Artykuły

"Ładna historia"

Doskonałe komedie znanej francuskiej spółki pisarskiej, Caillaveta i Flersa są pełne żywych postaci i humoru sytuacyjnego i skrzą się przednim dowcipem. Autorzy umieją się śmiać do ludzi a nie tylko z nich. Poza ich arcyzgrabną żonglerką słów i sytuacji kryje się jednak jakieś zbyt wyrozumiałe przekonanie o względności wszystkiego na świecie. Nawet hołdy składane cnocie są pełne podziwu dla rzeczy ...prawie nieosiągalnych.

"La belle ayenture", bo tak się ta przygoda w oryginale nazywa, jest bajką "ale nie dla dzieci", jak to słusznie ocenia jej młoda bohaterka, W tej bajce bowiem miłość ma właściwość rozpuszczania skrupułów, a młoda dyplomacja odnosi doraźny sukces dzięki tak modnej dziś polityce "faktów dokonanych". Moralny zaś "happy-end" gwarantuje egzekutywa "współwinnej" babci.

"Ładna historia" objechała kiedyś wszystkie sceny europejskie. Na premierze prasowej bywalcy teatralni wspominali gdzie, kiedy iw jakiej obsadzie który z nich ją widział. Podpisany może się pochwalić oglądaniem jej w francuskim obozie jenieckim w czasie ostatniej wojny. Babcię grał główny kostiumier Opery Paryskiej, Helenkę - inżynier, ojciec dwu córek. Obaj grali doskonale.

W Londynie, w Teatrze Słowackiego i ci, którzy komedię już kiedyś widzieli i ci, którzy oglądali ją po raz pierwszy bawili się doskonale i z przyjemnością śledzili w niej prawdziwy popis dwu Janin: Sempolińskiej-babci i Katelbachówny-Helenki. - Babcia p. Sempolińskiej była bardzo dobra w wyrazie swej stanowczej dobroci, dyskretna w geście i mimice, nie rozdrobniona na liczne gierki, do których ta rola daje wiele sposobności.

P. Katelbachówna psuty benjaminek naszych zespołów aktorskich, urodziła się na scenę. Porusza się na niej bardzo swobodnie. Wyglądała uroczo, śmiała się pięknie, płakała wzruszająco, a o miłości mówiła przekonywająco.

Niestety, nie miała łatwego partnera w p. R. Hopenie, który ma miłe warunki zewnętrzne, ale brak mu swobody ruchów i mimiki. W momentach lirycznych miał wyraz ponurej zaciętości. Gdy się ożywiał, grał całkiem dobrze.

Osobna wzmianka należy się p. R. Ratschce, który każdą swą rolę starannie wykańcza w szczegółach i mocno zarysowuje w całości. To też on jeden otrzymał brawa przy otwartej scenie. Nie powinien jednak wyglądać starzej od swego rywala; równe szanse wieku czynią współzawodnictwo obu młodych ludzi bardziej interesującym, a dziwactwa młodego Walentyna są bardziej śmieszne.

Obawiam, się również, że cierpki uśmieszek zbytnio się przylepił do maski tego dobrego aktora charakterystycznego i budzi reminiscencje z inych ról, gdzie był bardziej na miejscu.

P. St. Kostrzewski w roli wujaszka-uczonego był zbyt zażywnym jak na egiptologa rentierem francuskim, zresztą bardzo dobrym w geście i doskonałym, w prowadzeniu dialogu. P. Ada Iwanowska w roli Żantyny była zbyt mało regionalna.

Ze względu na warunki sceniczne i obsadę akt I został obcięty i zamieniony w krótki prolog złożony z dialogów wygłaszanych na stojąco na proscenium.

Reżyserował p. W. Radulski zgodnie z tradycjami tej komedii. Na premierze szwankowały jeszcze tempa poszczególnych części.

Dekoracje p. J. Smosarskiego z konieczności skromne. W obciętym akcie pierwszym byłaby lepsza już kotara, niż sfatygowane płótno.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji