Artykuły

Wieczory teatralne

Jerzy Pietrkiewicz: "SAMI SWOI". Sztuka w 3 aktach. Prapremiera P. Teatru Dramatycznego w "Ognisku Polskim". Reżyser: L. Pobóg Kielanowski. Dekoracje: Jan Smosarski.

TWÓRCZOŚĆ dramatyczna polska nigdy nie była zbyt obfita. Tu, na emigracji rzadko mamy możność oglądania nowych sztuk polskich. Zasługą Teatru dramatycznego jest pokazanie nam kilku już prapremier. Były to jednak dotąd albo sztuki okolicznościowe, przelotne, albo, jak w wypadku "Takie jest twoje przeznaczenie" Cwojdzińskiego, powtórzenie przez autora tematów z dawnych jego sztuk. Obecnie po raz pierwszy właściwie od lat mieliśmy możność zobaczenia czegoś zupełnie świeżego nieprzemijającego. Myślę o sztuce Pietrkiewicza "Sami swoi", której londyńska premiera odbyła się 4-go maja.

"Sami swoi" nie jest właściwie komedią obyczajową. Jest to dramat przeplatany akcentami farsowymi. Głównym problemem sztuki jest zagadnienie władzy. Objawia się ono w podwójnym konflikcie: o władzę nad gospodarstwem chłopskim i o władzę w gminie. Centralną postacią jest wójt, który nie występuje na scenie, lecz którego obecność czy to w pierwszym akcie w polu za domem, czy w drugim sąsiedniej izbie na łożu śmierci czy w trzecim na marach w kościele, ciąży nad wszystkimi postaciami i nad całą akcją. W pierwszym akcie oczekujemy wciąż wejścia wójta i choć nigdy ono nie następuje, sam nastrój oczekiwania wiąże nas z postaciami na scenie. Wójt ma dwóch następców: następcą w urzędzie jest wieloletni rywal i sąsiad, następcą w gospodarstwie syn. Autor pokasuje jak obaj oni zmieniają się, jak wchodzą niespodziewanie w rolę zmarłego. Akcent końcowy wyjaśnia sens sztuki: mody spadkobierca siedzi pogrążony w myślach z których nie może go wyrwać ani wezwanie siostry ani ukochanej ani matki, wchodzi wróg i następca ojca i odzywa się do niego "gospodarzu!" To słowo jest słowem zaklęcia: młody otrząsa się z myśli i wstaje.

Rzecz dzieje się w środowisku dostatnich gospodarzy na wsi mazowieckiej (ściśle w Dobrzyńskim) w okresie dwudziestolecia, bliżej drugiej niż pierwszej wojny światowej. Obraz tej wsi jest zupełnie niepodobny nie tylko do wsi Wyspiańskiego ale i do wsi Rostworowskiego. Na premierze londyńskiej publiczność dyskutowała o tym, na ile jest autentyczny, przyczym ludzie wysuwali bardzo różne i nieraz sprzeczne ze sobą wątpliwości. Wydaje mi się, że jest tu nieporozumienie charakterystyczne dla ludzi z miasta. O ile obraz nawet tak różnych środków miejskich jak Wilno i Katowice jest, mimo wszystko podobny, o tyle wieś bardzo różna. Nie można dyskutować, czy to jest autentyczny obraz wsi polskiej, lecz czy to jest autentyczny obraz wsi z Dobrzyńskiego z lat trzydziestych. Nie ma powodu w to wątpić... Postacie ze sztuki doskonale "siedzą" na przecięciu miejsca i czasu. W tych Nawirskich i Grzegorzewskich czuje się wyraźnie potomków w prostej linii mickiewiczowskich Maćków z Dobrzyńskiego Zaścianka. Atmosfera wsi nie jest podmiejska ale nie jest już zamknięta w sobie. Wysyła się depesze, córki wydaje zamąż do miasta, na pogrzeb ubiera na czarno, na śniadanie pije się kawę a gościa wpuszcza "od frontu". Autorytety są nowe i dawne. Jeszcze jest dziedzic, choć tylko w roli najzamożniejszego sąsiada, pleban i organista ale już jest codzienna obecność Państwa w postaci policjanta i urzędnika Starostwa.

Wątek miłosny, wątek kłótni spadkobierców, wątek sporu o nową plebanię grają rolę drugorzędną wobec zasadniczego (problemu władzy i odpowiedzialności. Temperamenty są mazowieckie. Niektóre typy tak kapitalne, że pozostają na trwałe w pamięci ze wszelkimi szczegółami. Taki stary Grzegorzewski, przywtarzający sam sobie, taki niezmiernie polski chłop i mazowiecki polityk wiejski, Nawirski, taki przygłupi złodziejaszek-wierszokleta Brzózka są czymś więcej niż postaciami charakterystycznymi. Jest jedna osoba, której autor oszczędził wszelkiej groteski i która wychodzi jakoś dziwnie ciepło na tym tle: wójtowa. Odtworzona jest z synowskim sentymentem, choć nie wyidealizowana (i ona przecież w dzień pogrzebu męża z najwyższym zainteresowaniem odnosi się do skandalu lokalnego). Najtrudniejsza i najmniej wycieniowana jest postać syna wójtowego. W jego nagłej przemianie, zupełnie możliwej psychologicznie, czegoś nam brak, musimy mu wierzyć trochę na słowo. Najjaskrawsze światło satyry skupia się na ludziach z miasta.

Pod tym względem jest to sztuka istotnie wiejska. Każdy z nas świadomy jest jak zabawnie wygląda wieśniak na ile wielkomiejskim, Pietrkiewicz ukazuje jak pokraczny jest mieszczuch na wsi. Mówiący wciąż o inteligencji urzędniczyna-legionista Kukułka-Wiśniewski, który "kocha chłopa w ogóle ale nie znosi wsi", chwilami jest bardziej postacią z satyry niż z komedii. Całość wyraźnie żyje i nie pozwala zapomnieć o sobie po wyjściu z przedstawienia. Pietrkiewicz liryk ze skłonnością do teoretyzowania, tu pokazał, że jest także dramaturgiem. Tematycznie "Sami swoi" nawraca wyraźnie do pierwszego poematu autora: "Prowincja" i ma wiele z jego świeżości. Możnaby nawet zaryzykować twierdzenie, że w sztuce jest lekki anachronizm: nastrój wsi jest z okresu "Prowincji", z lat przed kryzysem gospodarczym 1928-go roku; portret Wiśniewskiego i jego żony należy raczej do lat "opierzonej" sanacji. Sarn autor objaśnia, że to drugie dziesięciolecie niepodległości".

Teatr Dramatyczny dał ze siebie wszystko. Podniesienie kurtyny powitano burzą oklasków. Na maleńkiej scence Smosarski zrobił prześliczną izbę wiejską wykorzystując każdy metr sceny i nawet proscenium. Kostiumy są opracowane z niezwykłą starannością i inteligencją. Różnice w ubraniach starszego i młodszego pokolenia, w strojach odświętnych i codziennych dają pełne złudzenie Rzeczywistości. Trudna sprawa dialektu została naogół przyzwyciężona. Jedynie Brzózka chwilami jakoś dziwnie śpiewnie zaciąga, nie po mazowiecku, a Zocha ma inteligencką intonację. Jeżeli kogoś wymieniać odzielnie, to chyba państwa Bulcherów, ją w roli wójtowej a jego w roli Nawirskiego. Oboje dali to, co się nazywa kreacją. Nikt nie psuł, Jedyne poważniejsze zastrzeżenia budzi rola Maryehy (nie uwypuklona, że jest głupawa), Karpowicz, Bzowski i Modrzeński pokazali galerię postaci charakterystycznych uderzających a nie przeciągniętych, o co było tak łatwo. Tym razem reżyserowi Kielanowskiemu naprawdę się udało.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji