Artykuły

Nowe "Dziady"

Z romantycznym poematem wieszcza i z legendą inscenizacji sprzed niemal ćwierć wieku zmierzy się na tej samej scenie Jerzy Grzegorzewski. Nieprzypadkowo właśnie ten twórca podjął się próby odpowiedzi na pytanie, co znaczą "Dziady" dzisiaj, Zdaniem Tadeusza Brodeckiego, dyrektora Starego Teatru, trudno wyobrazić sobie lepsze medium.

Pierwsze pogłoski, że Jerzy Grzegorzewski przymierza się do "Dziadów", rozniosły się echem po całym Krakowie. Teatromanów najbardziej intrygowały dwa pytania. Co reżyser, znany z dość bezceremonialnego podejścia do literackiego materiału, wybierze i we własny sposób zakomponuje z romantycznego tekstu? Czy romantyczny dramat, traktowany jako kopalnia cytatów do maturalnych ściągawek i kojarzony z potrójnym M: miłość romantyczna, martyrologia, mesjanizm, może nas naprawdę poruszyć i coś o nas powiedzieć?

Przygotowywana przez Jerzego Grzegorzewskiego autorska wersja spektaklu nosi tytuł "Dziady-dwanaście improwizacji", a tekst Mickiewicza poddany został daleko idącym skrótom. Rolę Konrada gra Jerzy Radziwiłowicz. Wśród pozostałych wykonawców, którzy często wcielają się w kilka postaci, znajdują się Małgorzata Hajewska-Krzysztofik, Beata Paluch, Jan Frycz, Krzysztof Globisz, Jan Peszek. Jerzy Trela, pamiętny Konrad sprzed lat, tym razem zagra między innymi Pustelnika.

- Mój wpływ na powstające w teatrze pozycje polega raczej na koordynacji i sugestiach, niż na wymuszaniu decyzji repertuarowych - mówi dyrektor Bradecki, zapytany, skąd wziął się pomysł na realizację "Dziadów". - Sięganie po teksty polskiego romantyzmu jest obecnie niezwykle trudne i zwykle oznacza dla teatru ambitne samobójstwo kasowe.

Mimo tego, przez ostatnie pięć lat podejmowaliśmy próby zmierzenia się z romantycznym repertuarem. Na początku swojej dyrekcji wyreżyserowałem "Fantazego" Słowackiego, spektakl bardzo źle przyjęty przez krakowską krytykę, chociaż tej niechęci raczej nie podzielała publiczność i jury opolskiego przeglądu klasyki polskiej. Bardzo kwaśno skomentowane zostały także próby studyjne wokół "Nie-Boskiej komedii" Krasińskiego podjęte przez panią Dorotę Latour. Była to bardzo bolesna, zwłaszcza dla mnie osobiście, lekcja przerabiania tak trudnych tematów w tak trudnym czasie.

Ważną próbą powrotu do romantyzmu była inscenizacja "Snu srebrnego Salomei" dokonana przez Jerzego Jarockiego dwa lata temu. Historiozofia Słowackiego, zawarta w tym na wskroś romantycznym tekście, została w spektaklu w pewien sposób okrojona, zracjonalizowana. Opowiedziana przez Słowackiego historia bardziej kojarzyła mi się osobiście ze współczesnymi konfliktami etnicznymi. Oglądając wówczas "Sen srebrny Salomei" myślałem raczej o wojnie w Bośni i Hercegowinie, niż o Ukrainie i polskim romantyzmie. Ta próba została zdecydowanie przychylniej oceniona przez krytykę.

To, co w tej chwili robi Grzegorzewski - przeżywając istne męki twórcze - jest trzecią, bardzo ważną próbą podejścia do tego repertuaru. Próbą znalezienia odpowiedzi, co znaczy ten romantyzm tu i teraz.

Dołożyłem wielu starań, aby do tego przedsięwzięcia doszło. Była to jedna z możliwości, na którą Jerzy Grzegorzewski był skłonny przystać półtora roku temu. Ja mogłem go jedynie utwierdzać w tym przekonaniu i podsunąć mu w odpowiedniej chwili pisemną umowę, aby już nie mógł zrezygnować, gdy później kilka razy przeżywał chwile zwątpienia. Myślę, że właśnie Grzegorzewski - ze swoim podejściem bardzo autorskim i dość dekonstrukcyjnym - może zrobić to w sposób świeży i współbrzmiący z naszym czasem. Nie tyle podejmując heroiczny i, wydaje mi się, z góry skazany na niepowodzenie trud wystawienia integralnego tekstu - takie zadęcie byłoby i błędne, i nieciekawe. Raczej - próbę zastanowienia się, czym dla nas jest Mickiewicz i ten tekst, jak ma się tamta przeszłość do naszej teraźniejszości. Trudno mi sobie w tym wypadku wyobrazić lepsze medium niż Jerzy Grzegorzewski i mam nadzieję, że jego twórcze męki pozwolą nam, Polakom, zobaczyć się w narodowym i romantycznym zwierciadle i mądrze, i głęboko. Taką żywię nadzieję.

O fenomenie Swinarskiego i "Dziadach", uznanych za jedno z największych jego osiągnięć, napisano tomy i trudno - dorzucić coś oryginalnego. Wszystko to musi obciążać reżysera nowej inscenizacji.

Rychło po premierze, która miała miejsce 18 lutego 1973 roku, przedstawienie Swinarskiego ogłoszone zostało epokowym wydarzeniem. Wielkość inscenizacji wysławiał zgodny chór krytyków teatralnych na łamach wszystkich gazet i czasopism. Nawet najwięksi sceptycy rzuceni zostali na kolana.

- Po blisko czterech godzinach obcowania z wielką poezją Mickiewicza, kiedy Jerzy Trela (Gustaw-Konrad) wypowie ostatnią strofę wiersza "Do przyjaciół Moskali", kończy się to niezwykłe widowisko, jedno z tych, jakże nielicznych, które przywracają wiarę w magiczną moc teatru - to jedno zdanie wystarczy, by oddać często patetyczny ton recenzenckich zachwytów.

Dzisiaj wręcz trudno wyobrazić sobie rozgłos, jaki otaczał przedstawienie Starego Teatru. Obszerne, bogato ilustrowane artykuły obowiązkowo pojawiały się we wszystkich periodykach. Nie wyłączając "Filipinki", która donosiła:

"Bodaj już wszystkie pisma codzienne i tygodniowe zamieściły recenzje z przedstawienia "Dziadów" w reżyserii Konrada Swinarskiego. Spektakl, uznany jednogłośnie za wybitne dzieło teatralne, został dokładnie opisany. Zapewne więc większość naszych czytelniczek już wie, że rozgrywa się ono istotnie w całym teatrze.

Dzięki mass mediom szczegóły na temat spektaklu znali nawet ci, którzy go nie widzieli, a Jerzy Trela, otwórca roli Konrada, stał się równie popularny, jak postacie znane ze srebrnego ekranu. Coś podobnego zdarza się w teatrze bardzo rzadko, takiej sławy teatr nie przynosi niemal nigdy.

Jerzy Grzegorzewski dzięki któremu po 22 latach dramat powróci na scenę przy pl. Szczepańskim, podchodzi do romantycznego poematu w zupełnie inny sposób niż Swinarski. Dawne "Dziady" toczyły się w całym teatrze: na scenie, widowni, w foyer. W nowej wersji bohaterowie poruszać się będą po scenie powiększonej trójkątnym podestem do sporych rozmiarów oraz po balkonie. Przedstawienie z pewnością nie zastąpi młodzieży szkolnej lektury dramatu. Wręcz przeciwnie - aby zrozumieć sens scenicznej akcji raczej trzeba go dobrze znać. Dla Grzegorzewskiego z reguły tekst zazwyczaj stanowi punkt wyjścia do uruchomienia ciągu skojarzeń, wariacji, sytuacje ulegają przetworzeniu i deformacji.

Przypadek sprawił, że podczas premierowego spektaklu magiczne obrzędy - w scenografii Barbary Hanickiej i z muzyką Stanisława Radwana - odbywać się będą w niezwykłą, magiczną sobótkową noc.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji