Artykuły

Paweł Pierwszy w "Ateneum"

W okresie międzywojennym zaczytywano się u nas powieściami Mereżkowskiego. Ten pisarz rosyjski ukraińskiego pochodzenia dobierał sobie intrygujące i sensacyjne epizody z dziejów. Urodzony w 1865 roku, a więc w epoce wysokich lotów rosyjskiego piśmiennictwa nie unikał tematów drażliwych. W 1908 roku napisał sztukę na temat Pawła Pierwszego, czyli sprawy otoczonej tajemnicą za czasów carskich (a może i stalinowskich). W trakcie prób podjętych przez słynny teatr Stanisławskiego, cenzura zakazała premiery. (Jak u nas, w 1947, "Caliguli" Camusa).

Nic dziwnego: chodziło przecież o carobójstwo, inspirowane przez generała-gubernatora hr. Pahlena. Następca tronu, na pozór marzyciel i liberał Aleksander, był wtajemniczony w spisek. Mereżkowski, przeciwnik despotyzmu, znalazł tu przedmiot zainteresowań. Zapewne korzystał ze źródeł polskich, szczególnie z pamiętników ks. Adama Czartoryskiego.

Jednak w swej sztuce o Pawle Pierwszym ani słowem nie wspomina Mereżkowski o Polakach. Nie mówi nawet o uwolnieniu Kościuszki i Niemcewicza. Dopiero po 1917, po wybuchu Rewolucji Październikowej, zainteresował się Polską czyli krajem, do którego uciekł z Rosji (zanim się osiedlił w Paryżu). Napisał w 1920 roku broszurę o Płłsudskim. Można przypuszczać, że autor "Pawła Pierwszego" nie uwielbiał naczelnika Państwa Polskiego, który właśnie wtedy starał się oderwać Ukrainę. Przecież nawet i Bułhakow chwalił carskich oficerów, walczących przeciw nam w 1920 roku.

Gdy beletrysta Mereżkowski napisał jeden z nielicznych swych dramatów, "Pawła Pierwszego" - mógł cieszyć się u nas sympatią, jako liberał i przeciwnik caratu. Jak Tołstoj, Czechow i Gorki. Ale nie polakożerca Dostojewski. Z tych powodów, a także i artystycznych, zainteresował się "Pawłem Pierwszym" Solski i dał światową prapremierę tej sztuki w Krakowie. Wyobrażam sobie, że wykonawca ról tyranów znalazł tu osobiste pole popisu. 2apewne uwydatniał szaleństwo i kaprysy Pawła, a nie momenty jego skruchy, lęku i niepokoju. Miał w pamięci "Dziady", ze słynną pieśnią Feliksa, który wołał, po wysłuchaniu wstrząsającego opowiadania Sobolewskiego "Znajdzie się Paleń dla cara!"

A może i pamiętano w Krakowie o kijach, które każe dać Nowosilcow? Paweł u Mereżkowskiego skazuje na 300, a później na 400 razów - niewinnego podoficera.

W 1926 r. znów grano u nas "Pawła" z Junoszą Stępowskim. Był nie tyle szaleńcem, co cynikiem i sadystą. Trochę - wbrew Mereżkowskiemu. Ale z tekstu przejął sceniczne studium lęku, o którym Boy napisał pięknie, że jest "głównym aktorem" tego dramatu.

Lęk, jako koszmar przeżyć, to najsilniejsza strona w grze nowego wykonawcy roli Pawła, Jerzego Kamasa w teatrze "Ateneum". Kamas wyraża panikę znakomitą mimiką, wrażliwością, wymową. Mniej przekonujące są sceny, gdzie dominuje krzyk, tupanie, agresja czy czułość.

Drugą wybitną rolą spektaklu jest hr. Pahlen, grany przez Mariana Kociniaka. Ukazuje odwagę pogardy, ryzykancką intrygę, stopniowanie oszustw i podstępów. Kociniak ma szczególnie świetną scenę dialogu z Pawłem, gdzie rozstrzyga los własny i partnera.

Aleksandra, jako następcę tronu, gra Tomasz Dedek, dobrze nawiązujący kontakt z innymi postaciami, szczególnie w scenach początkowych. Instynktownie wyczuwa tu Aleksander swe szanse: miłość ojca, dziwność sytuacji, zmianę nastrojów Pawła. Później (może z winy tekstu?) postać traci aktorską wyrazistość.

Zadziwia kunszt słowa, technika, swobodą inteligencja artystyczna w niedużej stosunkowo roli, jaką tworzy Józef Para. Należy pogratulować "Ateneum" takiego nabytku, a aktorowi wróżyć powrót do ról tej miary co słynny Zbigniew w "Mazepie" czy Bohater w "Kartotece" Różewicza.

Reżyseria Krzysztofa Zaleskiego nie jest zbyt zdecydowana, szczególnie w scenach zbiorowych. "Adaptacja", zaznaczona w programie to, zapewne, skróty. Niezbędne. Krótkość spektaklu, kondensacja i ograniczenie grozy przez barwność przemawiają na korzyść utworu, który po 49 latach powrócił do nas. Czy ów Paweł koniecznie musiał się zjawić na Powiślu? Czy świetny teatr "Ateneum" nie mógłby sięgnąć raczej po którąś z naszych sztuk współczesnych, co się tak pięknie udało w przypadku "Aby podnieść różę" Trzebińskiego, "Poloneza" Jerzego Sity, "Matki" Witkacego i "Godziny prawdy" Choińskiego?

To nieprawda, że brakuje polskich sztuk współczesnych. Nie umiemy jednak korzystać z posiadanych zasobów. Dość zawstydzającym dowodem są tegoroczne Warszawskie Spotkania Teatralne, dobrane wedle szablonowego i dowolnego klucza.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji