Artykuły

Gombrowiczowski znak zapytania

Wachlarze, cekiny, przesada gestu i tonu, zewnętrzna wytworność i całkiem przeciętne marzenia o uciechach życia to oczywiście "operetka". Właśnie świat pozorów - utkany z blichtru, złudnego przepychu i pustoty myśli a przede wszystkim pozy, pozy i jeszcze raz pozy - uczynił Witold Gombrowicz, poprzez galerię typowych postaci, bohaterem swej tragikomedii.

Książęta, hrabiowie, baronowie w groteskowej codzienności bezsensownych rozmów, bezmyślnych zachowań i bezskutecznych starań o rozwianie nudy konstruują to swoje niby-życie odległe od realnej rzeczywistości. I rzeczywistość właśnie przyniesie im zagładę, w postaci rewolucji pędzącej ku nieznanemu w symbolicznym zaprzęgu.

Tyle tylko, że ogrom groteski rozlewa się i na tą rewolucją szermującą pustosłowiem, w karykaturalnym dążeniu do zdeptania starego porządku poprzez... nowe szaty i sloganową przewagę. Poza książąt przechodzi dość naturalnie w pozą rewolucjonistów, a nadzieja jednych i drugich skupia się teraz w oczekiwaniu na oczyszczenie przez nagość powstającej z trumny Albertynki. Obłędny taniec zbratanych nagle antagonistów wokół zmysłowej "cud-dziewczynki" równa się wielkiemu znakowi zapytania. Czy można kulturę, obyczaje, porządek społeczny odrodzić poprzez triumf braku poszanowania dla dotychczasowych praw i prawideł? Czy ten nowy świat rozpocznie się od triumfu młodości depczącej konwenanse i normy?

Długi, rozbrykany finał katowickiego przedstawienia "Operetki" pozostawia nas z tym pytaniem i cieniem odpowiedzi twierdzącej. Jest to akcent poprzedzony konsekwentnym przygotowaniem publiczności do takiego wniosku. Spektakl zrealizował starannie i z troską o szczegóły inscenizator i reżyser widowiska Jerzy Zegalski przy współpracy licznego zespołu aktorskiego. Nabiera ono jednakże barwy i smaku stopniowo. Pierwsza część przedstawienia tocząca się w rytmie wolnym, dość jednostajnym, pod koniec już za nawet zbyt wolnym, osłabia uwagą widza i trochą męczy. Gdzieś tak w połowie widz doskonale już rozumie intencje twórców, zgadza się z nimi, że gnuśność i pustota doprowadzą przedstawiony świat do zagłady i rad by tą zagładą przyspieszyć. Znakomicie natomiast rozpoczyna się część II, w której reżyser trzyma akcję sceniczną w ryzach; a tempo, wraz ze zmianą rytmu muzycznego, staje się szybkie, nerwowe, bez szkody dla dramaturgicznej dyscypliny. To wtedy właśnie ujawniają się akcenty podtekstów, przebija też swobodnie głębsza prawda i pytanie Gombrowicza o sens historii. Pytanie zabarwione goryczą, ironią, przewrotnością, a nawet prowokacją.

W "Operetce" zrealizowanej w Teatrze im. Stanisława Wyspiańskiego w Katowicach wielkie znaczenie ma muzyka, którą skomponował Piotr Hertel. To ona właśnie wyznacza tok akcji, od rozlewności, poprzez pulsującą wydarzeniami część środkową, po mocny, wyraźny finał. Nie mniejszą rolą odgrywa także scenografia Andrzeja Sadowskiego - w tym spektaklu znakomity składnik współtworzący klimat akcji i doskonale ją ilustrujący.

Ciężar przedstawienia spoczywa jednak głównie na zespole aktorskim i jest to ciężar niemały, bo przecież Gombrowicza nie bez powodu uważa się za mistrza mistyfikacji. Przełożenie tej specyficznej twórczości na język środków teatralnego wyrazu nie jest sprawą prostą.

Jacenty Jędrusik (Hrabia Szarm), Wiesław Kantoch (Baron Firulet) i Roman Michalski (książę Himalaj) tworzą na katowickiej scenie postacie podobne w typie, a przecież zróżnicowane w rysunku. Wyposażyli swoich arystokratycznych bohaterów w dużą dozę umowności, ale nadali im też cechy indywidualne, o co wcale nie było łatwo. Nie w pełni udało się to natomiast Marii Stokowskiej-Misiurkiewicz, która stworzyła postać księżnej Himalaj na wzór i podobieństwo Witkiewiczowskiej Iriny, goszczącej na tej scenie w ubiegłym sezonie. Jeśli było to zamierzone wykazanie braterstwa dusz, to okazało się raczej jednak powieleniem. Zmysłowa i atrakcyjna Albertynka, w interpretacji Joanny Budniok-Machery, stworzona została przez aktorką... delikatnie i bez przesady. Dzięki temu była z całą pewnością jeszcze bardziej pociągająca. Z ról drugoplanowych bardzo podobała się postać Proboszcza - Ryszarda Zaorskiego.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji