Artykuły

Obrona Hanuszkiewicza

Człowiek w ogólności to jest coś bardzo pięknego, natomiast w szczególności może być wyjątkowo paskudny. Zawsze smutno mi się robi, kiedy w naszym słynącym szeroko w świecie z najrozmaitszych swobód i przysłowiowej tolerancji kraju (patrz praca J. Tazbira "Państwo bez stosów") coś zaczyna się psuć. Jak gdyby wyszczerzyło swoje złowieszcze kły, krążąc za oceanem, niesławne widmo braku wyrozumiałości.

Czym kierował się Krzysztof Toeplitz rozpoczynając pod sztandarami obrony sztuki przed rzekomym gwałtem dokonanym, na wspaniałym, bogatym i mądrym utworze stanowiącym własność ludzkości" kampanię przeciwko Dekameronowi" Boccaccia w inscenizacji Adama Hanuszkiewicza? Bowiem krótko. Kierował się niskim uczuciem zawiści, a także typowym pragnieniem odwetowca za klęskę poniesioną w telewizyjnej dyskusji nadanej przez "Pegaz".

W tym niesmacznym widowisku zderzyli swoje racje z jednej strony pan Adam - skromny, pracowity, bezinteresowny, aktor, reżyser, dyrektor nać: sceny narodowej, autor Dziadów" Mickiewicza, człowiek, który napisał "Norwida", "Dostojewskiego" i wielu innych, z drugiej - płatny felietonista o twarzy chorego na wrzód żołądka, i pewnym siebie uśmiechu permanentnego przegrywacza.

No cóż, wielcy ludzie wyprzedza" jacy swój czas często napotykali na niezrozumienie i trudności w pracy, że wymienią chociażby naszego Bolesława Śmiałego, Króla Popiela, Giordano Bruno, Kościuszkę, czy tzw. Bicz Boży, że odwołam się do historii, ze zrozumiałych względów.

Wokół czegóż to podnosi Toeplitz taki hałas? Komuż to stała się taka krzywda? Kogo broni?... "Dekamerona!" Świńskiej opowieści napisanej dobre paręset lat temu przez pewnego Włocha! Opowieści, w której młody florencki literat stara się przekonać nas, że cała przyjemność z życia polega na kopulacji każdego z każdym bez różnicy stanowisk i bez żadnych ideowych motywacji i uzasadnień. Nawet gdyby tak było, to nie jest to żadna rewelacja, natomiast ciekawie świadczy o Toeplitzu, że się do tego przyznaje. Bo właśnie jak mówią klasycy, "ten, co to o kopulacji dużo gada, to często silny, ale tylko w języku".

Krótko mówiąc dualizm naszych kultur jest dla każdego oczywisty. Tym cenniejsze wydaje mi się świadectwo, szerokich swobód artystycznych, wystawiających nam, raz jeszcze jak najlepszą legitymację zagraniczną, które złożył Hanuszkiewicz pokazując Europie, że się "Dekamerona" nie boimy, a nawet przeciwnie, przyjmujemy go po naszemu, po gospodarsku. Powiem więcej. Hanuszkiewicz, widząc ewidentną nicość młodego poety włoskiego, zdecydował się go osobiście wesprzeć. I oto obserwujemy prawdziwy cud teatralny, albowiem "...Dekameron

Hanuszkiewicza staje się filozoficzną, gorzką repliką oryginału. Cóż to wam tak wesoło - zdaje się pytać autor (Hanuszkiewicz). A kryzysy gabinetowe? A trzęsienia ziemi? A Czerwone Brygady? A Aldo Moro? A przede wszystkim UFO?

Swoim przedstawieniem Adam Hanuszkiewicz gasi bezmyślny chichot zmarłego Włocha. I jest to chyba bardzo piękny przykład bezinteresownej, braterskiej pomocy współczesnego myśliciela teatru, okazanej zapomnianemu makaroniarzowi.

Jak Wergiliusz Dantego, tak Hanuszkiewicz Wardejna (ubranego w garniturek, z teczką) oprowadza przez kręgi sceny, przez gąszcz symboli wyczarowanych niewyczerpaną wyobraźnią polskiego autora.

"Wylały się na mnie lawiny złego smaku..." - pisze KTT. Tyle tylko ma on do powiedzenia o gorzkiej piosence, że pieniądze rządzą światem, zacytowanej z nagrodzonego Oskarami filmu "Kabaret" i brawurowo odtańczonej w formie mementa. Tyle dla niego znaczą nostalgiczne szlagiery cieszącego się nie przypadkiem dużym sukcesem kasowym "Hair". Tak kwituję urzekający bezwstydem półpaśćcowy strip-tease Wardejna. Tyle ma do powiedzenia o występach naszej znakomitej wokalistki Ewy Bem, o tym, że dwóch aktorów przebrało się za wielbłąda, który leje na scenie. Śmiejemy się i nagle gorzka Chodakowska, która jako czarny anioł odpina skrzydła i z namysłem kopuluje białego (dramatyczny odwet trzeciego świata). A Melex jeżdżący po scenie z dyrektorem w środku? A czerwona (uwaga!) latarka jako dusza świecąca po ciemku z przezroczystego garnka? A Szapołowska przedstawiająca śmierć, co nie wybiera? A drabina? A kafkowski Wardejn, włażący pod sufit po rybackiej sieci? (aluzja do karalucha). Takie i inne wyczarowane gorliwym sercem artysty symbole można by mnożyć bez końca. Wreszcie efekt finałowy, kiedy to kawałki starej dekoracji z "Beniowskiego" spadają między aktorów wśród odgłosów salw oraz migotania laserów i maserów jakby przeczucie niedalekiej Apokalipsy, związanej z bardzo nieodpowiedzialnymi decyzjami NATO.

Tak oto jesteśmy świadkami rozkładu i zniszczenia świata i teatru.

Tu jedyne zastrzeżenie w kwestii intelektualnej propozycji przedstawionej przez spektakl. Rozkład teatru - jak najbardziej. Rozkład kultury zachodniej - tak. Ale generalizować to już przesada, a nawet nadmiar samokrytycyzmu. Muszę tu bronić Hanuszkiewicza przed Hanuszkiewiczem (a zwłaszcza dekoracji z "Beniowskiego"). Bowiem sam Hanuszkiewicz jest najlepszym dowodem, że tak nie jest, że co najlepsze przetrwa. Bo Hanuszkiewicz jest, żeby tak obrazowo ująć, jak król Midas ze starej klechdy: czego dotknie, zmienia się w złoto. I chciałem powiedzieć, że takich alchemików-artystów nam trzeba.

Piaski Toeplitz zarzuca Hanuszkiewiczowi, że nie ma u niego w teatrze historii. A czymże jest historia, jeśli nie nauczycielką życia - jak powiadali starożytni, a jak żyć - jak powiadali Rosjanie - to tego nawet Pan, kolego Toeplitz, mógłby się od Hanuszkiewicza nauczyć.

Niesłabnąca uwaga, z jaką nasza młodzież obserwuje drogę twórczą Hanuszkiewicza, wróży jej (młodzieży) jak najlepiej.

Szekspirem naszego wieku jest anonimowy artysta, który napisał "Hanuszkiewicza".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji