Artykuły

Magia autorytetu

Jeszcze raz się potwierdziła stara prawda. O popularności danej sceny zaświadcza przede wszystkim właściwy, starannie dobrany repertuar. Dokładnie rok temu, stołeczny Teatr Dramatyczny wystąpił z premierą głośnej, aczkolwiek niełatwej w odbiorze sztuki, modnego dziś Witolda Gombrowicza "Operetka", w reżyserii Macieja Prusa. Spektakl był wydarzeniem ubiegłego sezonu. I do dziś widownię w PKiN publiczność wypełnia do Ostatniego miejsca. Co w warunkach Warszawy jest zjawiskiem raczej wyjątkowym.

Dodatkowym magnesem, ściągającym na tę sztukę tłumy widzów jest świetna obsada przedstawienia.

Wśród blisko trzydziestu odtwórców "Operetki" znajdują się takie wspaniałości jak: Wanda Łuczycka, Halina Dobrowolska, Gustaw Holoubek, Piotr Fronczewski, Wojciech Duryasz i Zbigniew Zapasiewicz, niekwestionowany lider zespołu, znakomity aktor, cieszący się wielkim autorytetem, zwłaszcza w środowisku artystycznym.

Piszę o tym dlatego, iż w ubiegły piątek byłem uczestnikiem niecodziennego wydarzenia - świadkiem różnych, dających wiele do myślenia postaw ludzi. Gdzieś na początku drugiego aktu "Operetki", kiedy widzowie i aktorzy bawili się znakomicie, miał miejsce przykry, grożący tragicznymi konsekwencjami incydent. Mianowicie, w pomieszczeniach dyżurnych elektryków wybuchł pożar, gryzący w oczy dym zaczął gwałtownie przedostawać się na widownię i scenę.

Powstała panika. Przerażeni ludzie zaczęli coraz energiczniej i bez skrupułów szturmować drzwi wyjściowe teatru. Sytuacja stawała się dramatyczna. I właśnie wówczas, przed opuszczoną pospiesznie kurtyną ukazał się zimny, opanowany, o kamiennej twarzy Zbigniew Zapasiewicz, mówiąc powoli, ale stanowczo: - Proszę państwa, był pożar w pomieszczeniach pomocniczych teatru. Ogień ugaszono. Czy mamy kontynuować przedstawienie?

I oto stało się coś nieoczekiwanego. Widownia zamarła w bezruchu i niepewności. Ktoś nieśmiało zaklaskał. Za nim poszli inni. Strach ustąpił wahaniu. Zwątpienie przeradzało się w odwagę. Magia autorytetu wielkiego aktora, jego wspaniała postawa i zimna krew wobec grożącego niebezpieczeństw, uspokoiły zdeterminowaną, gotową na wszystko publiczności, która powoli zajmowała opuszczone w popłochu i panice, przed kilkunastoma minutami miejsca.

Wtem wszyscy - i widzowie i aktorzy rozpoczęli głośno, serdecznie i entuzjastycznie bić brawo mistrzowi sceny. Wśród ustępującego powoli z sali teatralnej dymu, spektakl toczył się dalej...

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji