Artykuły

Był teatr?

Przyjechali do Łodzi po krótkim pobycie w słupskim Teatrze Dramatycznym: garstka aktorów i Paweł Nowicki, absolwent Wydziału Reżyserii łódzkiej Szkoły. Dostali mały budynek przy ulicy Kopernika, siedzibę dawnego Teatru Ziemi Łódzkiej, stary, zniszczony budynek, o którym wszyscy zapomnieli. Był rok 1983, więc do nazwy Teatr Studyjny dodali datę, na pamiątkę. Zaczęli spektaklami dwóch reżyserów współtworzących nowy teatr: Kordianem w reżyserii Zbigniewa Micha i Sztuką bez tytułu. Publicznością Lorki w reżyserii Nowickiego.

Opisywać spektakle, które przeminęły, które trwają w pamięci zaledwie kilku osób? Nastroje, emocje, atmosferę, wszystko razem? To trudne. Niezapomniana rola Jarka Dunaj a grającego Kordiana współczesnego, dziwnie bliskiego, którym targały niepokoje nie tyle romantycznego bohatera, co młodego, wrażliwego człowieka.

Drugim spektaklem Micha był Kalafar, przedstawienie na podstawie tekstów Witkacego. Pierwsza część odbywała się w foyer, gdzie ustawiono fotoplastikony, w których lalki odegrały dwa krótkie "dramaty"; w akcie drugim podjęto między innymi próbę realizacji Czystej Formy w teatrze Witkacego, jego projekt wystawienia fikcyjnego dramatu urzeczywistniającego tę ideę. Spektakl kończył krótki, uroczysty koncert na cześć Mistrza, którego portret górował nad wszystkim. Kalafar mimo (a może właśnie dlatego), że nie był oparty na jednym tylko tekście dramatycznym, doskonale oddawał ducha i istotę twórczości Witkacego, wprowadzał w ten pozornie alogiczny i dziwaczny świat.

Spektakle Nowickiego zmierzały w inną stronę. Próbowały w różny sposób komentować problemy związane z naszą rzeczywistością (nie było jednak mowy o żadnej doraźności czy tanich aluzjach). Według Nowickiego nie można uciec od rzeczywistości, nie można uniknąć uwikłania się w nią. Nowicki nie wystawia dramatów, szuka, wypowiada poprzez teatr swoje pewności i niepewności, tekst dramatyczny jest dla niego pretekstem. Stąd zamiast Biesów - Przypisy do "Biesów".

Nowicki dokonał adaptacji, pokazał w swym spektaklu, jak dwóch szaleńców, Wierchowieński i Stawrogin, zdobywa władzę nad garstką ludzi chcących zaangażować się w światowy ruch rewolucyjny, który, jak się potem okazuje, był wymysłem tej dwójki prowodyrów. Pod wzniosłymi ideami kryła się żądza władzy albo szaleństwo.

Na pytanie, "jaki powinien być prawdziwy rewolucjonista?", znajdujemy odpowiedź w zamieszczonym w programie katechizmie: "Rewolucjonista to ktoś, kto się poświęcił. Nie ma ani interesów osobistych, ani spraw, ani uczuć lub upodobań, ani własności, ani nawet nazwiska". Więc bezkompromisowość, bezwzględność, okrucieństwo... I prości ludzie, których pasja została wykorzystana do innych zupełnie celów.

Natomiast kameralny Sur-Soc oparty był na prostym pomyśle zestawienia dwóch tekstów: surrealistycznego (Niemy kanarek Geoorgesa Ribemonta-Dessaignes) i socrealistycznego (Stefa Aleksandry Naborowskiej według Początku opowieści Mariana Brandysa), Między nimi stawia się znak równości. Nowicki realizuje także spektakle według swoistych collages literackich, takim spektaklem było Krótko na styku, a i scenariusz jednego z najlepszych przedstawień Tragedia - Włodzimierz Majakowski był precyzyjnym montażem różnorodnych tekstów, od wierszy poprzez wspomnienia o poecie, aż do oficjalnych dokumentów, z wykorzystaniem Wojny domowej Wołoszyna oraz utworów Majakowskiego Moskwa płonie i tytułowej Tragedii. Nowicki miesza konwencje, style, symbole, lecz nie wprowadza to chaosu, przeciwnie - jest ekwiwalentem złożoności przekazywanych sensów. Był to spektakl o zależności człowieka od chwili historycznej, spektakl, w którym z całą wyrazistością została pokazana tragedia Majakowskiego, Bułhakowa, Błoka. Udowadniał też, że człowiek jest istotą tragiczną, bo musi w coś wierzyć, choć idee nie liczą się z ludzką wiarą i wiernością, wymieniają się dowolnie, są wymieniane. Był to spektakl trudny reżyser wymagał od widza niemałej wiedzy. Użyte środki plastyczne odsyłały do minionych epok w sztuce, głównie teatralnej, do sztuki okresu Rewolucji Październikowej, teatru agitacyjnego, do pomysłów futurystów, nowatorskich odkryć wielkiej Reformy Teatralnej (przede wszystkim Meyerholda). Spektakl zręcznie balansował na granicy realizmu i błazenady, tragizmu i komizmu, i tak był prowadzony konsekwentnie do końca, zbudowany precyzyjnie z drobniutkich elementów.

Przedostatnią premierą Nowickiego były Parady Jana Potockiego. Reżyser posłużył się konwencją "teatru w teatrze", a tekst Parad stał się pretekstem do pokazania zależności sztuki od polityki i ideologii.

Ostatnią realizacją Nowickiego była prapremiera Pokoju dziecinnego Emila Zegadłowicza. Nowicki poczynił ogromne skróty w tym niescenicznym, przegadanym, nigdy nie odkrytym przez teatr dramacie. Wprowadził postacie ze Zmór i Motorów, członków rodziny głównego bohatera, alter ego Zegadłowicza, dzięki czemu postać Autora występująca w tekście wysuwa się na plan pierwszy. On jest tu demiurgiem, on stwarza swoich rozmówców i sam jest (stwarzany przez swoje marzenia i wizje.

Tekst, który był jawnym atakiem na instytucję państwa, militaryzm i hegemonię Kościoła dziś brzmiałby egzaltowanie i śmiesznie, stąd odreżyserska ironia. W epoce odkrywania białych plam cenny wydaje mi się ten głos, który w sposób atrakcyjny teatralnie (scenografia Magdaleny Maciejewskiej) mówi, że powiedzieć można wszystko, ale tak naprawdę niczego to nie zmienia ani w nas, ani tym bardziej w świecie nas otaczającym.

Nowicki ma wspaniałe pomysły, mimo swej pasji filologa szperacza i starannego przygotowywania się do swoich realizacji od strony teoretycznej, "myśli teatrem", jego możliwościami, nakazami i zakazami. Tworzy teatr niełatwy, ale dający dużo satysfakcji w prowokowanych próbach odnajdywania literackich i teatralnych tropów. To teatr, który przy pierwszym kontakcie oszałamia, zaskakuje ilością rozwiązań, fascynuje, ma swoje zagadki i tajemnice.

Do dziś powtarza się w teatrze anegdotę, jak grano czterogodzinnego Kordiana dla czterech widzów. Łódź jest miastem tzw. trudnym dla kultury, ci zapaleńcy dobrze to poznali. Ale najtrudniejszy okazał się nie problem personalny (zastali przecież na miejscu zespół dawnego teatru, który grał klasyczny repertuar dla prowincjonalnej, nie wyrobionej publiczności), nie problem związany z koniecznością remontu walącego się budynku, nie problem związany z narzuconą współpracą ze Szkołą Filmową, nawet nie problem związany z krytyką łódzką nie przyzwyczajoną do teatralnych inności, lecz problem stworzenia własnej publiczności. Publiczności, która przychodziłaby z własnego wyboru, która by rozumiała, współuczestniczyła.

To okazało się najtrudniejsze. I choć po pięciu latach istnienia teatr dorobił się takiej publiczności, to kłopoty frekwencyjne wcale nie minęły. Łódź przyjmowała teatr powoli i z oporami. Niekonwencjonalne formy reklamy: rozwieszenie ogromnych zdjęć ze spektakli na tramwajach, wynajęcie traktoru, który jeździł po głównej ulicy miasta w godzinach szczytu - nie przynosiły pożądanych efektów. Łodzianie byli nieufni, chociaż Teatr Studyjny nie próżnował. Zapraszał do współpracy reżyserów z różnych miast i teatrów (tu między innymi Krzysztof Rościszewski wyreżyserował Idiotą Dostojewskiego, Jacek Pacocha prapremierę Kompleksu Portnoya Rotha), także twórców spoza granic naszego kraju. Owocem tej międzynarodowej współpracy był spektakl Tańce w stylu epoki, współcześnie napisana sztuka czeskiego autora Karola Steigerwolda wyreżyserowana przez Węgra Gezę Bodolaya. Za kreację w tym przedstawieniu Jarosław Dunaj otrzymał łódzką nagrodę za najlepszą rolę w sezonie.

Teatr prowadził także działalność impresaryjną, na jego scenie występował paryski Theatre Zero, szwedzki Theater Albatros czy Raymond Cousse, francuski aktor i dramaturg. Ale teatr nie ograniczał się do działalności teatralnej, w foyer znajduje się Galeria, w jej ramach odbywały się rozmaite akcje parateatralne, na przykład grupy plastycznej "Łódź Kaliska", spotkanie z Biurem Przewodników po Kulturze i Sztuce. W ubiegłym sezonie ogłoszono konkurs na recenzję, zorganizowano sesję pod nazwą Teatr - Dramat - Polityka, a także Wielką Debatę pod hasłem Łódź metropolią mediów wschodu. Autorem tego hasła był Hans Magnus Enzensberger, który po krótkim pobycie w tym mieście napisał w Ach, Europa: "Łódź? - Niezapomniana. Brutalny cud. Ale trzeba by coś zrobić... Łódź powinna stać się wschodnioeuropejską metropolią mediów... Koniec z warszawską kuratelą! Wielka debata na temat przyszłości miasta. Dlaczego tego nie zaproponujecie?". Więc zaproponowali. Przybyli goście, tzw. przedstawiciele łódzkich środowisk artystycznych, i debatowali nad kulturalną przyszłością miasta, nad koniecznością wspólnego jej konstruowania. Upór ludzi usiłujących przełamać powszechny marazm, nudę i szarość godny jest najwyższego podziwu. Wymyślili fikcyjną postać Adama Jeymka, założyciela Teatru Studyjnego '63 (z roku 1863), wynalazcy słynnych potrójnych podestów, które inspirowały potem Meiningeńczyków, nauczyciela i mistrza Craiga i Osterwy, powołano Komitet d/s Reaktywowania Zapomnianych Dzieł Adama Jeymka, a małej sali prób nadano imię Wielkiego Łodzanina. Uroczystość odbyła się z wielką pompą, bo przecież teatr to także zabawa, miejsce spotkania ludzi, którzy bawić się chcą. Innym pomysłem były Wieczory Teatralne, podczas których "wzorem anglosaskim i Adama Hanuszkiewicza" odbywało się czytanie dramatów autorstwa ludzi nie zajmujących się zawodowo pisaniem. Bohaterką pierwszego wieczoru była Agata Paczek, ekonomistka ze Zgierza.

Gdy w 1983 Nowicki przyjechał do Łodzi z grupą aktorów, chcieli robić teatr pokoleniowy, niekonwencjonalny i żywy. Czy im się to udało? Czy taki teatr był komukolwiek w tym mieście potrzebny? Oto pytania niemal retoryczne. Użycie przeze mnie czasu przeszłego nie jest przypadkiem. Po sześciu sezonach tworzenia teatru odchodzi Paweł Nowicki. Nie wiadomo, czy teatr przestanie istnieć, może powstanie tu scena impresaryjna, może przejmie go Szkoła Filmowa albo Teatr Pinokio, a może po prostu przejdzie w inne ręce. Nie ma jednak wątpliwości co do tego, że historia Teatru Studyjnego '83 i zamknięta zostanie bieżącym sezonem. Rodzi się w związku z tym jeszcze jedno pytanie, może trochę egzaltowane i naiwne: czy zapał tych ludzi poszedł na marne, co zostanie? Teatr wpisał się w kulturalną topografię miasta, ma wielu zwolenników, a myślę, że będzie go brakowało także wrogom.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji