Artykuły

Tęsknota za zbawieniem

Na pięćdziesięciolecie Teatru Nowego w Łodzi jego nowy dyrektor Mikołaj Grabowski wystawił "Proroka Ilję" Tadeusza Słobodzianka. Dramat na polskiej scenie znalazł się po raz pierwszy. Pora po temu była najwyższa, zważywszy, że twórczość Słobodzianka należy do najoryginalniejszych i najbardziej znaczących osiągnięć polskiej dramaturgii ostatnich lat. Czyste, surowe, miejscami chropawe widowisko dobrze prognozuje łódzkiemu Nowemu na początek następnego półwiecza.

"Prorok Ilja" - znany z wersji telewizyjnej w reżyserii autora oraz z pokazywanego w 1997 r. na toruńskim "Kontakcie" spektaklu Andrzeja Worona z Teatru Kreatur w Belinie - trafił tym razem w ręce inscenizatora obdarzonego wyjątkowym słuchem teatralnym. Mikołaj Grabowski, który m.in. wprowadził na zawodową scenę partytury teatralne Bogusława Schaeffera, wcześnie zareagował też na talent Słobodzianka. Przed 10 laty w łódzkim Teatrze Jaracza zainscenizował jego "Obywatela Pekosiewicza", a dwa lata temu - nową, poprawioną przez autora wersję ("Obywatel Pekoś") w Teatrze Słowackiego w Krakowie.

Grabowski osiągnął mistrzostwo w odkłamywaniu naszej rzeczywistości społeczno-historycznej, nadmiernie skażonej romantycznym sposobem jej interpretacji. Odziera ją z mistyczno-mistycznego patosu, wprowadzając optykę komedii, parodii, buffo. Podobna żonglerka nastrojów charakterystyczna jest też dla dramatów Słobodzianka, gdzie tragedia sąsiaduje z akcentami prześmiewczymi.

"Prorok Ilja" jest historią inspirowaną autentycznymi wydarzeniami. W latach 30. wśród prawosławnych z białoruskiego pogranicza zyskał sobie sławę miejscowy prorok Eliasz Klimowicz ze wsi Grzybowszczyzna, którego błogosławieństwa miały ponoć moc uzdrawiania. Szybko powiększające się grono wyznawców widziało w nim powtórnie nawiedzającego ziemię Mesjasza. W kilku rozgorączkowanych głowach chłopów Białostocczyzny zrodziła się myśl poddania Ilji próbie... krzyża. Zaczęli systematycznie przygotowywać się do powtórnego zbawienia świata, którego warunkiem jest ukrzyżowanie Zbawiciela.

Dramat Słobodzianka to rodzaj rekonstrukcji domniemanych wydarzeń. Wysoki, mistyczny porządek rzeczy wkracza z nagła w niski. W życie zwyczajnych zjadaczy chleba, którzy na swój sposób usiłują się z podjętej misji jak najlepiej wywiązać, świadomi, że czeka ich piekło i potępienie. Na szczęście krótkie, bo jeżeli Ilja okaże się prawdziwym prorokiem, po trzech dniach zmartwychwstanie, odpuści... W świetnie poprowadzonym przedstawieniu, z interesująco rozegranym motywem drogi, z litanijnymi nawrotami stylowo odśpiewanych, przetłumaczonych na polski prawosławnych pieśni, zabrakło mi wyraźniej zarysowanych ról. Owszem, była nie pozbawiona temperamentu, intrygująca "jawnogrzesznica" Olga (Magdalena Dziembowska). Był wyrazisty żydowski handlarz Rotszyld z Białegostoku (Dariusz Wiktorowicz), lisio chytry Bondar (Tomasz Karolak), komicznie zapobiegliwy Kozłowski-Herod (Wojciech Walasik), przekonujący Pijanica (Mariusz Saniternik) czy zagubiony Marczuk-żołnierz rzymski (Juliusz Chrząstowski). Na tle ich ról, reszcie stanowczo zabrakło wyrazu. Nie wyłączając, niestety, wiejskiego proroka Ilji (Oskar Hamerski). Osobowości tyle nieskomplikowanej, ile dziwnie anemicznej.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji