Artykuły

Ślub

Moda na fakty i sztukę sprzed lat trzydziestu, czterdziestu trwa. Bardzo dobrze. Dobrze, bo w ten sposób ożywa krąg mego literackiego i artystycznego debiutu. Widzę ludzi i wnętrza, ulice, widzę i wybrzeża... Spotkanie z Gombrowiczem umożliwiła mi Krystyna Skuszanka, Worcellowskie zaś "Zaklęte rewiry" ukazał mi z kolei reżyser Majewski. Były jeszcze inne tego rodzaju przypadki, ale mnogości wielkiej te zapiski znieść nie mogą. Najpierw o "Ślubie". Premiera prasowa w Teatrze Słowackiego tyle zgromadziła młodzieży, że aż serce i oczy rosły. Szkoda, ogromna szkoda, że Witold od sześciu lat nie żyje i nie mogę mu o tym napisać. Szczerze byłby podekscytowany! Bardzo bowiem ten niezwykle inteligentny i trudny we współżyciu człowiek lubił "stany przejściowe", a więc i formę, i twory niedojrzałości.

Tak, wśród osób na sali i na scenie teatru duża ilość talentów. Pierwszeństwo przecież oddać trzeba aktorowi kreującemu w "Ślubie" rolę Henryka. Młody ten artysta błysnął, zwłaszcza w monologu w akcie ostatnim pokazał trud duchowy i fizyczny wręcz kolosalny. Nazwisko aktora: Krzysztof Jędrysek. Udało mi się nieraz na tych szpaltach przepowiadać, "przepowiadać" dobrą przyszłość, niejeden "przepowiedziany" przeze mnie aktor szybko znalazł się to stolicy, zakwitł tam ponownie, niejeden też przekwitł już w warszawskim tłumie.

A teraz o Worcellu - otóż Worcell wszedł w środowisko pisarskie rzetelną realistyczną powieścią "Zaklęte rewiry" czterdzieści lat temu. Zmysłowe tło tego dzieła mogą krakowianie sprawdzić jeszcze dzisiaj, wszedłszy do wnętrza domu - hotelu i jego zaplecza - domu stojącego przy zbiegu Sławkowskiej i solskiego. Gdyby istniało w roku trzydziestym szóstym pojęcie i określenie "literatura faktu", autor "Rewirów", razem z Ukniewską, Sergiuszem Piaseckim, może też i z Uniłowskim, byłby czołowym reprezentantem kierunku i zasady.

We wstępie do nowego wydania książki (Wydawnictwo Literackie) Worcell opowiada o swej pracy kelnerskiej w krakowskim Grand Hotelu, o pierwszych spotkaniach z pisarzami i o błogosławionej roli, jaką w jego życiu odegrał Michał Choromański. Autor "Zazdrości i medycyny" pierwszy poznał się na talencie autora "Rewirów". Tutaj nieźle będzie uświadomić sobie, że w owej sławnej powieści Choromańskiego całe partie "medycyny" to też jak gdyby literatura faktu. Ma właściwie Ożóg rację, że "autentyzmu" można by się dopatrzeć w bardzo wielu wybitnych książkach tamtego okresu.

Drzwi filmu przed Worcellem otworzył reżyser Janusz Majewski przy współudziale znakomitego czeskiego operatora Mirosława Ondrocka. Rzecz zrobiona jest nie w Krakowie, lecz w Pradze -zjawisko przy oglądaniu filmu, szczególne: Kraków dwudziestolecia międzywojennego istnieje w ciągu całego seansu. Film zmontowany jest precyzyjnie i z wielkim zrozumieniem smaku epoki. Cały zespół aktorski bez zastrzeżeń dobry. Powieść Worcella ma około pięciuset stron druku. Scenarzysta, Paweł Hajny, musiał zrezygnować z bogactwa opisu, zrezygnował więc i fabułę wyostrzył. A nawet, co jest dominujące w modzie współczesnej, obrazowość zbrutalizował. Co chwila ktoś od kogoś - oczywiście nie przy gościach, lecz na tyłach restauracji - dostaje w gębę. Biją, i to mocno biją. Aż mi żal, że nie pokazany został ani jeden kelner-rezoner. Bo znałem ja takich Tańczyłem zawodowo w nocnych lokalach, również przed czterdziestu laty. Ale to już inna sprawa. Na zakończenie tych zapisków powiem o tańcach towarzyskich - dziś. Ważne wobec rozpoczynającego się karnawału! Otóż znowu, jak lat poprzednich, odbył się w Domu Społecznym AGH turniej tańca towarzyskiego pod patronatem zasłużonego wielce w tej dziedzinie Mariana Wieczystego. Do turnieju zgłosiło się ponad pięćdziesiąt par, reprezentując kluby i domy kultury najrozmaitszych wielkich i niewielkich miast naszego kraju. Obok Warszawy, Krakowa czy Łodzi tańczyli piękni, bo młodzi, z Kielc, Olsztyna, Radomska. Pierwsze miejsce przyznano parze krakowskiej: pani Stanisławie Siemińskiej i panu Tomaszowi Majowi. Para z Gliwic, triumfująca w roku zeszłym, tym razem spadła na drugie miejsce. Stop. Piszę to, jak Państwo zauważyli, językiem sprawozdawcy sportowego. Czy taniec towarzyski można by włączyć w szereg doświadczeń, przeżyć, które daje nam sport? Niby nie - a przecież. Skoro konkurs, to i rozprawa z przeciwnikami. Publiczność! Czy myślicie, że obserwujący rozgrywkę milczą i w skupieniu kontemplują? Nie, nic podobnego. Zachowują, a raczej rozwijają żywotność swą niczym na konkursie chopinowskim. Sportem staje się właściwie każde publiczne spełnienie sztuki. Zespół kibiców, różnie ukonstytuowany, otoczy prędzej czy później każdą atrakcję. Nawet sprawy bardziej intymne niż taniec stały się już szansą dla kibiców. Poza pracą większość z nas oddaje się oglądaniu i podglądaniu - podglądaniu i oglądaniu. Telewizja. Czymże właściwie jest telewizja jeśli nie pospolitym ruszaniem kibiców.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji