Artykuły

Książę Niezłomny i konie

13 WRZEŚNIA i w dniach następnych aktorzy polscy postanowili zagrać "Księcia Niezłomnego" w Londynie. Śliczna sztuka, tryskająca bengalskim ogniem słów! I właśnie z powodu tej sztuki miałem przed wielu laty sprawę honorową z wielkim artystą, Juliuszem Osterwą. .Poszło nie o Słowackiego ale o konie. A jak się to stało opowiem. Oto idę sobie spokojnie, nic złego nie przeczuwając, cichymi ulicami Krakowa, gdy nagle uderza mnie widok niezwykły: pędzi tabun rozhukanych koni bez jeźdźców. W sam dzień św. Piotra i Pawła! Można sobie wyobrazić panikę, jaka powstała w Krakowie! Przechodnie chronili się do bram, konie zaś gnały środkiem błota pryncypialnych ulic. Patrząc na te rumaki, zadeklamowałem z pamięci:

Ujrzałem w strasznej wrzawie

Pod nieba strefą niebieską

Zlatującą konnicę fezką ...

Ziemia nie wie i wiatr nie wie,

Czy oni biegną czy lecą . ..

Cóż się stało? Sumiennie przeprowadzona ankieta wykazała, że te konie urwały się. Osterwa zainscenizował przedstawienie "Księcia Niezłomnego" na podwórcu wawelskim i dla efektu wprowadził konie z jakiegoś pułku kawalerii, które zniosły cierpliwie trzy spektakle, ale w czwartym już grać nie chciały i postanowiły działać na własną nogę. Powiedziały sobie, że mają dość i pędem puściły się do stajni. Jednym słowem, co mądrzejsze konie wyrwały. Spieszeni żołnierze wrócili per pedes do koszar. I na pewno stanęli do raportu. Jak amen w pacierzu, dostali kasarniaka. Żal mi ich! Raczej dałbym kasarniaka Osterwie, którego inscenizację "Księcia Niezłomnego" określiłem jako inscenizację "a la Budiennyj". Bo i cóż w Słowackim mają do roboty konie?

* * *

OSTERWA to był wspaniały aktor a Don Fernanda grał wyjątkowo pięknie. Najlepszy amant, jakiego widziałem w długim życiu moim, a przecie napatrzyłem się teatrom bez liku. Swego czasu w Komedii Francuskiej byłem na sztuce Mussefa p. t. "Nie igrać z miłością". Amanta grał jakiś doskonały aktor, na widok którego rzekłem sobie, że to jest ichni francuski Osterwa. Po kilku minutach zmieniłem zdanie i przyszedłem do wniosku, że czegoś mu do Osterwy brakuje. Wkrótce potem pomyślałem sobie, że uległem złudzeniu, ponieważ ten aktor nawet nie umył się do Osterwy, żadnego porównania!

Osterwa był jeden i drugiego takiego nie będzie. Ale tych koni w "Księciu Niezłomnym" darować mu nie mogłem. Po co jeszcze raz przekładać Calderona i to na język kopyt końskich? Przecież wiersze Słowackiego i tak "złotymi kopytami srebrną biją rosę"!

KOŃ jest stworzeniem pięknym ale - niechże się nie obrażą na mnie kawalerzyści! - głupim. Sam trochę jeździłem konno i zdarzyło mi się kilka razy, że koń zrzucił mnie z siodła. Mnie! Prezesa Związku Opieki nad Zwierzętami! Cóż za głupie zwierzę! Aktorzy krakowscy wzięli kilka lekcyj jazdy, może dwie, może trzy i kazano im konno deklamować wiersze Słowackiego. Z konia mówi się krótko i rzeczowo. Nawet Napoleon streszczał się, przemawiając z siodła. Calderon zaś i Słowacki nie przewidzieli tego kawaleryjskiego misterium. Aktorzy potykali się w pełnej zbroi konno, mianowicie potykali się na wierszach, a potem w antraktach nucili "Na Wawelu jak to ładnie, kiedy aktor z konia spadnie ..." Pytanie, czy Słowacki, patrząc z pobliskiego grobu na hippiczne popisy braci aktorskiej, czuł się, jakby go ktoś na sto koni wsadził. To pewne, że aktorzy klęli na czym świat stoi, bo konie obracały się zadem do widowni, gdyż były bardzo zdenerwowane. A to muzyka, głównie fanfary, a to jaskrawy blask reflektorów elektrycznych, a to oklaski publiczności i w ogóle efekty, do których koń zasadniczo nie jest przyzwyczajony. Dreptał w miejscu, rżał, potem obracał się tyłem i co mu zrobić? Po każdym przedstawieniu aktorzy, masując sempiternę, śpiewali o Osterwie: "Oj, na Tan-gier posłał król! Jaki ból! Jaki ból!"

* * *

W OGÓLE z końmi trzeba w teatrze postępować bardzo ostrożnie. Pamiętam, przed jakimiś blisko pięćdziesięciu laty, Solski w "Legionie" Wyspiańskiego wprowadził na scenę parę siwków ze straży pożarnej, które miały ciągnąć rydwan Cezara. Boże, co się wtedy działo! Koniom sprawiono specjalne gumowe kalosze by chociaż częściowo stłumić piekielny hałas, od którego drżała scena. Dwóch atletycznych strażaków, przybranych w rzymskie stroje, ledwo mogło utrzymać konie za pyski. Podczas premiery trema zaatakowała organ bardzo drażliwy u koni, które dostały niedyspozycji żołądka. Ta niedyspozycja przybrała formę niezmiernie plastyczną.

I właśnie na ten temat powstał poważny konflikt, maszyniści bowiem nie chcieli za nic w świecie sprzątać po koniach Cezara. Oświadczyli stanowczo, że to do nich nie należy. Solski - despota i tyran przedwojenny, gniewał się bardzo, ale nie mógł im narzucić swej woli. Także i rekwizytor ówczesny powiedział, że "to" nie jest rekwizytem. Analogiczną odpowiedź dał i meblarz. Wreszcie znalazł się stróż jakiś i na ochotnika, za osobnym, wysokim honorarium wśród bolesnych szyderstw i drwin całego personelu technicznego usunął przedmiot sporu. I ten stróż nazywał się ...

Łopatka. Nie blaguję!

* * *

JAK się rzekło wyżej, nie mogłem puścić płazem tej kawaleryjskiej inscenizacji Osterwy. Taka to już przeklęta dola felietonisty, że musi sobie robić wrogów na prawo i lewo. Mam usposobienie wyjątkowo łagodne, nikomu nie chcę dokuczyć, ale Osterwie dokuczyłem i to bardzo, dając memu felietonowi tytuł "Portugalia Osterwy czyli Książę Niezłomny pod kopytami". Najbardziej zabolał świetnego

aktora zwrot o "inscenizacji a la Budiennyj". Lubiliśmy się nawzajem, ja miałem dla niego szczery kult, no i przyszło do sprawy honorowej. Po prostu wyzwał mnie na pojedynek.

Jednym z moich świadków był zmarły niedawno śp. Dr Ludwik Rubel. Wypadku z bronią nie było.

NIE znoszę t. zw. nadbudówek reżyserskich. Poza tym wybór Wawelu jako sceny wydał mi się czymś niestosownym. Nie przekona mnie zdanie, że "Książę Niezłomny" w przekładzie Słowackiego stał się sztuką polską. Ten argument niczego nie dowodzi. Trzeba wybierać sztuki stosowne, związane w jakiś sposób z monumentalną jednością miejsca takiego, jak Wawel. Grają "Otella" na podwórcu pałacu dożów, grają średniowieczne misteria przed katedrą w Mediolanie, grają rozmaite sztuki w barokowym Salzburgu. Ale "Książę Niezłomny" na Wawelu? Dlaczego? T. zn. samemu dramatowi nie stało się nic złego, bo on jest naprawdę "niezłomny" A jednak wolałbym już "Barbarę Radziłłównę" Felińskiego, nie mówiąc np. o "Cydzie", który mógłby się nazywać "Cyd nad Wisłą" Jeśli zaś koniecznie misterium, to ew. "Samuel Zborowski". Rzecz rozgrywa się w zaświatach, ale bohatera ścięto właśnie na Wawelu w baszcie senatorskiej.

Misterium ... Nic łatwiejszego, niż skwalifikować coś jako misterium. Ileż to głupstw zrobiono już pod tym pretekstem! Bo ludziom się zdaje, że misterium musi być pozbawione wszelkiego sensu. "Książę Niezłomny" jest na pewno "misterium". Ale w jakim celu podkuwać to mister Po co wprowadzać Bogu winne konie, które jak wspomniałem, zastrajkowały, okazując tym wypadku wyjątkowo głęboką mądrość.

MIEJMY nadzieję, że londyńska premiera "Księcia Niezłomnego" odbędzie się pieszo. Co prawda,, znalazł się ktoś, kto poddał projekt zmodernizowania inscenizacji i zapragnął wprowadzić na scenę St. Pancras Hall'u jakiś bodaj tuzin samochodów, ale reżyser, dr Kielanowski oparł się tej sugestii i oświadczył stanowczo, że nie dopuści do zmotoryzowania "Księcia Niezłomnego".

Nic nam nie grozi. Niech raczej P. T. Publiczność przyjedzie na tę czarująco piękną sztukę tylu samochodami, żeby nie było ich gdzie zaparkować. Do widzenia 13-go września!

* * *

P.S. "Albośmy to jacy tacy, jacy tacy". . . Powróciwszy z krótkiego urlopu który spędziłem na Cyprze, muszę odrobić pewne kawałki, trudne do załatwienia w okresie wakacyjnym. W czerwcu odbyła się uroczystość 75-lecia gimnazjum im. Sobieskiego w Krakowie. Wypada, by rozsiani po świecie wychowankowie tej szkoły pomyśleli o jakimś stosownym prezencie albo nawet o stworzeniu czegoś w rodzaju klubu przyjaciół gimnazjum Sobieskiego, czyli, jak się mówiło. "Sobka".

Uczniowie gimnazjum tarnowskiego założyli taki klub w Londynie i przesyłają swej dawnej szkole rozmaite podarki, więc np. przyrządy naukowe i sportowe, lekarstwa, książki itd. Czyśmy gorsi od nich ? Proponuję i bardzo proszę kierować czeki pod adresem Kiosku "Ogniska Polskiego" (55, Princes Gate, London, S.W.7.) i zaznaczać na tych czekach, że są przeznaczone dla "Klubu Przyjaciół Gimnazjum im. Sobieskiego". Na razie zebrało się już blisko dwadzieścia funtów, ale to mało!

Albośmy to jacy-tacy, jacy-tacy ...

Z.N.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji