Artykuły

Gombrowicza sen o nagości

Nagości wiecznie młoda witaj!

Młodości wiecznie naga witaj! śpiewają w ferycznym finale "Operetki" Fior, Szarm, Firulet i sama utożsamiona z tą młodością Albertynka w ponętnym wcieleniu pani Pacuły. W zestawieniu z pierwszą sceną spektaklu, z ową paradą strojów i dystyngowanych manier na deptaku przed kościołem (mundury, tużurki, szapoklaki, bokobrody, kołnierzyki, laski, galony), wyłaniającą się z trumny po burzy rewolucji nagość można traktować jako symbol triumfu autentyczności nad formą, prostoty nad konwencją, szczerości nad wszechobecną Gębą. Tak odczytana "Operetka" byłaby dziełem optymistycznym, byłaby, gdyby nie to, iż można się domyślać, że zwycięstwo nagości jest tymczasowe, że za chwilę, tuż po spuszczeniu kurtyny znowu zaczną Albertynkę ubierać może nie w suknie od Fiora, ale w jakiś inny uniform, bo choć tęsknimy za autentycznością i szczerością nie możemy obyć się bez pozy, bez udawania, bez gry i bez formy. Gdybyśmy odrzucili wszelkie kostiumy i maski, za którymi chronimy się przed innymi, nie pozostałoby z nas nic - próżnia, nijakość. Gombrowicz pośrednio przyznaje, że poza pochwa gości nie ma o niej wiele do powiedzenia, prawie nic o niej nie wie...

Sprawa formy wszechstronnej i konstytuującej jest obecna w całej twórczości autora "Ferdydurke". Forma tworzy się pomiędzy ludźmi i ludzie są jej wytworem. Każdy z nas jest więc poniekąd funkcją zbiorowości, każdy gra jakąś rolę narzucaną przez innych. Owo zniewolenie przez formę i próba odzyskania tożsamości, próba beznadziejna a jednak podejmowana stanowi oś wielu jego utworów. Formy - ostrzega Gombrowicz w "Dziennikach" - należy się bać! Ostrożnie! Z dystansem do formy, nie utożsamiaj się nigdy z rym co z siebie robisz!

Na ile człowiek jest więźniem formy widać najlepiej w środowiskach tradycyjnie skonwencjonalizowanych. Można sobie wyobrazić "Operetkę" umiejscowioną na wsi. Gombrowicz wybrał jednak społeczność, którą znał lepiej i której etos najbardziej pasował do gatunku muzycznego, jaki w tej sztuce parodiuje. Obyczaj artystokracji z okresu schyłku jej świata, konwencje beau monde (akcja sztuki - jak pisze Gombrowicz w didaskaliach dzieje się przed pierwszą wojną światową, coś tak około 1910 roku) zostają tu podniesione do drugiej potęgi właśnie poprzez boski idiotyzm operetki.

Ma jednak autor tej sztuki większe ambicje niż tylko stworzyć pastisz, chce czegoś więcej niż -mówiąc jego słowami - tylko zanurzyć się w niższości. W strukturę i styl operetkowy pragnie Gombrowicz wpisać swoją główną problematykę, naturalny idiotyzm operetkowy chce połączyć - co obwieszcza we wstępie - monumentalnym patosem dziejowym. Zamierzenie zaiste karkołomne, wymagające od realizatorów sztuki czegoś więcej niż tylko sprawności teatralnej.

Czy warszawskiej inscenizacji Prusa udało się spełnić owe wysokie wymogi autorskie? Zanim spróbuję odpowiedzieć na to pytanie jeszcze słowo o samej "Operetce". Podobnie jak w "Iwonie księżniczce Burgunda" (która to sztuka wystawiona w tymże "Dramatycznym" była powojennym debiutem teatralnym Gombrowicza) w "Operetce" nie ma głównej osoby dramatu. Albertynka, podobnie jak Iwona, jest raczej katalizatorem pewnych zachowań poprzez swą naturalność, utożsamianą, nie wiem czy słusznie, przez Gombrowicza z młodością (antynomię konwencji i autentyczności zastąpiła tu antynomia nagości i stroju), prowokuje do zdzierania masek. Gombrowicz nie obdarza swych postaci tradycyjnie pojmowaną psychologią, jeśli można mówić tu o jakiejś psychologii to o zbiorowej, podobnie jak o zbiorowym bohaterze. Fakt ten narzuca konsekwencje inscenizacyjne, w "Operetce" gra przede wszystkim grupa, jednostka liczy się jedynie na jej tle.

W kontekście tego, co się już powiedziało, można by przypuszczać, że sama fabuła jest w "Operetce" sprawą mało istotną, pretekstową. Otóż nie. Utwór Gombrowicza traktuje o rewolucji, rewolucji rozumianej nie tylko jako bunt przeciw formie, ale także przeciw i tym, którzy posługują się nią dla zniewolenia innych. Gębę tworzy nie tylko człowiek człowiekowi, ale jedna grupa społeczna innej - w tym przypadku arystokracja lokajstwu. Tworzy ją nie bezinteresownie, lecz po to, aby się nad nie wywyższyć i móc nad nim panować. Mówi więc "Operetka" o buncie klas uciśnionych, a także o zwątpieniu w swą wyższość klas uciskających. Wystaw sobie mistrz powiada książę Himalaj w drugim akcie - mam kuzyna co dłubie w nosie. Otóż, rzecz ciekawa, jak ktoś wie, że to jest diuk de Concomhe de la Cuille de Godalaise, to owszem jego dłubanie w nosie jest książęcym dłubaniem i wszystko w porządku. O właśnie! Co mnie skłania do przypuszczenia, że ahystokhacja nie posiada żadnych cech szczególnych, któhe by ją od gminu odhóżniały, ophócz jednej, ale za to decydującej, a mianowicie że jest ahystokhacją.

Współistnieje w "Operetce" jak w każdym dziele wybitnym wiele warstw i myślę, że Prus umiał je odsłonić nie narzucając widowni zbyt jednoznacznej interpretacji sztuki. Wychodzą więc jedni z przedstawienia nastawieni optymistycznie, odbierając sztukę jako apoteozę ciągłego odradzania się ludzkości poprzez młodość, innych "Operetka" skłania do mniej wesołych refleksji dotyczących ciągle powracającego koła historii i naszej walki, walki heroicznej acz beznadziejnej o szczerość, świeżość i autentyzm. Jeśli można by się przyczepić o coś do reżysera, to o to, że warszawska "Operetka" jest zbyt mało operetkowa. Być może zaważyła tu interesująca skądinąd muzyka Jerzego Satanowskiego, wychodząca wszakże poza konwencje "idiotyzmu operetkowego". Można by się także zastanawiać, czy dobrze zrobił aż tak znakomity zestaw aktorski. W "Operetce" gra cała plejada gwiazd z Holoubkiem, Zapasiewiczem i Fronczewskim... Na długo zapamiętamy ich Fiora, Himalaja i Szarma, świetne to role (co zostało docenione na ostatnim Wrocławskim Festiwalu Polskich Sztuk Współczesnych), może jednak zbyt świetne z punktu widzenia jednolitości przedstawienia. Mocne indywidualności aktorskie posiadają własną siłę ciążenia, co nie bywa zaletą sytuacji, gdy najważniejsza powinna być gra zespołowa.

Wątpliwości, o których napomykam, nie zacierają jednak wielkiego wrażenia, jakie robi "Operetka" Macieja Prusa - urodziwa plastycznie, mocna aktorsko i - walor największy - oddająca wiernie bynajmniej nie łatwą i nie operetkową problematykę gombrowiczowską.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji