Artykuły

Wino, kobieta i dancing

Stefan Kiedrzyński należał do najpłodniejszych komediopisarzy mego pokolenia, tj. do tych dramaturgów, którzy rozpoczynali (bardzo młodo) karierę pisarską zaraz po wojnie japońsko-rosyjskiej, lub w czasie "wielkiego strajku", prowadzącego do rzekomej autonomii "Królestwa Kongresowego".

Jego starszy brat był prowincjonalnym przedsiębiorcą teatralnym i, o ile się nie mylę, pierwsze swe kroki dramatopisarskie Stefan Kiedrzyński stawiał na tej wędrownej scenie swego brata. Od tej pory prawie co rok dawał teatrom nową sztukę, komedię, krotochwilę (dwa razy dał dramat), najlepiej się czując w przedstawianiu sfery małomieszczańskiej i niewielkomiejskiej.

Był bystrym i dowcipnym obserwatorem bliźnich. Nie obserwował ich z wysokości Olimpu, ale z pagórka dobrotliwej złośliwości, a nie przepadając za swymi bohaterami, (bohaterami, zaiste, nie na miarę Fidiasza, lecz na miarę taniego krawca), nieraz ich obdarzał współczuciem i niefilozoficznym swoim sentymentalizmem. Czasem się posuwał nawet do ckliwości.

O wartości jego sztuk decyduje to, co jest w teatrze najważniejsze: poczucie sceny. Kiedrzyński to urodzony autor dramatyczny. Cokolwiek wychodziło spod jego pióra, miało impet, ruch, tak zwaną "akcję". Zajmują i bawią nawet głupstwa, które pisał, i nawet trywialności (mimowolne), których nie brak w jego utworach. A to dlatego, że jego głupstwo się rusza i jego trywialność bryka.

Aktorzy lubili, lubią i zawsze będą lubili Kiedrzyńskiego, bo daje dobre role i rzuca je w dobre sytuacje. Ileż świetnych popisów zawdzięcza Kiedrzyńskiemu plejada najznakomitszych aktorów ostatniego czterdziestolecia! Junosza-Stępowski, Maszyński, Przybyłko-Potocka, Mila Kamińska, Marysia Gorczyńska ...

Toteż właściwie zrobił p. dyr. Kielanowski, że na scenę w St. Mary's Hall w Clapham Common wprowadził "Wino, kobietę i dancing" trzyaktową komedię, raczej farsę, i że ją wystawił tak starannie i z takim talentem reżyserskim.

W prapremierze warszawskiej Mariusz Maszyński w roli dziarskiego dziadka, zakochującego się w namiętnej miłośnicy tanga, położył główny akcent na farsowości tej postaci. W Clapham Common p. Stanisław Kostrzewski zagrał tę rolę raczej charakterystycznie, i niewątpliwie ma słuszność przeciw Maszyńskiemu.

Moszyński był aktorem dużego talentu, miał jednak skłonność do (jakby to określić?), do zawrotności, ponoszenia, orgiazmu, i do karykatury, do szarży. Pan Kostrzewski nie zagrał "rozbudzonego" dziadka w sposób dionizyjski: dał postać z prawdziwego zdarzenia. Mniej był komiczny, ale ocalił charakter polskiej krotochwili, tym się przede wszystkim różniącej od farsy francuskiej, że jest mniej zmechanizowana i popada w sentymentalizm.

P. Mirecki był pełnym temperamentu amantem i po polsku uczuciowym wisusem, którego koniec końców ciągnie do założenia gniazda rodzinnego z panienką, dającą (mój Boże!) gwarancje wierności małżeńskiej.

P. Jakóbówna interpretowała właśnie tę panienkę. Mówiła naturalnie, brakowało jej jednak tego, czego ta rola przede wszystkim wymaga, tj. naiwności, prostoty dzieweczek, nazywanych "wiochnami". Oczywiście, nie jej wina, że kazano jej grać rolę, leżącą poza warunkami jej zdolności.

Uwodzicielkę inteligentnie zagrała p. Anna Korczak, a p. Ratschka ze znaną nam nieomylnością powtórzył "typek", w którym zawsze się podoba.

W drobnej roli ogrodnika p. Stawiński przypominał jednego z eks-ministrów w jednym z naszych eks-rządów na emigracji. Przedstawienie "Wina, kobiety i dancingu" należy do całkowicie udanych. Publiczność się śmiała i gorąco biła brawo.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji