"Kły zbrodni" czyli... dokąd zmierza rock?
FUTURYSTYCZNE wizje zautomatyzowanego społeczeństwa inspirowały wielu autorów, że wspomnę tu o Huxleyu, Orwellu, Wellsie, Zamiatinie czy naszym Lemie. Nigdy natomiast nie wyobrażano sobie, że w przyszłości światem rządzić będą idole rocka, jak ma to miejsce w "Kłach zbrodni" Sama Sheparda.
Fabuła tej swoistej rock-opery nie jest zanadto odkrywcza. Leitmotiv stanowi walka o władze., a symbolizuje ją ustawiony na scenie tron z pleksiglasu. Rywalizuje ze sobą dwóch rock-manów. W męskiej roli Hossa występuje obdarzona bogatym warsztatem aktorskim, pełna ekspresji Anna Chodakowska. Z Hossem konkuruje Kruk - nadużywający mimiki i gestów Grzegorz Emanuel - reprezentant nowego, coraz popularniejszego trendu muzyki.
W pierwszej odsłonie poznajemy Hossa i jego otoczenie: lekarza aplikującego mu rozmaite narkotyki, wątpliwego autoramentu astrologa, na którego przepowiedniach opierał Hoss swoje plany, flegmatycznego; szofera i kamerdynera zarazem, wreszcie atrakcyjną girlfriend (efektowna w stylizowanych układach choreograficznych Monika Świtaj).
Cześć druga to werbalno-muzyczny pojedynek, do jakiego dochodzi między antagonistami. Zwycięża w nim Kruk, zaś Hoss, opuszczony przez swoją świtę, popełnia samobójstwo. Wiwisekcja, jakiej poddany został muzyczny światek, obala mit jego bezkompromisowości i całkowitej wolności.
"Kły zbrodni" na pewno trafiają w gusta młodzieżowej widowni. W napisanych soczystym językiem dialogach - obfitujących w bezceremonialne sformułowania - raz po raz przewijają się nazwiska prekursorów muzyki rockowej, a wykonawcom towarzyszy niemal bez przerwy zespół XXI wieku, którego kompozycje niej nastrajają, niestety, optymistycznie co do przyszłości rodzimego rocka.