Artykuły

Wojna europejsko-arabska

Prapremiera "Powrotu na pustynię" Bernarda-Marie Koltesa w Teatrze Powszechnym w Warszawie w reż. Anny Augustynowicz. W sztuce francuskiego autora przeglądają się dzisiejsze lęki starej Europy, która z trwogą spogląda na świat arabski i radykalizuje swój stosunek do innych kultur - pisze Roman Pawłowski.

Bernard-Marie Koltes to autor z górnej półki, stawiany wśród najwybitniejszych francuskich dramatopisarzy XX wieku obok Geneta i Sartre'a. "Powrót na pustynię" to trudna i niejednoznaczna sztuka. Akcja rozgrywa się w roku 1960 na francuskiej prowincji, która przypomina rodzinne Metz Koltesa. Bohaterem zbiorowym jest rodzina przemysłowców, a w tle wojna w Algierii, która przeorała świadomość Francuzów nie mniej niż wojna w Wietnamie świadomość Amerykanów. Dramat rodzinny łączy się tu z konfliktem politycznym, pojawiają się ulubione motywy Koltesa: podziały społeczne i rasowe, uzależnienie od własności i pieniędzy. Do tego specyficzny język, w którym liryzm zderza się z brutalnością - naprawdę "Powrót na pustynię" to dla teatru wyzwanie. Jak sobie z nim poradziła reżyser Anna Augustynowicz? Różnie. Zaproponowała arcyciekawy trop interpretacyjny - dostrzegła w sztuce Koltesa opowieść o cywilizacyjnym i kulturowym starciu dwóch światów - arabskiego i europejskiego. Jego metaforą jest konflikt między powracającą z Algieru Mathilde, która wnosi ze sobą wschodnią mentalność, i jej bratem Adrienem, właścicielem rodzinnej fabryki, który czuje się zagrożony pojawieniem się siostry. W ich rywalizacji przeglądają się dzisiejsze lęki starej Europy, która z trwogą spogląda na drugi brzeg Morza Śródziemnego i radykalizuje swój stosunek do innych kultur. Ten temat w przedstawieniu wprowadzony jest nienachalnie - to kilka szczegółów w strojach, głos muezina i wstrząsająca scena gwałtu na dziecku Mathilde, którego dokonuje zamaskowany żołnierz - tylko tyle i aż tyle jak na nasz teatr, który takimi tematami nie zwykł się zajmować.

Jednocześnie Augustynowicz poległa tam, gdzie zawsze odnosiła sukcesy, to znaczy w dramacie rodzinnym. Przyczyniła się do tego skrajna umowność przedstawienia. Chociaż rzecz toczy się wokół pieniędzy, na scenie nie ma śladu dobrobytu, aktorzy grają na pustym podeście, a jedynymi elementami scenografii są szyby, czyli nic. Wygląda na to, że francuscy przemysłowcy nie mają w domu nawet krzesła. Relacje między pokoleniami w rodzinie są nieczytelne, bowiem w rolach Mathilde i Adriena (w oryginale po pięćdziesiątce) reżyserka obsadziła 30-latków - Adama Woronowicza i Dominikę Ostałowską, w związku z czym Woronowicz udaje, że jego dzieckiem jest... Rafał Mohr.

W konwencję aktorzy wpasowują się z różnym skutkiem. Paulina Holtz jako żona Adriena bohatersko walczy ze swoim wizerunkiem z billboardów reklamujących jej rozbieraną sesję z "Playboya", ale nawet w opadających dresach i rozmazanym makijażu ma wiele wdzięku. Dominika Ostałowska jako zatroskana o przyszłość dzieci Mathilde wzrusza co najmniej tak jak Marta w serialu "M jak miłość". Jeśli chodzi o muzykę, chętnie dowiedziałbym się, co ma oznaczać motyw argentyńskiego tanga przewijający się przez spektakl, ale nie mam od kogo, bo pod muzyką nikt się nie podpisał.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji