Artykuły

Dramat i nudy zbydlęcenia

Najnowszą premierę w Teatrze Współczesnym przygotowano w oparciu o tekst "Macieja Korbowy i Bellatrix". Napisany w 1918 roku, pierwszy dojrzały dramat Witkacego, poddany został reżyserskiemu opracowaniu Anny Augustynowicz. Powstało przedstawienie odważne w inscenizacyjnym zamyśle, śmiało wykraczajcie poza schematyczne sposoby "robienia" Witkacego i autorskie sugestie wykonawcze.

Trójkątna przestrzeń sceny (twórcą scenografii jest Jan Banucha), to muzeum - panopticum, w którym gromadzą się, niczym żywe eksponaty, figury "zdegenerowanych byłych ludzi". W trakcie "rozmów istotnych" na temat śmierci i mistycznego sensu różnych form zaniku istnienia okazuje się, że dla arystokratów - ginącej klasy społecznej oraz artystów - "czystej wody" degeneratów, jedyną szansą ucieczki od pustki egzystencjalnej może być erotyczne wyrafinowanie.

Aby zbudować przekonujący świat "zmechanizowanych bydląt", Anna Augustynowicz drastycznie ogranicza nasycenie kreacji aktorskich tzw. "życiem wewnętrznym", "Redukuje" nadmiar pustych gestów, i różnym skutkiem utrzymuje dyscyplinę mówienia tekstu bez koturnowej retoryki i maniery recytatorskich interpretacji. Postaci działają tak, jakby ich emocje oddzielono od wydrążonych, pustych korpusów, skazując bohaterów dra matu na zachowania powierzchowne i bezmyślne. Okazuje się, że istota człowieczeństwa - rozum, refleksja, intelekt - w przypadku "zmechanizowanych bydląt" ukryta została daleko poza sceną.

Z rozbicia tożsamości Werze się udawany strach Jana Dexterowicza (Konrad Pawicki), sztuczny -znikąd wzięty, erotyczny pląs Sylfy (Magdalena Myszkiewicz). Stąd pochodzi nienaturalność i wyobcowanie postaci "egzotycznych": Baar-Łuk Chana (Urszula Nowacka), Tetrafona Pneumakona (Mirosław Gawęda), a także Teozoforyka (Jacek Piątkowski). Rozchwianie osobowości ujawnia się najwyraźniej w postaci Księżniczki Cayambe (Irena Orłowska). W jednej chwili potrafi ona być rozhisteryzowanym dzieckiem i wampirzycą, za moment zaś wyuzdanym kobjeciątkiem lub naiwnym cielęciem.

Tytułowi bohaterowie "Macieja Korbowy i Bellatrix" pomyślani zostali przez autora jako istoty o dwojakiej naturze - męskiej i kobiecej jednocześnie. We Współczesnym nie zobaczymy jednak subtelnych przemian płci Macieja Korbowy (Jacek Polaczek). Na kilku udanych metamorfozach - nieźle zagranych zmianach pasek - koń czy się różnorodność jej postaci. Z przywódcy "bandy "zdegenerowanych byłych ludzi" pozostaje mały, zniszczony przez rewolucję, podły człowieczek o silnym instynkcie samozachowawczym i poddańczej naturze. Dzieje się tak nieco wbrew Witkacemu.

Dwupłciowość Bellatrix (Anna Januszewska), hermafrodytycznej poetki, przez większą część spektaklu ubranej w typowo męski strój, widać tylko dzięki gramatyce. Niewiele pomagają prowadzone na oczach widzów fryzjerskie zabiegi i przebranie aktorki w długą suknię. Wciąż jest to tylko męska kobieta. Karolina Montecalfi (Nina Grudnik) wkracza na scenę wprost z teatralnej garderoby. W tym samym pewnie miejscu odnajduje "ustronny kącik", którego poszukuje wraz z Michałem Węborkiem (Grzegorz Młudzik) - skądinąd jedynym trzeźwo patrzącym na rzeczywistość, z "krwi i kości" stworzonym bohaterem.

Czasami granica między kreacją zdekonstruowanego świata, a rozpadającym się przedstawieniem, może nie być do końca czytelna. Jednak rozkład języka oraz mechaniczne działania manekinów zagrane są z taką doskonałością i są na tyle szokujące, że o sprzeciw i bunt nietrudno. Na scenie nie dzieje się nic poza perwersją i zaspokajaniem "nienasycenia" metafizycznego. Nużące rozmowy sprawiają, iż powoli głównym bohaterem przedstawienia staje się nuda. Wyziera z każdej wygłaszanej kwestii, z każdego ruchu... Dochodzi do przeniesienia uwagi na drgający palec Hibiscusa (Arkadiusz Buszko), a za niezmiernie ważny element całej inscenizacji gotowi jesteśmy uznać brak skarpetek na nogach Macieja Korbowy, obutych w eleganckie lakierki.

Nad światem degradowanych wartości wisi groźba katastrofy. Przynoszą ją dochodzące z zewnątrz odgłosy rewolucji. To, co u Witkacego realne - serie strzałów z pistoletów i karabinów, krzyki tłumu - w przedstawieniu Anny Augustynowicz zastąpione zostało symbolem. Tak bowiem należy traktować muzykę opracowaną przez Jacka Ostaszewskiego. Znakomity pomysł zastąpienia dźwięki w militarnych fragmentami kompozycji rockowych (z hardrockową-muzyką grupy "Napalm Death" w finale) nadaje przedstawieniu czytelny kontekst kulturowy, trzymaliśmy przedstawienie, które podobałoby się Witkacemu. Z dużym prawdopodobieństwem można bowiem przypuszczać, że irytacja i zdenerwowanie, których doznać mogą widzowie w trakcie spektaklu, są dokładnie tymi uczuciami, które - zgodnie z myślę autora - prowadzać mają wprost do "wstrząsu metafizycznego". Jak to jest możliwe? Żeby to zrozumieć trzeba osobiście poddać się działaniu widowiska przygotowanego w Teatrze Współczesnym.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji