Artykuły

Premiery teatralne

TEATR MUZYCZNY: "Żołnierz królowej Madagaskaru", napisał Julian Tuwim według farsy St. Dobrzańskiego, wesoła przygoda starowarszawska w 3 aktach (6 odsłonach) ze śpiewami i tańcami, reżyseria Janusza Warneckiego, opracowanie muzyczne Tadeusza Sygetyńskiego.

"Żołnierz królowej Madagaskaru" został wystawiony na otwarcie nowego, rokującego jak najlepsze nadzieje teatru w Warszawie. Teatr mieści się w przedwojennym IPS-ie i ma być poświęcony widowiskom muzycznym, wystawianym na dużym poziomie artystycznym. Ten wysoki poziom artystyczny ma gwarantować obecność w teatrze Juliana Tuwima, który jest jego kierownikiem artystyczno-literackim.

Jeśli chodzi o samą sztukę, to rzecz jasna, trudno o niej cośkolwiek powiedzieć, wszystko jedno zresztą - dobrego, czy złego. Sama sztuka w sobie nie reprezentuje absolutnie nic. Nie ma w niej ani żadnych konfliktów, ani żadnych zagadnień, ani nawet dobrej charakterystyki środowiska, w którym rozgrywa się akcja sztuki. Oczywiście, czego można wymagać od farsy; przesada jedzie na przesadzie i przesadą pogania. Założeniem sztuki jest pokazanie równocześnie pruderii niektórych środowisk prowincjonalnych i rozwiązłości warszawskiego półświatka artystycznego. To założenie jest dość zręcznie przeprowadzone.

Sztuka w przeróbce Tuwima jest pełna kawałów, pełna nieprawdopodobnych sytuacyji i trudno zaprzeczyć by nie miała zupełnie wdzięku. Stare piosenki były zawsze lubiane w Warszawie i choć dobór ich jest w "Żołnierzu królowej Madagaskaru" nie najtrafniejszy, robią one swoje i podbijają publiczność. Trudno byłoby powiedzieć, że wyszukany gdzieś przez Tuwima stary wiersz Artura Bartelsa, zapomnianego poety z przed stu lat, stał się dla publiczności przebojem, w każdym razie jest on dowodem troski autora tej przeróbki o takie właśnie, ze wszechmiar godne pochwały smaczki.

O ile sama sztuka może być uważana tylko za bardzo zręczną przeróbkę dawnej, takiej sobie wesołej farsy, o tyle wystawienie jej sprawiło niewątpliwie przyjemność najwybredniejszemu smakoszowi teatralnemu. Nic dziwnego, aktorzy - same gwiazdy i gwiazdory i to przedwojennego blasku, dekoracje bardzo efektowne, muzyka kulturalna, cóż więcej chcieć? Mira Zimińska, która gra w "Żołnierzu królowej Madagaskaru" rolę kabaretowej divy, jest nadal taką samą świetną aktorką, jak była kiedyś. Tadeusz Olsza w wielu swoich reinkarnacjach bawi i oczarowuje publiczność jak oczarowywał niegdyś. Ludwik Sempoliński mógłby się obrazić, gdybym mógł mu powiedzieć słowo, które u mnie jest wyrazem mego najwyższego zachwytu: jest naprawdę fenomenalny. Bardzo dobrze odegrał kilka swych ról, zupełnie zresztą do siebie niepodobnych, Jan Mroziński. Jedyna formułka rodzicielskiego stosunku Ludwika Sempolińskiego do swej latorośli: "Kazio, nie męcz ojca!" była zupełnie uzasadniona dla wszystkich, którzy patrzyli na wyczyny Zofii Grabowskiej w roli tego małego czarciątka. Trzy siostry, elegantki warszawskie, zagrane były z werwą przez Hankę Runowiecką, Ninę Warnecką i Czesławę Nadworną. W innych rolach wyróżniali się Michał Danecki i młody aktor, Wiktor Sadowy.

Zwracały uwagę bogate kostiumy z własnych pracowni teatru i kulturalna orkiestra związku zawodowego muzyków.

[recenzja z prywatnego albumu Witolda Sadowego w zbiorach IT]

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji