Artykuły

Epoce dziejów ich kształt i ślad pokazać

"Hamleta" gramy co dzień. Nowy "Hamlet" jest z konieczności Hamletem chwili. Każdy reżyser musi wystawić go przeciwko temu Hamletowi, który był wczoraj. A przecież wczoraj od dziś dzieli często tylko uncja nowych myśli; nasi Hamleci zajęci są zazwyczaj przeważaniem tej uncji.

"Troilusa i Kresydę" oglądamy na scenie rzadko. Ostatnia inscenizacja w stolicy miała miejsce przed kilkoma dziesiątkami lat. Kiedy reżyser wystawia dziś w Warszawie "Troilusa i Kresydę" ma przeciwko sobie grzeczną obojętność widzów, którzy myślą głównie o tym, z jakichże to powodów kazano im jeść właśnie tę żabę. Jeśli reżyser ulegnie presji owej atmosfery, ma przeciw sobie również Szekspira, który nie pisał swoich tragedii ani dla pani Zuzy z SARP-u, ani dla obywatela Kowalskiego z Marszałkowskiej, ani nawet dla towarzysza Przewodniczącego Stołecznej Rady Narodowej, który siedzi w pierwszym rzędzie. Oczywiście widz o tym nie wie i widz jest niewinny. Został przez teatr przyzwyczajony do Szekspira, który w prostych, żołnierskich słowach pouczał go o praktycznych konsekwencjach alienacji, nadużycia władzy przez jednostkę oraz zakłócenia społecznej harmonii pomiędzy tłumem a indywiduum. Widz jest takim, jakim wychował go sobie teatr. Domaga się szybkich odpowiedzi, zrozumiałych aluzji, jednoznaczności. I przed takim oto widzem stoi teraz reżyser, mając w zanadrzu tekst, którego metaforyka utkana została szczególnie misternym ściegiem. Ten Szekspir drwi z ospałości myśli. I ten Szekspir, twórca "Sławnej historii o Troiluie i Kresydzie", jest Szekspirem szczególnie uwikłanym w przeciwności własnego czasu. W imię nowych prawd atakuje stare prawa, w imię nowej obyczajowości demaskuje stare legendy, czyniąc to z pasją, której skalę unaocznia dopiero porównanie odmienności szekspirowskich sytuacji od homeryckiego pierwowzoru:

"Skoczył Achilles, a serce

wściekłością nabrzmiało mu

dziką

Z przodu osłaniał swą pierś

puklerzem świetnym,

kunsztownym.

Na błyszczącym zaś szłomie

o czterech kabłąkach złociste Kity

piękne a gęste się chwiały,

co Bóg je Hefajstos

Wprawił w szyszak Achillów,

by czubem go sutym ozdobić.

Jako gwiazda wieczorna,

co wschodzi, gdy zmierzchy\

przednocne

Niebo omroczą, a ona

najpiękniej błyszczy wśród

wszystkich,

Taki blask bił od grotu ostrego

włóczni Achilla,

Którą potrząsał w prawicy,

w Hektora mierząc boskiego

I bacząc, gdzie jego piękne

najłacniej ugodzić by ciało.

Było ono w całości spiżową

zbroją okryte,

Którą z chrobrego Patrolka

zdarł Hektor, gdy zgładził go

w boju;

Gdzie obojczyki wszelako

spajają szyję z barkami,

Ciało widniało, a śmierć bywa

właśnie najszybsza u gardła.

Tam oto boski Achilles pchnął

Dzidą Hektora, gdy ten nań

Natarł gwałtownie - i grot

przeszył wdzięczną szyję

na wylot."

("Iliada", ks. 22, tł. I. Wieniewski)

Tak ginie Hektor u Homera. Szekspir każe go Achillesowi przyłapać znienacka, siedzącego; każe synowi Tetydy ukraść miecz syna Pryama, by bezbronnego wydać na łup zezwierzęconej sforze pachołków Myrmidonu. Utarło się przekonanie, że najokrutniej zadrwił sobie ze szlachetnego patosu helleńskich mitów Offenbach. "Piękna Helena" czyni przecież z herosów jedynie błaznów, Szekspir obsadził ich w rolach zbrodniarzy, głupców lub rajfurów.

Zbrodniarze, głupcy i rajfurzy uwikłani są w wojnę, której moralnego sensu nie dostrzega żaden z nich, choć uczestniczą w niej ochoczo. I ów moralny sens, jeśli nawet kiedykolwiek istniał, zostaje rozmieniony na drobną monetę chełpliwych wyznań, głupkowatego osilstwa i przypiętych do szyszaków kobiecych zarękawków. Ludzie mordują się nawzajem, nie w imię ojczyzny, nawet nie w imię Heleny, ale siłą zwierzęcego rozpędu. W szczęku mieczów szekspirowskich Ajaxów, Eneaszów, Diomedesów i Parysów rozpada się w pył średniowieczny ideał bohatera. Ale nie tylko on. Atakując kanon średniowiecznej moralności nie ogranicza się Szekspir do ośmieszania generalnych pryncypiów. Ośmiesza również hasła poboczne. Drażni go portret rycerza bez zmazy, ale ukazuje jego śmieszny anachronizm nie tylko w sytuacji, gdy rycerz dobywa miecza, lecz i wówczas, gdy dobywa klucza, by rozpiąć bogdance pas cnoty. Klechdy truwerów nie znały innej kochanki, niż wierna. Szekspir lokuje wierną kochankę w cudzym łóżku, a wiernemu kochankowi dorysowuje zamaszyste rogi. Miłość zyskuje nowy czas egzystencji. Jest on równy czasowi eksponowania ruchomej tarczy w jarmarcznej strzelnicy. Po każdym trafnym strzale przygodnego gapia, tarcza chowa się automatycznie pod ladę, gdzie wprawny posługacz przeciera ją ściereczką i tarcza znów wabi następnego strzelca swą nieskazitelną urodą. "Bowiem strzała nie uśmierca, tylko łechce, gdzie przewierca". Taką tarczą jest Kresyda. Kochała Troilusa, kocha Diomedesa, będzie kochać...? Ale Szekspir nie bawi się w wywoływacza przyszłości. Czas nowych miłości jeszcze nie nadszedł. Na rumowisku legend pozostają tylko dymy płonącej Troi i pustka. Świat musi zginąć, aby mógł narodzić się nowy.

Fama o krakowskiej inscenizacji sprzed kilku lat każe wierzyć, że i Korzeniewski dostrzegał w "Troilusie i Kresydzie" materiał na coś więcej, niż tylko kolejną lekcję historii, która jest sumą wielkich namiętności i jeszcze większych zawodów. Dostrzegał zapewne szanse na Szekspira ukazującego rozpad świata, któremu skończyła się ideologia. Szansy tej Korzeniewski nie wygrał, wizji tej nie zbudował. Jest w przedstawieniu Teatru Polskiego kilka obrazów świetnych, drapieżnych. Jest scena przybycia Kresydy do obozu Greków, kiedy zachwyceni jej świeżością wodzowie rwą się do powitalnych pocałunków, godność monarszej narady sprzedając za kobiece uściski. Jest moment, kiedy Diomedes ma już uprowadzić Kresydę z Ilionu, a Troilus krótkim, brutalnym ruchem wyrywa ją ku sobie: w ruchu tym zawarty jest cały bezmiar rozpaczy i miłości, jest też czytelna dyspozycja reżysera, który migawkową sytuacją narzuca diapazon uczuć tytułowanemu bohaterowi. Im bardziej te uczucia są tragiczne, tym okrutniej zostaną zdeptane w dalszym rozwoju wypadków,. Jest soczyste aktorstwo Hańczy, gdy słowami Ulissesa przekazuje współczesnemu widzowi niezniszczalną mądrość Szekspira: "Wzrok łatwiej chwyta to, co się porusza, niż to, co stoi".

Jest przezabawny w swym głupkowatym rozkokoszeniu Ajax (Krzysztof Kowalewski). To wszystko przecież zbyt mało. Rejestr scen świetnych zaćmiony jest w tym przedstawieniu przez towarzyszący im chaos sprzeczności. W jego centrum tkwią koło siebie Diomedes (Tadeusz Pluciński), który rozgrywa swój miłosny pojedyek z Kresydą, niczym podrywacz z "Hybryd" oraz Troilus (Michał Pawlicki), broniący własnych racji z żarem wznieconym w romantycznych internach. Posępne pohukiwania kapłanek Kasandry zbijają się w powietrzu z rzeczowymi akcentami Pryama (Edward Kowalczyk), referującego swoje duszne rozterki ze spokojną wstrzemięźliwością, w całkowicie odmiennej temperaturze uczuć, żeby nie rzec - w całkowicie odmiennej poetyce - prowadzą swoje partie czołowi przeciwnicy Achilles (Zygmunt Kęstowicz) i Hektor (Stanisław Jasiukiewicz). Właśnie! - Hektor. W tej homeryckiej Sodomie działa dwóch sprawiedliwych. Jeden heros i jeden komentator. Hektor i Tersytes. Hektor wie, za co ma ginąć Troja, Tersytes rozumie, dlaczego musi zginąć Hellada. Obaj nie są w mocy zapobiec upadkowi, ale wiedzą, że nastąpi. Dzięki nim, mamy bolesną świadomość, że gra idzie nie o śmierć kilkunastu głupków, ale o śmierć społeczeństw. Tylko że tak jest w tragedii, nie w przedstawieniu. Tu, kluczowa scena w Troi, kiedy to Hektor decyduje się na kontynuowanie walki, bez wiary w jej sens i skuteczność, umyka uwadze widza wskutek nieporadnej interpretacji tekstu Pryama oraz wskutek nie dość wyrazistej budowy sytuacji przez reżysera. Desperacka licytacja pozornych racji zamienia się w cztery minuty skandowania. Pierwszy sprawiedliwy rozpływa się w rozkrzyczaną nicość, zanim jeszcze zdążą go zatłuc Myrmidoni. A drugi? Wadliwie obsadzony w roli Tersytesa Jerzy Turek zdegradował swego sprawiedliwego ze stopnia cierpkiego sędziego wydarzeń do rozmiarów pastuszego roztropka. Jest w tym bardzo śmieszny, to pewne. Ale jego błazeńskie ciamkania deprecjonują całkowicie rozprawę, jaką swojej quasi-Helladzie zgotował Szekspir. Sąd Ostateczny zamienia się w gminne kolegium orzekające, gdzie dawnym argumentom mówi się wprost "paszoł won!", gdzie nikomu nie chce się walczyć z przewrotną kazuistyką podejrzeń: stary mit musi odejść, bo zastąpi go... lepszy, czy tylko nowy? "Na wąskiej ścieżce sławy zmieści się tylko jeden człowiek". Ten tekst mówi Ulisses, ale zdezawuować go winien Tersytes. I Korzeniewski wystawiając swego drugiego "Troilusa" postanowił nie poddawać się presji łatwych odczytań. To godne brawa. Chciał namalować Szekspira w kolorystyce Apokalipsy. Chciał wstrząsnąć sumieniami widzów pokazując im świat, w którym skończyły się ideały. Na drodze tych ambitnych planów stanęła mu przecież własna ustępliwość wobec kilku efektownych, ale tylko efektownych, I pomysłów. Stanęła niespójność zespołu aktorskiego, jakim dysponował. Powstał spektakl, który nie oznaczając w pełni tego, co zaplanował reżyser, nie oznacza prawie nic. Widz wynosi zeń to, czego sam zdołał się doczytać w tym niejednolitym stopie. A więc pani Zuza - przeświadczenie że niezależnie od układu stosunków społecznych opłaca się być piękną kobietą: wiarołomna Kresyda triumfuje zarówno w Troi, gdzie ton dyktuje straceniec Hektor, jak też w Wojennym domu publicznym Hellenów Obywatel Kowalski? Podejrzenie, iż Szekspir radzi do gromkich wydarzeń podchodzić z dystansem: wykładają mu to dowodnie stręczyciel Pandarus i błazen Tersytes. Co prawda herosi nie szczędzą im kopniaków, lepiej przecież dostać kopniaka niż pchnięcie mieczem w gardło. Co wreszcie z tego wszystkiego wyniósł towarzysz Przewodniczący Stołecznej Rady Narodowej? Chyba jednak skryte zadowolenie, że za Teatr Polski nie odpowiada Stołeczna Rada, ale bezpośrednio Ministerstwo.

Czas pomyśleć serio o teatrze, którego zespół aktorski mógłby być pierwszy w Polsce. Ale - z własnej chyba winy - nie jest nim...

[data publikacji artykułu nieznana]

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji