Artykuły

Wierny Troilus, niewierna Kresyda...

Wiliam Szekspir: "Sławna historia o Troilusie i Kresydzie". Przekład i reżyseria: Bohdan Korzeniewski, scenografia: Andrzej Majewski, muzyka: Krzysztof Penderecki. Premiera w Teatrze Polskim w Warszawie.

Twórczość Szekspira dzielą pedanci podług gatunku (tragedie, historie, komedie...), historycy literatury podług okresów życia Szekspira i przemian jego patrzenia na świat, współcześni doszukują się też Szekspira współczesnego, sobie współczesnego. Od epoki elżbietańskiej do naszych lat i dni zawsze Szekspir miał być współczesny. Mniej i więcej. Hamlet za burżuazyjnego lesseferyzmu był innym Hamletem niż jego wnuk za totalizmu, "Makbet" mógł być dramatem wyrzutów sumienia i dramatem władzy. Wyczucie nowoczesności Szekspira (w każdym okresie) jest pochodną niezniszczalnej żywotności jego dzieła.

"Troilus i Kresyda" to jeden z najbardziej "nowoczesnych" a raczej najbardziej nowoczesny w pewnym sensie - dramat Szekspira, dla naszego pokolenia nowoczesny. Ten epizod z trojańskiej epopei brzmi jak wielka rewizja tradycji, historii, uświęconych wątków i nawet form literackich. Drwina, ironia, parodia, persyflaż, pogranicze gatunków - czyż te określenia, pasujące jak ulał do "Sławnej historii", nie nasuwają skojarzeń z dramatem intelektualnym ze szkoły Shawa i Giraudoux, niewątpliwie nam bliższym niż dramat pseudoklasyczny czy romantyczny? To też inscenizatorzy, reżyserzy współcześni (nam) sięgają z upodobaniem po "Troilusa i Kresydę" - ta sztuka, niegdyś grywana rzadko, omawiana niechętnie, nieżyczliwie, lekceważona przez wielu najszacowniejszych profesorów i krytyków, doczekała się swoistej rehabilitacji, stała się nawet "modna". W Teatrze Polskim na jej propagatora wysuną się Bohdan Korzeniewski, który swe koncepcje realizatorskie sprawdził już był w Teatrze im. Słowackiego w Krakowie. Nie poprzestając na rezultatach ówczesnego przedstawienia, wziął "Troilusa" znów na warsztat i przedstawił obecnie kolejną wersję sceniczną tej sztuki. Sądzę, że nowe doświadczenia przydadzą mu się do stworzenia z czasem równie harmonijnego widowiska "Sławnej historii" jak to mu przypadło w udziale z "Don Juanem" Moliera.

Wojna i płeć - można by sparafrazować tytuł Boya, przy czym wojna rysuje się Szekspirowi w "Troilusie i Kresydzie" jako klęska honoru w walce z podstępem, a płeć jako klęska uczucia w konfrontacji ze zmysłowością. Zwycięzcą okazuje się Achilles, który z zasadzki morduje Hektora i triumfatorką okazuje się Kresyda, która rozkosz z naiwnym Troilusem lekko i płocho zamienia na rozkosze z przyszłymi zdobywcami Troi. Sędzią spraw wojny i rozpusty mógłby być Tersytes, ale to tchórz, nikczemnik i na domiar dworak. "Troilus i Kresyda" to zaiste czarna literatura.

W sztuce są dwie warstwy sceniczne, widziane jakby oczyma Hektora i Tersytesa. Hektor to bohater tradycyjny - i teatru tradycyjnego - poprzez jego poczynania, perory i nieustraszoność promieniuje teatr prostych uczuć i czynów, wszystko co w "Troilusie" jest gromkie i stalowe ociera się o wątek Hektora i odwieczne kanony sztuki. Poza Hektorem dochodzi jednak do głosu drwina i szyderstwo, sceptycyzm i sarkazm, emanujące zresztą nie tyle z dość szmatławego rozumu Tersytesa, ile z mądrego, wnikliwego umysłu - samego autora. Ten drugi czynnik wysunąć na plan pierwszy i jemu podporządkować całe przedstawienie (nie wyłączając jeremiad Kasandry czy biadań Andromachy) - oto trudne ale i najbardziej wdzięczne zadanie dla reżyserów "Sławnej historii". Ukazanie w niej jednolicie ironicznej, zgorzkniałej, sceptycznej sztuki Szekspira - oto problem. To nowatorstwo byłoby uzasadnione jak najbardziej materią sztuki.

Takiej inscenizacji nie dał Korzeniewski. Jeszcze nie dał. Ale się do niej trochę zbliżył. Znalazł dla elementów szekspirowskiej drwiny parę dobrych ujęć i śmiałych rozwiązań scenicznych, niestety uległ również hektorowej tradycji i dał się ponieść ambicjom reżyserii "monumentalnej". Stąd obok scen zinterpretowanych trafnie, sceny tak przeciągnięte w stylu "pompierskim" jak pojedynki trojańskich i greckich wojów (znać tu rękę nieocenionego trenera naszych teatralnych fechmistrzów, Sławomira Lindnera), jak zamęt bitewny po śmierci Hektora (aż do pantomimy, wyobrażającej zagładę Troi, co kłóci się ze stylem utworu), jak zawodzenia Kasandry, wieszczące upadek priamowego grodu, jak "antyczne" dobudówki chóralne... Czy nie lepiej byłoby i te sceny potraktować z dystansem, przekornie? "Troilus" to nie "Z dymem pożarów". Dwa style kłócą się w inscenizacji Korzeniewskiego i to mam jej przede wszystkim do zarzucenia. W doskonale pomyślane ramy prologu, oraz końcowego monologu Pandarusa, wstawił reżyser pospołu towar świeży i zleżały, modny i bardzo opatrzony. Miał przy tym wyraźne kłopoty z obsadą aktorską, Troilusa, Parysa, Heleny nie wyłączając.

W tradycyjnym Hektorze, schematycznym Nestorze, szablonowej Andromasze znaleźli jednak STANISŁAW JASIUKIEWICZ, TADEUSZ BIAŁOSZCZYNSKI I MARIA HOMERSKA dość materiału do wypełnienia roli. W swoim rodzaju poprawną Kasandrą była EUGENIA HERMAN - tyle że pasowała do innej sztuki i że Kasandra to nie pani Rollison. MICHAŁ PAWLICKI dość ciężko zmagał się z postacią Troilusa, nie sprawiał wrażenia ani młodzieńca szalenie rozkochanego ani młodzieńca rozpaczliwie załamanego po zdradzie kochanki. W strasznie serio szyszaku nosi się MACIEJ MACIEJEWSKI (Eneasz). Agamemnon i Menelaus po bratersku dzielą się ważnością wojenną (HENRYK BĄK i WIKTOR NANOWSKI). Element żylastego humoru reprezentuje KRZYSZTOF KOWALEWSKI w roli tępego Ajaksa. WŁADYSŁAW HAŃCZA jako Ulisses knował i snuł podstępne plany, a ZYGMUNT KĘSTOWICZ pokonywał z trudem - ale na ogół pokonywał - nieodpowiednie warunki do roli Achillesa: żałuję, że ani Kęstowicz ani GABRIEL NEHREBECKI nie zarysowali ostrzej szczególnego stosunku, jaki Achillesa łączy tutaj z Patroklesem, dla Greków dość to były zwyczajne sprawy. Bardzo niedobrze wypadły sceny z Heleną i Parysem.

Czesław Kalinowski uskrzydlił stręczycielstwo Panadrusa do lotu strzały z kołczanu Amora (darujcie mi to lecące porównanie), oczyścił wątek stryjowskiej pobłażliwości i zachęty do porubstwa z gruboskórności epoki, stał się trochę natrętnym ale nie trywialnym protektorem miłosnych igraszek, który odmładza się w tej roli, był pogodnie cynicznym filozofem miłości: bardzo celna koncepcja i udana w wykonaniu.

Tersytesa zagrał młody Jerzy Turek, także udana innowacja, bo niby czemu Tersytes ma być obleśnym starcem? To raczej trochę chuligan, trochę zbuntowany "wściekły", a trochę też filozof jak Diogenes z beczką.

"Troilus" opiera się też na wątłych ramionach Kresydy. Maria Ciesielska utrzymała ten ciężar. Sporo moich koleżanek i kolegów widziało w tej roli w przedstawieniu w Stratfordzie w 1960 roku sławną Dorothy Tutin: nie widziałem, nie mogłem porównać, mogę natomiast powiedzieć, że Ciesielska zręcznie ukazała zmysłowość Kresydy i jej przemianę z przemądrzałej dziewczyny w mądrą miłośnicę. Monolog w akcie pierwszym i scena pocałunkowa w obozie greckim stały się, dzięki Ciesielskiej, zwrotnymi momentami przedstawienia.

Na obrotowej scenie wyczynił ANDRZEJ MAJEWSKI gród trojański wśród kondygnacji schodów i murów cyklopicznych. To było dobre. Gorzej z kostiumami, które nie były ani antyczne ani nowinkujące, a odstręczały. Sztuka grana jest w przekładzie nieporównanie lepszym i lepiej dającym się słuchać niż przekłady sprzed blisko stu czy sprzed ponad pięćdziesięciu lat.

[data publikacji artykułu nieznana]

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji