Artykuły

To, czego nie ma

"SEN nocy letniej" Szekspira jest opowieścią o marzeniach, które mogą się spełnić jako ulotne chwile zakochania. I o tęsknocie za szczęściem, co zdarza się - właściwie jak sen - półrealnie.

Jest to także dramat o pogoni za ilością, która niby to nadchodzą - bez równocześnie umyka i oddala się, pociągając wyobraźnię ku rejonom, gdzie zapowiedź mogłaby się spełnić. Czyli jest to właściwie historia godzenia jawy i snu przez budowanie miejsc i sytuacji czarownych. I ten właśnie moment "Snu nocy letniej" wydobywa we wrocławskim przedstawieniu Jerzy Grzegorzewski. Konstrukcja postaci i sytuacji w tym spektaklu zmierza do tego, aby odsłonić wzajemne przenikanie się tego, co realne - z tym, czego nie ma, a co być by mogło. Jedni stwarzają teatr - ów obszar snu na jawie - inni gnają za swymi namiętnościami. A wszystko to w 'jakimś miejscu przecina się i nagle wyobraźni jawi się owa przestrzeń jako zaczarowana.

Las ateński, w którym śni się opowieść Szekspira, jest w przedstawieniu Grzegorzewskiego czymś, co widzieć można! jako swoiste śmietnisko cywilizacji. Szczątki samolotów, ring bokserski, sztuczna trawa i papierowe lampiony. Jest w tym wszystkim coś tandetnego i szarego, a równocześnie coś głęboko prawdziwego. Rzeczywiście, gdzieś na obrzeżach wielkich, dobrze oświetlonych przestrzeni, małych domków i prześwietlonych wzrokiem mieszkań, istnieją takie wysypiska rzeczy. A nawet wciskają się owe miejsca do Aten i do dworu, i właściwie zlewa się to wszystko. Wysypisko wielopiętrowych anonimowych pokoików i szczątki samolotów. I gdzieniegdzie jakieś drzewo.

A przecież są to równocześnie miejsca pełne czarów. Wyobraźnia, nadzieje i uczucia nadają temu wszystkiemu jakąś wartość. I zdarza się, że te ciemne, źle oświetlone przestrzenie, rozświetlane są tym szczególnym ludzkim patrzeniem, które może uwznioślić to - co jakoby jest małe. A nawet zaczyna istnieć coś, czego niby nie ma.

Zapowiedź oczarowań w inscenizacji Grzegorzewskiego jest wspaniała. Czyste, jasne proscenium głęboko wysunięte w stromej widowni. Scena zasłonięta jasnym płótnem. Pełne, białe światło. Na razie żadnych iluzji. Wszystko jest jawne, a przedmioty niczego nie imitują. I oto wchodzi aktor - osoba dramatu. Mistrz ceremonii, Filostrates. Wyrazista charakteryzacja. Staje w pełnym świetle. Unosi ręce. Wysoko na balkonach odzywa się muzyka. Wypełnia teatr. Światło zabarwia się.

Zaczyna się sen. Teatr. Jak gdyby coś się stało. Przedmioty zaczynają być czymś innym. Ożywa ateński dwór Tezeusza. Pragnienia i nadzieje miłosne. Uczucia narastają - lecz także konflikty. Śnione tęsknoty wikłają się. Szaleństwo miłości nie może dojść do głosu, gdyż namiętności jak gdyby same siebie unieruchomiają. A właściwie pozostają tylko zapowiedziami namiętności. Aktorzy jakby zarysowują kierunki, w jakich mogłyby rozwinąć się uczucia, lecz sen o szczęściu nie może się spełnić bez czegoś niezwykłego.

W tę beznadziejnie poplątaną sytuację wkraczają czarodzieje. "Tytania, Oberon i Puk. Otwiera się przestrzeń sceny i zaczyna sen we śnie. Zacznie się też teatr w teatrze. Przedstawienie rzemieślników w teatrze życia dworu książęcego. Czar teatru, czar gry - nałoży się na grę miłości. Otwierają się przestrzenie wyobraźni i powstaje coś jak sen i marzenie niedookreślonego. Coś, czego właściwie nie da się dopowiedzieć - chociaż właśnie tak życie podnoszone bywa w rejony, gdzie być może ma najgłębszy sens.

Przedstawienie Grzegorzewskiego pełne jest wątpliwości. Pomyślane jest chyba jako dramat zapowiedzi czegoś, co mogłoby się zdarzyć. Przybrać jakiś jednoznaczny kształt. Chociaż wówczas byłoby to pewnie nie to, o co chodziło na początku - w marzeniach. Może dlatego lepiej pozostać przy pragnieniach i próbach ich realizacji. Bo może szczęście polega na radości z tego, że coś spełnić się może. Na pozostaniu w zaczarowanym świecie, w którym przenikają się jawa i sen. Pragnienia i zapowiedzi ich spełnienia. Gdy przedstawienie kończy się, na scenie pozostaje kraina czarów. Nierealna Danuta Kisiel - Tytania, wyrafinowany Oberon - Andrzej Wojaczek i szybki jak marzenie Puk - Zbigniew Papis. I jakaś zapowiedź olśnienia i wielkich uniesień. Narodzin tego, czego niby nie ma.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji