Artykuły

Jaki jest ten koń...

"Ożenek" w reż. Łukasza Wiśniewskiego w Teatrze Nowym w Poznaniu. Recenzja Ewy Obrębowskiej-Piaseckiej w Gazecie Wyborczej - Poznań.

Gdybym nie widziała na własne oczy, że Łukasz Wiśniewski jest bardzo młody, pomyślałabym, że "Ożenek" w Teatrze Nowym został wyreżyserowany przez kogoś, kto od wielu lat żyje z wystawiania lektur szkolnych.

Że Gogol to mistrz - nikogo nie muszę przekonywać. Że prawdziwa klasyka się nie starzeje - również. Że warto do niej wracać i wciąż na nowo jak w lustrze się w niej przeglądać - także. Prawdziwe kłopoty zaczynają się jednak wtedy, kiedy mistrz i jego dzieło zostają potraktowane jak szacowna ramota. I wtedy - a teatr potrafi być okrutny - z mistrza i dzieła zostaje tylko skansen, z którego wieje nudą: tak samo wielką w teatrze stołecznym jak prowincjonalnym. Podczas premiery "Ożenku" nudą wiało na kilometr.

Różne rzeczy widziałam na tej scenie, a jestem regularnym widzem Teatru Nowego od lat co najmniej piętnastu. Jedne mnie zachwycały, inne drażniły, jeszcze inne doprowadzały wręcz do furii, ale nigdy - powiadam: nigdy - nie miałam poczucia, że oglądam szkolną lekturę zrobioną według gotowej recepty. Recepty od lat sprawdzonej, a zatem trującej - bo to nie apteka tylko teatr. Tym razem tak było. Szczypałam się w dłoń i pytałam sama siebie: gdzie ja jestem? I było mi strasznie smutno.

Atutem Teatru Nowego są od lat aktorzy. I ten spektakl też oni trzymają w ryzach oraz sprawiają, że się go w ogóle ogląda. Szkoda tylko, że ich role - zwłaszcza tam, gdzie postaci muszą zbudować wzajemne relacje - też idą wytartymi tropami, szafują ogranymi środkami i poza sztancę tak naprawdę nie wychodzą. Widać na scenie skupioną minę skrupulatnego Tadeusza Drzewieckiego (Jajecznica) , który rachuje dobytek panny młodej. Widać Michała Grudzińskiego (Żewakin), chichoczącego frywolnie, a potem przekonująco zasępionego. Widać Zbigniewa Grochala (Koczkwariew), który niczym taran dąży do ożenienia przyjaciela Podkolesina (szkoda tylko, że nie wiadomo, czy to jego zemsta, czy może koleżeńska przysługa). Widać wreszcie przesadnie ucharakteryzowaną Bożenę Borowską jako swatkę Fiekłę. Ale po wyjściu z teatru już się tych ról nie pamięta, bo są wyrwane z kontekstu. Jeśli czemuś służą, to same sobie, tyle że nie bardzo wiadomo po co. A przecież "Ożenek" Gogola opowiada o ludziach. A przecież ludzie dziś także żenią się lub nie żenią (z miłości albo dla pieniędzy). A przecież ludzie dziś także są samotni (z wygody albo z konieczności). A przecież ludzie wciąż bywają niezdecydowani. Tyle tylko, że to nie ma żadnego związku z tym, co się dzieje na scenie Nowego.

W programie przedstawienia zamieszczono ślubne i narzeczeńskie fotografie realizatorów spektaklu. Szkoda, że ten fotograficzny trop nie posłużył (poza deklaracjami reżysera) jak formalny klucz do przedstawienia. Może gdyby je oprawić w ramkę z postrzępionych "ząbków", gdyby je zagrać w sepii lub czerni i bieli, nabrałoby szlachetności. Może poszłaby za tym jakaś energia, jakaś myśl...

Mówi się, że każdy poszukujący artysta powinien najpierw umieć narysować przysłowiowego konia. Koń Łukasza Wiśniewskiego jest ze znanej stajni. Ma nogi. Ale jakiej jest maści? Jaki ma temperament? Woli skakać przez przeszkody czy wygrywać wyścigi? A może chce się po prostu zająć orką? Nie wiadomo.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji