Artykuły

Burza w Operetce

UPŁYNĘŁO już wiele dni od premiery "Operetki" Gombrowicza na scenie Teatru współczesnego ja zaś, zamiast odwalić nazajutrz recenzję, czytam i znowu czytam ten głupi tekst nadziwić się nie mogę jak dużo mądrość dało się wcisnąć w prymitywne libretto o nieudanym romansie hrabiego Szarma w złą pogodę wyprawionym balu kostiumowym, A im więcej się wczytuję tym większy odbieram paradoks a im bardziej pogłębia się paradoks, tym żarliwiej czytam a im żarliwiej czytam... i tak dalej. Nie wiem na koniec ile wyczytuję z Gombrowicza ile z siebie samego, ile wreszcie z przedstawienia Brauna...

"Operetka" kosmicznieje, zda mieć się i karty "Księg Rodzaju" stawać się uniwersalną historią, i antropologią, i traktatem filozoficzno-socjologicznym Człowiek jej się poddaje ma skłonność demonizować ją bronić się przed nią. Stoi gdzieś na pograniczu wielkiej prawdy i kompletnego fałszu ale się nie wie dokładnie po której stronie. Jak to w sztuce, kreowanej przez odmieńców których podstawowym narzędziem poznania bywa intuicja, a których z pogardą lub patosem my, zwyczajni przeżuwacze życia, nazywamy ARTYSTAMI

W "OPERETCE" jak to w operetce, postaci wydają się jasne, oczywiste: jest zblazowany birbant i jego rywal, są Państwo ze skretyniałym Księciem Himalaj, jest Lokajstwo. Jest niewinna Albertynka, jest mistrz ceremonii, bez którego trudno sobie wyobrazić porządny bal w dawnym stylu. Ale w operetce, do której wdziera się wiatr historii po jakimś czasie sprawy się komplikują, a oczywiste przestaje być oczywiste, zwłaszcza w punkcie, w którym przez operetkę przewala się prawdziwa burza. Łamią się stereotypy, postaci zaczynają znaczyć inaczej, zaczynamy dostrzegać symbole, wikłać się w metafory. Kim na przykład jest Mistrz Fior?

Pytanie to realizatorzy przedstawienia wrocławskiego uznali za kluczowe. W przedstawieniu Brauna Flor pojawia się od początku jako... dyrygent organizator i aranżer operetki gdańskiego teatrzyku ogródkowego, o jednoznacznej formie, zrozumiałej konwencji. Jest też jedną z postaci tego teatru; przynależy do niego podwójnie. Jako kreator i jako uczestnik. Można pomyśleć - choć sugestia nie jest jednoznaczna - sam autor Gombrowicz. Potem, gdy w ciemnościach, z latarką, usiłuje połapać się w "strojach", jakie niesie wiek XX, a następnie zrozumieć ludzkie pomieszanie języków i paradoksy historycznych burz: wrażenie to się pogłębia. Fior, który przedtem wiedział, że "moda jest historią... historią moda jest", a jej bieg znaczą zmiany strojów, masek, sloganów, doświadczył czegoś, co nie mieści się w tej prostej, zrozumiałej koncepcji. I został sam ze swoim wielkim niezrozumieniem i bezradną niezgodą. Fior, zagrany przez Bogusława Kierca, od chwili wypadnięcia z operetki ucieleśnia pomieszanie bezradności, egzaltacji, niepoważnej ale i jakoś szlachetnej donkiszoterii.

Ale na koniec burza, która niszczy porządek i spokój operetki, przechodzi, unosząc ze sobą hrablowskie tytuły, stroje, blichtr. Bohaterowie wracają do przedstawienia, ale inni, nie bardzo zdolni do podjęcia ról. Są na scenie, ale zachowują się jak w garderobie, "rozbierają się" składając do trumny swe włości, świetności, klęski, ideały, nadzieje, walki. Boga, wreszcie "świętą, a strojem na zawsze zhańbioną człowieka nagość". I wtedy - staje się cud. Zmartwychwstaje, a właściwie odnajduje się zaginiona Albertynka, wyzwolona z przekleństwa stroju, wyzbyta ciężaru masek, taka jaka jest, nierealnie rzeczywista, prawdziwa, w zgodzie z sobą, nie kłamiąca, tożsama w słowie, geście, ukrytym pragnieniu. W niej to ucieleśnił pisarz swoje marzenie, sen, nadzieję lub przeczucie, że poza kostiumem, poza grą, poza przetwarzaniem konwencji, słowem poza przerażającą Formą, kreującą człowieka, istnieje przecież jeszcze jakiś człowiek prawdziwy. Msza żałobna, w którą zda się stopniowo przemieniać Operetka, kończy się akcentem nadziei.

GOMBROWICZ ma szczęście do Wrocławia czy - lepiej - wrocławianie do Gombrowicza. Wliczając w to gościnne festiwalowe występy innych teatrów, obie sceny naszego miasta w dość krótkich odstępach czasu zrealizowały z powodzeniem "Ślub" i "Operetkę". To ostatnia potwierdza zasadność dużych aspiracji Teatru Współczesnego, Cieszy rosnąca wartość zespołu, który w tym przedstawieniu nie jest zlepkiem bardziej lub mniej sprawnych aktorów, ale właśnie zespołem, rozumiejącym się, rzetelnym, budzącym zaufanie. Utrwaliły mi się w pamięci propozycje aktorskie: Kierca - konsekwentnego w przyjętej koncepcji postaci Fiora (i jeżeli by toczyć dyskusję to tylko o koncepcję, ale ja nie mam potrzeby podejmowania jej), Teresy Sawickiej - rozbrajającej uśmiechem Księżny-idiotki Edwina Petrykala i Jerzego Schejbala (Szarm i [brak fragm. tekstu] (cud dziewczynka Albertynka) Pawła Nowisza (Profesor), Eugeniusza Kurowskiego (General) Markizy (Gena Wydrych). Na sukces przed . stawienia pracują jeszcze rzetelnie: Wiktor Grotowicz, Jan Blecki Daniel Kustosik Janusz Obidowicz, Stanisław Jaskułka, Marek Idziński, Wanda Węsław, Winicjusz Więckowski, Andrzej Bielski, Medard Plewacki. Marlena Milwiw, Grażyna Krukówna-Frymar, Wanda Sikora, Zdzisław Kuźniar, Bolesław Abart, Zbigniew Górski, Maciej Korwin, Bogusław Parchimo icz, Zdzisław Sośnierz, Ina Nowicz-Brońska, Barbara Pijarowska, Zuzanna Helska, Maria Zbyszewska.

Kończy mi się miejsce, a nie napisałem o kilku istotnych sprawach. O ciekawym rozwiązaniu przestrzennym, dzięki któremu przełamano wady wąskiej ale głębokiej sceny Teatru Współczesnego. O łączącym się z tym znaczącym usytuowaniu Państwa i Lokajstwa z wymownym przedziałem między nimi. O znakomitej scenie sądu...

Wydarzyło się przedstawienie, które usatysfakcjonowało mnie. I to nie dlatego, że przytrafiło się w sezonie, który nie obfitował we Wrocławiu w artystyczne ewenementy. "Operetka" przywraca apetyt i nadzieje na dobry teatr w naszym mieście.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji