zniesienia nawet dla dorosłej publiczności, cóż dopiero dla młodzieży. (...) Spektakl, który oglądałem, oglądała wraz ze mną młodzieżowa, w większości, widownia, przez trzy godziny, w absolutnej ciszy, bez cienia znudzenia, zafascynowana. A wychodziła z teatru rozogniona dyskusjami. I to jest jeszcze jedno zwycięstwo Hanuszkiewicza; kto wie, czy nie najcenniejsze".

Niewiele jednak było opinii tak pochlebnych o warszawskiej inscenizacji.

"Przedstawieniu (...) w Teatrze Narodowym - zanotował w Polityce Jan Koniecpolski - towarzyszy wydrukowane w programie i przypisywane Dostojewskiemu motto: ALBOWIEM TAJEMNICA LUDZKIEGO ISTNIENIA NIE JEST W TYM, ABY TYLKO ŻYĆ, LECZ W TYM, PO CO ŻYĆ. Jest to myśl szlachetna. Jednakże środki artystyczne, jakimi dysponuje Adam Hanuszkiewicz i jego zespół, bardziej niż do odgrywania w teatrze zawartości myślowej Braci Karamazow predysponują twórców do odegrania na scenie czegoś równie wartościowego i szlachetnego w intencjach, ale mniej skomplikowanego artystycznie. Na przykład - Timura i jego drużyny".

Rozbieżność opinii obu recenzentów dość duża, żeby nie powiedzieć krańcowa. A więc jeszcze jeden cytat, z tych bardziej umiarkowanych. Głos ma Maciej Karpiński, który wypowiadał się na łamach "Teatru":

"Każde odczytanie Dostojewskiego jest odczytaniem indywidualnym. Adam Hanuszkiewicz odczytał Braci Karamazow w taki właśnie sposób. I choć nie zawsze starczyło mu konsekwencji, by tę własną wizję czytelnie zobrazować na scenie, to przecież - jak rozumiem - to efektowne przedstawienie ma pobudzić nas samych do skonfrontowania z nim, a może przeciwstawienia mu naszych własnych wizji, naszych własnych rozterek i pytań, do których i reżysera, i każdego z widzów inspiruje lektura dzieł Fiodora Dostojewskiego".

W minionym sezonie mieliśmy jeszcze jedną adaptację powieści wielkiego pisarza rosyjskiego. Zapewne kontrowersyjną, gdyż jej twórca Andrzej Łapicki ze "Zbrodni i kary", dzieła wielowątkowego, wybrał tylko jeden nurt spraw - dialog na temat dobra i zła, winy i kary, Boga i wiary.

"Spektakl stworzony przez Łapickiego - czytamy w Życiu Warszawy, w nocie podpisanej (stg) - był jakby lekcją anatomii ludzkich uczuć. Pokazem wiwisekcji najbardziej mrocznych i najbardziej intymnych psychicznych doznań człowieka. Obiektem tej wiwisekcji był Raskolnikow, ale i Sonia. Anatomem - Porfiry - Łapicki.

"Był to jeden z tych nielicznych przykładów - pisała w Ekranie Maria Brzostowiecka - w pełni dojrzałej, autonomicznej sztuki telewizyjnej, która nie sytuuje się obok wielkiej tradycji kulturalnej, ale potrafi ją w specyficzny sposób skonkretyzować, ucieleśnić".

Przedstawienie "Zbrodni i kary" rzeczywiście zafascynowało wielu widzów, co nie znaczy oczywiście, iż nie miało oponentów. Gdy przenosi się na scenę wielowątkową powieść, ryzyko takie jest nieuchronne. Mimo to z opinii, jakie na temat spektaklu telewizyjnego opublikowano, wynika, że na ogół widzowie zaaprobowali adaptację, podkreślając jej znakomitą spójność z możliwościami wyrazowymi, jakimi rozporządza mały ekran.

"Zbrodnię i karę Dostojewskiego - pisała na łamach "Tygodnika Kulturalnego" Halina Wróblewska z Drawska Pomorskiego - czytałam kilkakrotnie, widziałam spektakl telewizyjny w reżyserii Adama Hanuszkiewicza z Zofią Kucówną w roli Soni, a także film. Dlatego nie miałam zamiaru oglądać tego mrocznego dramatu jeszcze raz, tym bardziej że nie należę do wielbicielek Daniela Olbrychskiego. Włączyłam telewizor tylko dlatego, żeby zobaczyć nie znaną mi dotychczas Małgorzatę Zajączkowską. Ale już pierwsza scena - scena zabójstwa - przykuła moją uwagę. Twarz Olbrychskiego była tak pełna ekspresji, że chyba najbardziej obojętny widz musiał odczuć grozę sytuacji, a potem tragizm postaci. Co za gra!".

Nie ulega wątpliwości, że opinie o tym przedstawieniu, nawet przy pewnych zastrzeżeniach co do wypreparowania z powieści tylko jednego jej wątku, były arcypochlebne. Nieczęsto to się zdarza. W opiniach o Teatrze Telewizji, przynajmniej w ostatnich latach, to swoisty fenomen.

Z przedstawień na scenach teatrów dramatycznych, które zauważone zostały przez krytykę, wymienić należy chyba na pierwszym miejscu Szukszynowski spektakl "Gdy obudzą się rankiem" w Teatrze Powszechnym w Warszawie. Była to jedna z dość wielu w ubiegłym sezonie prapremier polskich.

"W Moskwie - pisał w Trybunie Ludu Roman Szydłowski-wystawił sztukę Szukszyna Teatr Sowremiennik, wydobywając przede wszystkim jej warstwę obyczajową. W Teatrze Powszechnym w Warszawie młody reżyser Piotr Cieślak pogłębił jej wymowę o refleksję filozoficzną i moralną, wprowadzając dodatkowo fragmenty z kilku opowiadań Szukszyna. Wzbogaca to tekst sztuki, choć może chwilami rozsadza jej bardzo konsekwentną i przemyślaną konstrukcję".

Przedstawienie cieszyło się powodzeniem. Podkreślano jego ostrość widzenia społecznych schorzeń.

"Przedstawienie Piotra Cieślaka - pisał w Literaturze Jan Kłossowicz - ma jakby dwie poetyki - pierwsza z nich to behawiorystyczny obraz izby wytrzeźwień, druga, to psychodrama grana przez pacjentów wyłażących z łóżek ustawionych pomiędzy widzami. Naturalnie sceneria aresztu dla pijaków oddań chwilami wydaje się, że naprawdę się tam trafiło. (...) Trochę gorzej poszło z przewrotnie zarysowaną w tekście i rozszerzoną przez adaptację psychodrama".

Z prapremierowych przedstawień odnotować zapewne należy tutaj realizacje dwóch sztuk Aleksandra Gelmana: "My niżej podpisani" (Teatr Popularny w Warszawie) oraz "Sprzężenie zwrotne" (Teatr na Woli w Warszawie). Recenzenci porównywali oba utwory z jego "Protokołem z pewnego zebrania", który był bestsellerem sprzed paru sezonów. Mimo wielu pochlebnych opinii dwa ostatnie przedstawienia na polskich scenach nie przyniosły autorowi tej rangi sukcesu, jaki zdobyła sobie w naszym kraju jego pierwsza sztuka.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji