Artykuły

Jak się ...robi komedię

"Jak się kochają" w reż. Bartłomieja Wyszomirskiego w Teatrze im. Kochanowskiego w Opolu. Pisze Łukasz Baliński w Gazecie Wyborczej - Opole.

Jak się robi komedię? Odpowiedź na to pytanie można poznać wybierając się na spektakl opolskiego teatru dramatycznego w reżyserii Bartłomieja Wyszomirskiego. Warto tym bardziej, że "Jak się kochają" to przedostatnia premiera tego sezonu na tej scenie.

Inscenizator za autorem (Alan Ayckbourn) raczy nas tu farsą obyczajową w pełnym tego słowa znaczeniu. To historia, której główną osią napędową są sposoby ukrywania romansu i to, jak bardzo są one nieskuteczne. Mamy zatem ciąg bardzo zręcznie połączonych zdarzeń i okoliczności z udziałem szóstki ludzi, których relacje uczuciowe odbiegają od tych, w jakich sami byśmy się widzieli. Nie są one jednocześnie jakoś specjalnie nietypowe.

Na początku poznajemy dwie małżeńskie pary: Fosterów, którzy mają za sobą wiele lat wspólnego życia i nie wiedzą już nawet o czym ze sobą rozmawiać oraz,,debiutujących" Philipsów, gdzie małżonek skoncentrowany na robieniu kariery i piciu zaniedbuje swoją drugą połówkę. W dodatku szuka pocieszenia u innej i znajduje je w ramionach żony swego przełożonego czyli u Fiony Forster. Gdy na scenie pojawia się trzeci duet: przeraźliwie nudni państwo Featherstone życie całej szóstki nabiera zupełnie nowych barw.

I w tym momencie na wszystkich uczestników spektaklu spada lawina absurdalnych i komicznych sytuacji. Prawdziwe cechy postaci ujawniają się jednak stopniowo, a im więcej się o nich dowiadujemy, tym bardziej się śmiejemy.

A sztuka autentycznie bawi żywiołowo reagującą publiczność, a wraz z nią także i aktorów, których wkład w jej powodzenie jest znaczący. Cała szóstka jest bowiem rewelacyjna. Prym wiodą jednak Judyta Paradzińska i Andrzej Jakubczyk, czyli odtwórcy ról "tych zdradzanych". Pierwsza bardzo sugestywnie wywiązała się z roli dość prymitywnej młodej "kury domowej", Jakubczyk z kolei doskonale bawi się postacią wyciętą żywcem z serialu o telewizyjnym poruczniku, z tą różnicą, że większość zgrzytów prowokuje on sam - swoją groteskową dociekliwością.

Wrażenie robi także scenografia, jednak nie chodzi tu wcale o jej spektakularność, ale o pomysł. Na scenie dwa mieszkania przeplatają się ze sobą, a dwa małżeństwa żyją jakby tuż przy sobie: nie ma granicy pomiędzy salonem Forsterów i living roomem Phillipsów, telefony stoją na tej samej półce, na jednej sofie są poduszki obu małżeństw, a granicą odróżniającą oba światy są różne kolory mebli i obić - czerwony i żółty. Taki z pozoru prosty, aczkolwiek bardzo przekonujący zabieg inscenizacyjny ma wpływ na wymóg czasowo-przestrzennej jedności, którą operuje reżyser, a jednocześnie jest sporym nośnikiem informacji o życiu bohaterów. Dzięki temu także twórcy udaje się w prosty sposób przedstawić nielinearność zdarzeń, albowiem przy jednym stole mamy możliwość uczestniczenia w dwóch kolacjach, które nie odbywają się wcale równolegle, ale dzień po dniu (brawa tutaj szczególnie dla Arlety Los-Płaszewskiej i Bartosza Dziedzica) i rzeczywiście jest tak, jak obiecywał inscenizator przed spektaklem: mała scena nie ogranicza, tylko nadaje wydarzeniom dynamiki.

Tak naprawdę to jedynym, o co można byłoby się przyczepić do Wyszomirskiego, to sam czas trwania przedstawienia, który mógłby zostać skrócony bez specjalnego dla niego uszczerbku.

Podsumowując: ta lekka i zręcznie wyreżyserowana historia to doskonała rozrywka na weekendowe wieczory. Dzięki niej usatysfakcjonowany może poczuć się widz szukający w teatrze rzeczy dowcipnych i naturalnych. Dodatkowo, choć,,Jak się kochają" jest historyjką bezpretensjonalną, to jednak kryje smutną prawdę o tych, którzy większych podniet szukają u innych, aniżeli u samego siebie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji