Artykuły

"Ślub" po krakowsku

Jest to pierwsza premiera sztuki Gombrowicza na krakowskiej scenie Teatru im. Słowackiego. Tam, gdzie powstawały pierwsze inscenizacje "Wesela" i "Wyzwolenia" - pojawiła się oto sztuka, która była i bywa uważana za symbol awangardy literackiej i teatralnej.

Krystyna Skuszanka, reżyser krakowskiego przedstawienia "Ślubu", starała się odczytać ją w sposób przejrzysty, wyjaśniając widzom zawiłości trudnego tekstu, uprzystępniając ją każdemu, kto zechce to przedstawienie obejrzeć. A przy tym pozostała wierna wskazówkom i komentarzom autora.

Trafnym, sądzę, pomysłem Skuszanki, zbliżającym "Ślub" do świata pojęć i odczuć widza, było wyprowadzenie sztuki z wielkiej tradycji naszej literatury romantycznej i ne-romantycznej, osadzenie jej w kontekście "Dziadów", "Kordiana" i,"Wesela".

Powstało przedstawienie logiczne, zrozumiałe. Mówił Gombrowicz: "Ślub'' jest snem. Snem Henryka, żołnierza polskiego podczas ostatniej wojny, gdzieś we Francji, w wojsku francuskim, walczącego z Niemcami. W tym śnie dochodzą do głosu lęki Henryka o rodzinę, pozostawioną w Polsce, ale też niepokoje bardziej zasadnicze człowieka współczesnego na przełomie epok". Oglądamy sen tułacza, który wspomina kraj młodości, powraca w myślach do domu rodzinnego i przeżywa raz jeszcze uczucia, lęki, obsesje, usiłując wyzwolić się z nich poprzez rozładowanie swoich kompleksów. Obowiązuje tu poetyka snu: wszystko jest możliwe i Krystynie Skuszance udało się znakomicie wytłumaczyć widzom logikę owych sennych zwidów i marzeń.

Ale "Ślub" - to nie tylko wspomnienie młodości. Istnieje w tej sztuce druga warstwa, wyrastająca z cierpień polskiego Wertera.

Zasługą Krystyny Skuszanki jest wydobycie tej głębszej warstwy sztuki i przekazanie jej wymowy ideowej w możliwie wyraźny i czytelny sposób.

Przedstawienie rozgrywa się na tle surowej, bardzo funkcjonalnej, choć może nazbyt ponurej scenografii Wojciecha Krakowskiego. Mocnym atutem jest autentyczność postaci Henryka, którego gra młody, utalentowany aktor, Krzysztof Jędrysek. Brak mu jeszcze niekiedy techniki, ale urzeka szczerością przeżycia i żarliwością, właściwą młodości i rzetelnemu stosunkowi do dzieła.

Cały spektakl grany jest dobrze. Ostro zarysował postać Ojca Mikołaj Grabowski, stylizując ją wedle zdjęć ojca Gombrowicza. Ukryty sens wypowiedzi Pijaka podaje soczyście Paweł Galia. Wzruszającym, delikatnym Władziem jest Wojciech Pisarek. Słabiej wypadły role kobiece. Anna Lutosławska jest nazbyt histeryczna i manieryczna w roli Matki, zaś Halina Wyrodek nie utrafiła w ton skomplikowanej, lecz tak ważnej postaci Mani. Z tekstu Gombrowicza nie wynika wcale, by musiała być aż tak wulgarna. Lepiej przedstawia się drugi plan spektaklu: postacie Biskupa Pandulfa (Leszek Kubanek), Kanclerza (Józef Harasiewicz), Szefa Policji (Jerzy Sagan), oraz pijaków (Stefan Mienicki i Feliks Szajnert). Są zabawne, ale nie przerysowane, chwilami zaś stają się groźne, jak tego wymaga tekst sztuki. Dzięki pobielonym twarzom o trupim wyrazie kojarzą się niekiedy z postaciami "Kariery Artura Ui" Brechta.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji