Artykuły

Ten monodram to trochę dzwonek alarmowy

-Zagrałem ten monodram już około 160 razy - z przyjemnością przekonuję się, że, mimo ogłupiającej roli telewizji, ludzie łakną czegoś wartościowego - mówi WOJCIECH PSZONIAK, który jutro w Krakowie wcieli się w "Belfra"

"Belfrem" zadebiutował Pan jako monodramista w wieku 63 lat; skąd taka potrzeba?

- Złożyło się na to kilka rzeczy. Głównie ta, że - grając w Paryżu, a chcąc występować w Polsce - musiałem się uniezależnić od teatrów repertuarowych, bo te dwa całkowicie odmienne systemy teatralne są nie do pogodzenia. I tak dzięki śp. Janowi Wejchertowi, który udostępnił mi Teatr Bajkę, mogłem coś zrobić. A poznałem ten monodram, gdyż grał go znakomity Jean Piat, niegdyś aktor Komedii Francuskiej. Pozostało tylko skontaktować się z belgijskim autorem Jean-Pierrem Dopagnem, znaleźć tłumaczkę Bogusławę Frosztęgę...

Gra Pan już szósty rok, zatem spodobał się Panu ten rodzaj kontaktu z widzami...

- A przed premierą naprawdę drżałem; i mówię to bez fałszywej skromności, bo nie jest proste utrzymać uwagę widza przez 90 minut, nie mając piór w majtkach, nie tańcząc, nie robiąc tzw. numerów. Pozostaje sam tekst, niezwykle wartościowy, poruszający ważny problem, choć i śmieszny. Ale nie rozrywkowy. Wymagający od widza intelektualnego uczestnictwa. Jeżdżąc po Polsce - a zagrałem ten monodram już około 160 razy - z przyjemnością przekonuję się, że, mimo ogłupiającej roli telewizji, ludzie łakną czegoś wartościowego, że nie chcą tylko leniwie odbierać tekst wywołujący wyłącznie rechotanie.

Wchodzi Pan na scenę w staromodnym gabardynowym płaszczu, pilśniowym kapeluszu, staje przed tablicą, na której pisze temat lekcji: "Uczniowie to zwierzęta". Ale choć rzecz dzieje się w klasie, choć Pana belfer stoi przed tzw. trudną młodzieżą, to sztukę Dopagne'a można też traktować metaforycznie - jako zderzenie wrażliwości i erudycji z coraz bardziej panoszącym się chamstwem, prostactwem...

- Dlatego ten tekst, napisany przez nauczyciela z wieloletnim doświadczeniem, tak mnie zainteresował. Tu się zderzają dwa światy, które widzimy na co dzień... Ten monodram to trochę dzwonek alarmowy; wszak świat uosabiany przez belfra niemal na naszych oczach odchodzi. Miejmy nadzieję, że nie na zawsze...

W kulminacyjnym momencie okaże się jednak, że belfer wcale nie musi stać na straconej pozycji...

- Tak, ale nie zdradzimy naturalnie rozwiązania tej sztuki.

Dodajmy jedynie, że wkroczy w ten świat teatr...

- Temat ogromnie mi bliski - właśnie w Teatrze Współczesnym próbuję z Piotrem Fronczewskim sztukę Daniela Colasa "Skarpetki, opus 124" mówiącą o aktorach, i to nie od strony anegdotycznej, a o istocie tego zawodu...

Pana ostatnia książka też nosi tytuł "Aktor".

- I właśnie "Belfer" łączy te dwa światy; pewnie i dlatego tak lubię go grać.

Są w nim i akcenty autoironii na temat aktorstwa; że w sumie aktor to ktoś, kto musi wytrzymać półtorej godziny na scenie...

- Bo to też jest prawda, przecież aktorzy to nie tylko misjonarze głoszący prawdę ze sceny. To są przecież też ludzie, i nawet ci najwięksi myślą sobie nieraz: "Jeszcze tylko półtorej godziny i do domu"...

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji